czwartek, 27 października 2016

3. Masz może piekarnik w domu?

Szklanka tego, szklanka tamtego, łyżka tego i szczypta tego... To wcale nie tak, że nie mogłam się na niczym skupić i po raz... drugi, trzeci... po raz piąty mieszałam produkty. W końcu jednak coś z tego wyszło. Nalałam masę do foremki i chciałam wsadzić ją do piekarnika. Rozejrzałam się po kuchni w poszukiwaniu sprzętu. Szafka, szafka, zmywarka, szafka, lodówka. Piekarnika brak! Co za pech... Moje szczęście musiało się skończyć. Szkoda zmarnować składniki. No cóż, trzeba coś wymyślić.
- Hej. - przywitałam się z Chrisem - Masz może piekarnik w domu?
Mając na myśli coś, nie myślałam o tym, żeby spytać sąsiada o to czy posiada magiczne urządzenie. Na to wpadłam po jakiejś godzinie myślenia, nad tym co mogę uczynić. Kolejne 15 minut wymyślałam co mu powiem kiedy otworzy drzwi. I szczerze powiedziawszy kiedy to wymówiłam, zabrzmiało jeszcze gorzej niż w mojej głowie. Co jeszcze dzisiaj zepsuję?
Rozbawiony chłopak przepuścił mnie w drzwiach. Niepewnie weszłam do środka. Czułam jak, mimo jego rozbawienia, palą mnie poliki. Spojrzałam na niego.
- Zapraszam do kuchni. - wskazał mi ręką odpowiedni kierunek - Twój piekarnik się zepsuł?
- Tak jakby... - położyłam ciasto na stole i odwróciłam się przodem do chłopaka - Jeśli tak można nazwać jego brak.
Jego melodyjny śmiech wypełnił pomieszczenie. Nie spuszczając ze mnie wzroku Chris włożył moje "cudo" do piekarnika i usiadł na przeciwko mnie przy niedużym stole. Jego mieszkanie było zdecydowanie w lepszej kondycji niż moje. Widać było, że chłopak przyłożył się do tego by wyglądało dobrze. Swoją drogą jeśli mieszkał sam to dlaczego panował tam porządek?!
Blondyn nadal nie spuszczał ze mnie swojego spojrzenia. Trochę mnie to krępowało. Poprawiłam się na krześle, rzucając mu nieśmiałe spojrzenie. Byłam osobą pełną skrajności. Przed chwilą wbiłam mu na chatę, żeby upiec ciasto, heloł!
- Chciałam się odwdzięczyć za tą babeczkę z wczoraj. - mruknęłam.
- Nie trzeba było. - uśmiechnął się szerzej - Póki się piecze, może obejrzymy jakiś film? Zaprosiłbym cię na spacer, ale pada. - spojrzał przez okno, co również zrobiłam.
To prawda. Od rana pogoda nie sprzyjała ludziom, którzy musieli wyjść na dwór. Cały czas padało i padało i padało i masz już tego dość i nie możesz nic zrobić. Najgorsze uczucie ever. Ale dla chcącego nic trudnego. Można wyjść na spacer nawet jak pada. Swoją drogą powinnam zacząć biegać. Jak zobaczyłam wczoraj modelkę, to myślałam, że się schowam. Była jak patyk. A myślałam, że to ja jestem chuda! Trochę za dużo pizzy Roly...
- Jasne. - uśmiechnęłam się. Przeszliśmy do salonu - Co proponujesz?
Usiadłam na kanapie. Była wyjątkowo wygodna. Trzeba kiedyś spytać gdzie kupił i za ile. Może za jakiś czas będzie mnie na taką stać. Chłopak wziął pilota i usadowił się koło mnie. Złapałam poduszkę, która leżała po prawej stronie. Robiła mi za stojak pod głowę i jako maskotka.
- Hm... - skakał z kanału na kanał z prędkością światła - Titanic?
- Proszę nie. - jęknęłam, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy - Zbyt wiele razy to oglądałam. Mam dość.
- Ok. - uśmiechnął się szeroko - Szybcy i wściekli?
- Tak! - ożywiłam się - Która część?
- Siódma.
- Będę płakać.
Blondyn znów uważnie mi się przyjrzał. Aż tak ciekawa jestem? A może aż takim dziwakiem jestem? Nigdy nic nie wiadomo. A szczególnie co komu w głowie siedzi. Zakładam, że on na pewno nie wie o czym myślę, ale nie będę pytać.
- Na tym filmie nie można płakać. - odparł rozbawiony.
- Chcesz się założyć? - mruknęłam.
- Nie. - błysnął zębami, ale nie przełączył.
Cały czas komentowaliśmy to co się działo, bądź po prostu rozmawialiśmy. Niewiele dowiedziałam się o Chrisie. On w sumie o mnie też nie za dużo. Blondyn powiedział mi tylko, że studiuje wieczorowo architekturę, dlatego dorabia w kawiarni. Podobno mieszka już w Los Angeles 2 lata. Opowiedział mi nieco o mieście. Polecił mi kilka miejsc do zwiedzenia. Jednak chciałam dowiedzieć się o nim więcej. Nie był skory do zwierzeń. Za to zaczął wypytywać mnie. Skończyło się na tym, że powiedziałam mu o moich szerokich zainteresowaniach i że zaczęłam tutaj pracę. Tyle w temacie. 
Nawet nie wiadomo kiedy, a przeleciał nam cały film (na moje szczęście, bo nie płakałam na końcu). Wróciliśmy do kuchni po ciasto, ale niestety został z niego tylko popiół. Tak to jest kiedy chcesz się odwdzięczyć. Wszystko kiedyś musi się spieprzyć. Jak nie raz, to kilka. Ale nadal trzeba być optymistą. Nie poznaję cię Roly. Ta... Ja siebie też.
- Przepraszam. - mruknął chłopak - Zapomniałem o nich.
- Daj spokój. - uśmiechnęłam się - Nie słodycze są w życiu najważniejsze. - obdarował mnie pięknym uśmiechem.
Spędziliśmy razem czas do wieczora w zasadzie na niczym. Zalegliśmy na kanapie z miską popcornu, którego udało nam się nie spalić. Przez te kilka godzin gadaliśmy o głupotach. Nie jestem w sobie stanie chyba nawet przypomnieć co to było. Dowiedziałam się też trochę więcej o studiach Chrisa. Zainteresowało mnie to. Tak więc po powrocie do mojego jakże wspaniałego mieszkania, odpaliłam komputer. Potrzebowałam więcej informacji. Odwiedziłam stronę uczelni blondyna. Pierwsze co zrobiłam to otworzyłam zakładkę z kierunkami studiów. Znalazłam mechanikę. Siedziałam przez dobre pół godziny wgapiona w ekran i nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony chciałam się uczyć, no bo czemu nie, ale z drugiej... Po co mi to kiedy chcę zostać fotografem? Kobieta pełna sprzeczności to ja, dzień dobry! Opadłam twarzą w poduszkę. Chyba musiałam o tym z kimś porozmawiać.
- Kevin... - zaczęłam niepewnie, spoglądając na niego kątem oka.
Znów byliśmy w terenie. Tym razem naszym celem był las. Miałam już kilka ładniejszych ujęć, więc postanowiłam pogadać ze Smithem. Może on był w stanie mi pomóc? Przyda się jakakolwiek rada.
- Co cię trapi mała? - spytał z uśmiechem, wyjmując mi aparat z rąk.
Wiedziałam, że chce poprawić mi humor. Od rana byłam zdenerwowana i rozkojarzona. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Tak to jest kiedy siedzi w tobie pełno niepewności.
- Chyba chciałabym zacząć studia.
- Fajnie. - usiadł obok mnie i spojrzał mi w oczy z ciepłym uśmiechem - W czym problem?
- Nie wiem czy chcę. - jęknęłam.
Usłyszałam jego śmiech. Objął mnie ramieniem jak dobrego kumpla. Ale czy byliśmy takimi znajomymi? Czy mogłam na nim polegać bez względu na wszystko i odwrotnie? Nie sądzę byśmy byli zdolni do zrobienia dla siebie wszystkiego. W końcu znamy się tylko tydzień. Jak ten czas szybko leci...
- Po prostu zobacz. - kiedy chciałam coś powiedzieć, nie dał mi dojść do głosu - Posłuchaj. Z wypłaty będzie cię stać na te studia nie ważne co wybierzesz. I w sekrecie powiem ci, że jeszcze trochę będziesz mogła zachomikować. - uśmiechnęłam się - Nie spodoba ci się, rzucisz to gówno i tyle. Do wszystkiego trzeba podchodzić na luzie.
Tak. Chciałabym tak podchodzić do wszystkiego. I po tej rozmowie zrozumiałam, że co ma być to będzie. Nie ważne, że wybór należał do mnie. To się po prostu musiało stać. Tak więc zapisałam się na muzykę. W sumie sama nie wiem czy to studia, czy kurs. Ważne, że w końcu wyjdę choć trochę do ludzi. Czas na to bym przestałą myśleć o przeszłości, o osobach, których mi brakuje. Najpierw szłam do studia na zajęcia z malowania. Chciałam sobie jakoś zorganizować wolny czas. Pierwsze na liście były zajęcia z graffiti, a następnego dnia moje "studia".
Idąc na zajęcia nie denerwowałam się tak mocno jak pierwszy raz gdy byłam u Kevina, lecz nadal odczuwałam stres. Cholerny stres. Nienawidziłam go. Nie miałabym nic przeciwko gdyby zniknął z mojego życia, ciała, duszy i tak dalej. Żeby go po prostu nie było.
Weszłam do ciepłego pomieszczenia. Na dworze było naprawdę chłodno. Szybko ściągnęłam kurtkę i przeszłam do odpowiedniej sali. Było w niej tylko kilka osób. Może z 6. W końcu pokoik nie za duże, a są tylko 4 ściany. Białe ściany. Stanęłam opierając się o jedną z nich. Wszyscy, którzy tam przyszli zawzięcie o czymś dyskutowali. Pewnie byli dobrymi znajomymi i przyszli się razem dobrze bawić. Chyba czas znaleźć sobie jakichś przyjaciół, co Roly? Nic na siłę. Nie będę się prosiła o towarzystwo. Dlaczego ja gadam sama ze sobą? Ugh... Mój telefon zał o sobie znać. Szybko go sprawdziłam.
Czekam na sesję
Harry
PS: Kevin dał mi numer :D
Kogo zabić najpierw? Vina czy mnie? Stop... Jak zabiję najpierw siebie to nie będę mogła jego. Chyba, że zrobię to w tym samym czasie. Niezbyt kusząca propozycja. Niestety mój ukochany szef może liczyć na mocny ochrzan. Zaśmiałam się pod nosem. Tak, szef dostaje opierdol od pracownika, nie ma co.
Tymczasowo nie sprzyja nam pogoda, a poza tym nie dysponuję czasem
Uprzedź Vina, że jestem wściekła :D
PS: może weekend będę miała wolny, nie wiem co na to szef ;)
Schowałam telefon, bo słyszałam, że ktoś wszedł do sali. Podniosłam wzrok. Zobaczyłam tylko chłopaka z ciemnymi włosami. Stał tyłem do nas przy jednej ze ścian. Był ubrany w czarną bluzę z kapturem i ciemne spodnie. Co kto lubi. Dogadałabym się z nim, co do kolorystyki ubrań. Ciemne kolory niech będą z tobą, nieznajomy.
- Żadnej teorii. Pokażę wam tylko trochę praktyki na tych zajęciach. - odezwał się.
A jakieś "cześć", czy coś? Moment... Ja chyba znam ten głos. Hm... A no tak! To ten zrzędliwy chłopak, którego słyszałam, kiedy Jess wsiadała do auta. Swoją drogą szkoda, że nie wymieniłyśmy się numerami, albo coś. Ona była całkiem sympatyczną osobą. Lekki uśmiech pojawił się na moich ustach, na wspomnienie ze sklepu.
- Proste rzeczy. - machnął ręką kilka razy i wow.
Na ścianie pojawił się zajebisty napis. Chłopak zaczął go kolorować. No nieźle. Napisów jeszcze nigdy nie robiłam. Kiedyś próbowałam bawić się w rysowanie graffiti. Jeszcze wtedy miałam z kim próbować robić takie rzeczy. Kiedy ciemnowłosy skończył odwrócił się do nas przodem. Co za niespodzianka. Zayn Malik. Myślałam, że on śpiewa. Dziewczyny obok pisnęły cicho. Wywróciłam oczami. Jakby chłopaka nigdy nie widziały.
- Nie zabierajcie się za nic trudnego na pierwszych zajęciach. - dodał i dał nam wolną rękę.
Do kogo ty to mówisz, ty, ty, ty, piosenkarzu ty! Nie ważne. Oddaliłam się lekko z czarnym sprejem w ręce. Musiałam zobaczyć to co chciałam stworzyć. I nawet wiedziałam jak to będzie wyglądać. Coś nowego. Czerwonym sprejem lekko nakreśliłam serce.
- Jak oryginalnie. - usłyszałam za sobą.
Żebyś się kurwa nie zdziwił. Puściłam jego uwagę mimo uszu. Musiałam być silna. Odetchnęłam głęboko. Wiedziałam, że Zayn - Srejn - stoi za mną i przygląda się temu co robię. Tak więc zakreśliłam lekko skrzydła i koronę nad sercem. Reszta była już tłem, które miało wyjść z mojego wnętrza. Upiłam łyk wody, którą ze sobą przyniosłam i spojrzałam na moje "dzieło" z odległości. Musiało się udać. Wzięłam czerwony sprej i zaczęłam kolorować serce. Trochę cienia tu, trochę tam, tu trochę wyjechać za linię. Przekrzywiłam głowę. Idealnie. To samo zrobiłam ze skrzydłami. Kiedy je skończyłam, reszta grupy zostawiła swoje koślawe, ale naprawdę dobre napisy i wyszła. Zajęcia teoretycznie się skończyły. Ale Malik nie wyprosił mnie z sali. Uznałam to za pozwolenie na dokończenie mojego dzieła. Nie nudziło mi się. Zestresowałam się dopiero gdy zobaczyłam, że na dworze jest ciemno. O nie... Nienawidziłam sama chodzić po ciemku. To było trochę przerażające. Trochę bardzo! Jednak odpędziłam strach i zajęłam się moim kawałkiem ściany. W końcu stanęłam kilka kroków dalej i spojrzałam na moje malowidło. Efekt był zadowalający.

Przynajmniej mi się strasznie podobało. Dawno nie byłam z siebie tak zadowolona. Wyciągnęłam aparat i zrobiłam szybko zdjęcie. Instagram będzie bogatszy o moją twórczość. Zabawne...
- Po co przychodziłaś na te zajęcia? - spytał Zayn oparty o ścianę.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uważnie mi się przyglądał. Wytarłam ręce w szmatkę i upiłam łyk wody. Schowałam mój aparat.
- Żeby się czegoś nauczyć. Tak na marginesie, słabe te twoje rady. - uśmiechnęłam się, widząc jego minę.
No proszę Roly, potrafisz być śmiała jak chcesz. Ta... od czasu do czasu. Jak mnie natchnie. Zayn się do mnie nie odezwał, ale widziałam po jego minie, że jest mocno wkurzony. Założyłam płaszcz i wyszłam na dwór. Zaczyna się długa wędrówka do domu.
Byłam przerażona. Nie wiedziałam gdzie jestem i co się właściwie dzieje. A raczej co się stało. Z tej niemocy po moich policzkach leciały łzy. Zaczęło padać. Rozpętała się prawdziwa ulewa. Nie została na mnie nawet sucha nitka. W oddali zobaczyłam błysk, a niedługo potem do moich uszu dotarł grzmot. Zadrżałam. Nie wiem czy z zimna, czy ze strachu. Co miałam zrobić? Wyjęłam telefon z kieszeni. Jak dobrze, że nie nosiłam go w torebce. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nawet nie wiem czy kliknęłam dobry numer.
- Halo? - zaspany męski głos, podziałał na mnie jak tabletka uspokajająca.
- Kevin... - ledwo mogłam wydusić jakiekolwiek słowo. Starałam się panować nad moim roztrzęsionym głosem - Pomóż mi.
- Co się stało? - natychmiast otrzeźwiał. Jakby ktoś wylał na niego wiadro wody - Roly mów do mnie.
Nie umiałam wydusić słowa, kiedy zobaczyłam jakąś sylwetkę przede mną. Postać miała kaptur na głowie. Zdecydowanie był to mężczyzna. Sięgnęłam po pierwszą lepszą rzecz z najbliższego kosza na śmieci. W moje ręce wpadł kij od miotły. Byłam w ślepej uliczce. Modliłam się, żeby ten mężczyzna poszedł w inną stronę. Usiadłam za wielkim śmietnikiem. Miałam nadzieje, że mnie nie zauważy.
- Roly odezwij się. Mów do mnie. - podskoczyłam, słysząc głos Vina.
Zapomniałam, że nadal trzymam telefon przy uchu. Mocniej zacisnęłam rękę na lichym kiju i zebrałam się w sobie by wydukać kilka słów.
- Okradli mnie. Nie wiem gdzie jestem, uciekałam przed nimi. - szepnęłam.
Zacisnęłam powieki. Nie czułam się tu bezpiecznie pod żadnym względem. Może mama miała rację. Nie trzeba było wyjeżdżać. Na co ci wielki świat głupia?! Bo chciałam...
- Zrobili ci coś? - starał się być opanowany.
Po jego głosie wiedziałam, że przychodzi mu to niemal tak ciężko jak mi. Usłyszałam szelest. Ścisnęło mnie w żołądku. Zerknęłam, wychylając się lekko. Nikogo nie dojrzałam. Być może przez ilość kropli spadających na ziemię. Na czarnym tle nocy, deszcz był praktycznie biały.
- Chcieli, ale byli zbyt pijani by mnie dogonić. - mruknęłam.
Huk. Ktoś kopnął w kosz, za którym siedziałam. Moje serce boleśnie obijało się o żebra. Poprawiłam moją mizerną broń w ręce, która się trzęsła.
- Cholera, co?! - osoba, która stała po drugiej stronie chyba też rozmawiała przez telefon - Widzisz jaka jest pogoda? Wiesz jak wielkie jest to miasto?... Tak?! A wiesz ile w tym mieście jest koszy na śmieci?!
Co za idiota? Skąd tu się wziął taki koleś? Czyżby czegoś szukał? Może ktoś miał mu sprzedać narkotyki i wrzucił do kosza na śmieci? Jeśli jest wkurzony, to już pomnie.
- Roly? - znów podskoczyłam przerażona, słysząc głos Vina - Ktoś jest niedaleko ciebie?
- Jakiś idiota, wydziera się ciągle do telefonu. - szepnęłam.
- To Harry. Przywiezie cię do mnie. Idź do niego.
Czy on jest normalny?! Po pierwsze Kevin nie wie gdzie jestem, więc skąd ma wiedzieć, że Harry jest tam gdzie ja?! Po drugie, ani mi się śni podchodzić do jakiegoś idioty, którego nie znam. W dupie to mam, że to może być Harry Styles!
- Oszalałeś? - syknęłam - A jak to jakiś idiota, który mnie zabije?
- Bardzo prawdopodobne, bo na pewno to słyszał. Stoi za tobą, tak w ogóle.
Powoli się odwróciłam. I prawda. Chłopak w kapturze. Styles jak malowany! Nie ważne, że zaraz wysiądzie mi serce i zejdę na zawał. Ważne, że Harry mnie zabije. Prędzej moje serce wysiądzie. Serio, nigdy nie biło mi jak szalone. To był pierwszy raz, kiedy byłam taka przerażona i czułam się całkowicie bezbronna. No bo co mogłam zrobić z kijem od miotły, nawet gdybym go użyła? Co, wsadziłabym go komuś w oko?!
- Chodź. - chłopak wyciągnął do mnie rękę.
Niepewnie ją przyjęłam. Chwilę później stałam o własnych siłach. Nie odzywałam się do niego. Najchętniej zwiałabym w inną stronę, ale miałam dość zimna i deszczu. Potrzebowałam kogoś znajomego, kto mocno mnie przytuli i zapewni, że będzie dobrze.

~ * ~

- Co myślisz? - spytał stojąc oparty o ścianę.
- O tym co namalowała, czy o niej? - odparłam, przyglądając się graffiti.
Dziewczyna ma talent, nie ma co. Mogłaby co prawda dopracować coś tam i tu, ale jest niezła.
- Kurwa, o wszystkim. - odparł - Co mam zrobić?
Spojrzałam mu w oczy. Jak zawsze zachowywał tą swoją luzacką pozę. Widziałam jednak w jego oczach, że jest rozbity. No co mam ci powiedzieć człowieku, kiedy sama nie wiem? Nie mam pojęcia co zrobiłabym w tej sytuacji.
- Jesteś pewny, że to ona? - znów zerknęłam na dzieło.
Widać było, że dziewczynie kogoś strasznie brakuje. Jest rozdarta. Wow, nie podejrzewałam się od odczytywanie uczuć z graffiti. Ty to jesteś dobra. No wiem...
- Te same włosy, oczy. Te same charaktery. Gdybym miał tylko jej zdjęcie i go nie znał, to już bym wiedział, że to ona.
Uniosłam brew. Aż takie podobieństwo? Tylko jakim cudem ona nagle pojawia się w tym miejscu, w którym nie powinno jej być? Gdyby była tu chwilę wcześniej... Wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Położyłam rękę na jego ramieniu.
- Naprawdę życzę ci powodzenia. Jeśli ma taki charakter co on, to nie będziesz w stanie jej upilnować.
Westchnął.
- Problem w tym, że nie mam jej pilnować. Mam tylko cytuję: zabić wszystkich, którzy będą chcieli ją skrzywdzić.
Wywróciłam oczami. Czy on jest mądry inaczej, bądź po prostu głupi?
- To to samo co pilnowanie. - odparłam.
Puścił moją uwagę mimo uszu.
- A jak to połączyć z moją pracą i z tym, żeby niczego się nie dowiedziała?
- Wierzę, że coś wymyślisz. - ścisnęłam jego rękę - Do jutra.
- Ta...








__________________________________
Przepraszam za moją "systematyczność" -,-. Przypomniałam sobie o rozdziale wczoraj ale nie miałam kiedy to dodać. To wstawiam z telefonu (nienawidzę pisać blogów na telefonie). Przekładam dzień publikacji na piątek. Może w końcu zapamiętam. Jeszcze raz przepraszam osoby które czytają. Postaram się poprawić 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę zostaw po sobie ślad ;)