piątek, 18 listopada 2016

6. Mała wieśniaro!

- Roly! Chodź,  chcę ci coś pokazać! - jego uśmiech wywołał motyle w moim brzuchu.
Złapałam jego rękę i szłam za nim.
- Co takiego? - odwzajemniłam jego gest.
Ale on momentalnie zniknął, a ja znalazłam się w jakimś czarnym lesie. Wiedziałam tylko, że nie mogę się ruszyć i że czegoś się boję. Usłyszałam warknięcie za sobą, a chwile później ostre pazury przebiły moją skórę na plecach...
Krzyk wydostał się z mojego gardła, a ja siedziałam wyprostowana jak struna na łóżku. To się nie działo. To tylko sen. Moje serce boleśnie obijało się o żebra galopując z zawrotną prędkością. Mój szybki oddech odbijał się od ścian. Z trudem przełknęłam ślinę. Wokół było już jasno. Na szczęście. Bałam się myśleć co by było, gdybym obudziła się po takim śnie w środku nocy. Opadłam na poduszkę nadal starając się unormować mój organizm. Czułam się jak po długim maratonie. Starłam kilka kropelek potu z czoła. To na szczęście tylko sen. Cieszyłam się, że Chris był w pracy. Pewnie wpadłby do mnie z jakimś kijem i pytał co się dzieje. Na szczęście nie musiałam się tłumaczyć. Dawno mi się to nie śniło. To nie oznaczało też, że to po części wspomnienie, często mnie nawiedzało. Wszystko działo się dawno temu, kiedy byłam jeszcze z moim ostatnim chłopakiem. To on jest na początku snu. Potem znika, a ja zostaję pożarta. Nienawidzę tego obrazu. Mam dreszcze za każdym razem, gdy przypomnę sobie te okropne sceny. Otrząsnęłam się lekko. Nie mogę o tym myśleć. Będzie jeszcze gorzej.
Wstałam powoli i popędziłam do łazienki, kiedy mój organizm zareagował na zimno. Od razu podkręciłam wodę na ciepłą, a raczej gorącą. Potrzebowałam się ogrzać, mimo że przed chwilą leżałam pod kołdrą. Ubrałam się już w ciuchy wyjściowe. W końcu musiałam iść do pracy. Zjadłam śniadanie. Jeśli tak można nazwać kromkę chleba z masłem i wyszłam z mieszkania. Byłam w nie najlepszym humorze. To pewnie przez ten koszmar. Westchnęłam cicho wchodząc do studia. Czas się przełamać Roly i zacząć gadać z Vinem, czyż nie? Kiedy tylko weszłam padło na mnie spojrzenie Kevina, Aarona i Harrego. Co to? Jakieś tajne zgrupowanie, o którym nic nie wiem? Uniosłam brew, ale na szczęście tylko w myślach.
- Jezu, już myślałem, że Vin wywalił najładniejszą panią fotograf jaką mieliśmy. - mruknął z uśmiechem Aaron, a ja się zarumieniłam.
Posłałam mu lekki uśmiech. To miłe usłyszeć coś takiego raz na jakiś czas. Harry posłał mi swój oszałamiający uśmiech, podchodząc do mnie. Bez zbędnych ceregieli po prostu mnie przytulił. Byłam cholernie zdziwiona tym gestem. Prawie się nie znaliśmy. Bo w końcu tylko ze sobą pisaliśmy, a spotkaliśmy się może dwa razy. Odwzajemniłam jego uścisk. Był ciepły. Odetchnęłam cicho. Dziwne, że czułam się przy nim tak dobrze i swobodnie? Miałam nadzieję, że nie. Nieszczególnie miałam ochotę się od niego odsuwać.
- Cieszę się, że przyszłaś. - szepnął mi na ucho.
- Ja też. - odparłam równie cicho co on.
Chwile później znalazłam się w objęciach Vina. Nawet nie wiedziałam kiedy. Ale to właśnie przy nim czułam się najlepiej. I nie musiał nic mówić. Ja zresztą też nie. Wystarczyło, że mnie dotknął i wiedzieliśmy, że jest już ok. Każde z nas przemyślało sytuację i sposób postrzegania tej drugiej osoby. Tu nie było już po prostu o czym mówić.
Czy to możliwe, że w tak krótkim czasie osoba, tak specyficzna jak ja, zdobyła przyjaźń 3 fantastycznych facetów? I sympatię jednego? Plus uznanie Meghna Trainor i zainteresowanie Jess i Paula? Dobra, teraz po prostu chcesz podnieść swoje ego, wieśniaro! Wcale nie! Po prostu nadziwić się nie mogę, że tyle osób mnie lubi. To dziwne, kiedy nie ma się nikogo, a nagle okazuje się, że wokół ciebie jest naprawdę wielu wspaniałych ludzi. Przeginam? Nie sądzę.
Moja dzisiejsza praca opierała się na rozmowie z Vinem i Stylesem. Omawialiśmy szczegóły sesji. Kevin ani razu nie poruszył tematu Zayna, ale wiedziałam, że wkrótce to zrobi. A ja już podjęłam decyzję i nie miałam zamiaru jej zmienić. Razem z chłopakami udaliśmy się na obiad do restauracji Chrisa. Lubiłam tam jadać. Chris był wspaniałym kucharzem. Bo zapomniałam dodać, że podczas urlopu głównego kucharza, zaczął go zastępować. Nie wiedziałam, że facet potrafi tak dobrze gotować. Zapowiedziałam blondynowi, że w najbliższym czasie zatrudnię go jako mojego osobistego kucharza na pełny etat. Zamówiliśmy posiłek, a Chris się do nas przysiadł, bo właśnie kończył zmianę. Nie obeszło się bez śmiechu. Chłopcy dużo mówili. Cieszyłam się, bo mogłam poznać ich lepiej. I nawet Chris dorzucał co chwilę coś od siebie. Spojrzałam na nich, takich wesołych przez chwilę, jakby czas się zatrzymał. Wydawali się tacy szczęśliwi, a raczej byli. Na pewno nie udawali. W ich oczach też widziałam radość. Każdy z nich miał uśmiech na twarzy. Odetchnęłam w duchu. Dobrze było ich takich widzieć. Powinnam porozmawiać z Vinem o tym co mnie męczy. Zrozumiałby mnie. Ale za bardzo bałam się ponownego odrzucenia. Nie chciałam, żeby myślał o mnie jak o nieszczęśliwym i porzuconym dziecku. Że sobie nie radzę i potrzebuję ciągłej opieki. Nie. Byłam dorosła i doskonale sobie z tym radziłam. Czasem nie mogłam się z tym uporać, ale zdarzało się to już rzadko. Nie było się czym martwić. Po części też moja cholerna duma, która czasem odzywała się w nieodpowiednich momentach przyczyniła się do mojej decyzji. Jak widać, nie porozmawiam z Vinem, bo jestem tchórzem. Nie jestem! Nazywaj rzeczy po imieniu Roly! Mała wieśniaro! Nie jestem tchórzem, a wieśniarą to już w ogóle nie! Bo nie mieszkałaś na wsi... W małym miasteczku!
- Zawieziecie mnie na uczelnie? - spytałam, patrząc ówcześnie na zegarek.
- Jasne. - odparli.
I wyszło na to, że szliśmy na piechotę cały czas się wydurniając. Harry zaczął tańczyć i pociągnął mnie za rękę. Skakaliśmy razem ze śmiechem. Chris i Vin zaczęli skakać obok nas, łapiąc się za ręce. Myślałam, że wywrócę się ze śmiechu. Wyglądali jak para. Nawet słodko. To byłoby ciekawe doświadczenie gdyby się zeszli. Zabili by mnie gdybym powiedział to na głos.
Chwile później byliśmy na miejscu. Pożegnałam się z chłopakami i weszłam do budynku. Miałam naprawdę dobry humor. Przyszłam zdecydowanie za wcześnie, dlatego na sali świeciło pustkami. Nie przejęłam się tym zbytnio. Dziś mieliśmy pisać piosenki. Czułam, że to to czego mi trzeba. Usiadłam na jednym z krzeseł i złapałam gitarę do ręki. Nieco ją dostroiłam. Jako, że byłam radosna to i taką melodię grałam. Nie wiedziałam nawet skąd mi się wzięła. Z nawyku zapisywałam wszystkie chwyty w zeszycie. Do tej pory nie ułożyłam ani jednej piosenki w całości. Kiedyś próbowałam, ale wszystko spełzło na niczym. Mówi się trudno i idzie się dalej, prawda? Ja właśnie to miałam zamiar zrobić. Iść dalej.
Usłyszałam jakiś szelest za sobą. Wytłumiłam struny ręką i przekręciłam się na krześle. Malik zastygnął w nienaturalnej pozie. Potrącił lekko stojak z wiolonczelą i trzymał ją by nie upadła. Uniosłam tylko brew patrząc na niego. Nie był normalny. Zdecydowanie nie był. Ale co ja mogłam na to poradzić? Powróciłam do mojej poprzedniej czynności. Jednak palący wzrok na plecach nie pozwalał mi myśleć. Cholerny Zayn. Dlaczego musiał akurat teraz sobie przyjść i się na mnie gapić?!
- Co się gapisz Romeo? - usłyszałam rozbawionego Paula i warknięcie Malika.
Czyżby wielki piosenkarz był dziki? Może tylko choruje na wściekliznę. O tak. To na pewno to. I pewnie się tym od niego zaraziłam. Dlatego mam ochotę wszystkich czasem pozabijać. Trudno. Jestem w stanie z tym żyć. Pytanie czy inni są?
Blond głowa pojawiła się momentalnie obok mojej. Odepchnęłam go lekko rozbawiona. Potrzebowałam trochę przestrzeni osobistej. Wstałam tylko by odłożyć instrument i ponownie zajęłam swoje miejsce.
- Jess mówiła, że coś się stało. - zaczął Paul sadowiąc się obok mnie - Wszystko w porządku?
Westchnęłam cicho. Dlaczego oni wszyscy musieli nagle zrobić się troskliwi? Ale nie wybuchaj Roly. Paul po prostu chciał być miły, pamiętaj o tym.
- Już wszystko w porządku. - posłałam mu lekki uśmiech - Dzięki, że pytasz.
- Drobiazg. - błysnął białymi zębami - Od czegoś ma się kumpli, nie? - zaśmiał się, a potem spojrzał na Malika - A ty co się tak gapisz, jak ciele na malowane wrota? Do dziewczyny zagadać nie potrafisz? - ponownie się roześmiał.
A ja tylko czułam jak palą mnie poliki.
Nie spodziewałam się, że zajęcia mogą tak szybko minąć. A jednak się udało. Ponownie zaczęłam rozmawiać z Jess. Była zdecydowanie zbyt zatroskana tym co stało się ze mną ostatnio. To nie było nic wielkiego. Czasem każdemu zdarza się z kimś pokłócić, prawda? Tak więc po zajęciach chciałam się jak najszybciej zebrać do domu. Miałam ochotę zakopać się pod kołdrą wraz z chłopakami i obejrzeć jakąś komedię. Wstępnie też umówiłam się na sesję z Harrym. Miała odbyć się w najbliższy weekend. Roly jestem z ciebie dumna. Ta... ja też.
- Możemy pogadać?
Wryło mnie normalnie w podłogę gdy usłyszałam te słowa. Może nie samo ich znaczenie mnie zaszokowało, ale to kto je wypowiedział. A zrobił to nie kto inny jak Pieprzony Piosenkarz Zayn Malik. Spojrzałam na niego przez ramię. Na twarzy miał wypisaną obojętność. Świetnie się zapowiada. Odwróciłam się do niego przodem. Spojrzałam na niego nieugiętym wzrokiem i skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Słucham. - odparłam tylko.
W jego oczach pojawiło się oburzenie. Nie podobał mu się pewnie ton moje głosu. Był pewny siebie. Pewnie chodząc z modelką nie był do tego przyzwyczajony. Cieszyłam się, że nie miałam jeszcze okazji poznać tej jego fantastycznej partnerki. Za pewne była cudowna. Czuje sarkazm Roly? Tak, dobrze czujesz.
- Nie ważne. - warknął.
Kiedy chciał się obrócić, złapałam go za nadgarstek. Wypalał dziury wzrokiem w mojej ręce, więc go puściłam. Chciałam tylko wyjaśnić sobie to i owo.
- Mam w nosie to, że Vin z jakiegoś powodu cię szanuje. Nie masz prawa obrażać moich przyjaciół. Następnym razem nie ręczę za siebie, a uwierz jestem zdolna do wielu rzeczy.
Teraz to już go wkurwiłam. I to delikatnie mówiąc. Patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie zabić. Przypadek? Nie sądzę...
- O co ci chodzi, co? - odparł, stając tak by nade mną górować - Jesteś taka jak każda inna dziewczyna. Myślisz, że czegoś dokonasz? Coś zmienisz? Powiem ci jedno - uśmiechnął się chamsko - Nigdy nie uwolnisz się od tego, od czego uciekasz. To będzie się za tobą ciągnęło jak smród tchórza. Patrzysz przez te swoje aparaty, ale nie widzisz zupełnie tego co dzieje się wokół ciebie. Nie widzisz, że nie wszyscy ludzie są w porządku. Popatrz na tych, którzy chcą cię zniszczyć, a zapewniam cię, już zdążyłaś sobie narobić wrogów.
I odszedł. A ja nie potrafiłam się ruszyć. Moje oczy się zaszkliły. Przez niego tak wiele wspomnień wpadło mi do głowy. Tak bardzo chciałam je schować gdzieś głęboko. Nigdy już nigdy miałam o nich nie myśleć! To tak bardzo bolało...
Siedziałam sama w moim mieszkaniu. Co prawda chciałam wcześniej posiedzieć z chłopakami, ale mi przeszło. Otuliłam się kocem. Do głowy wpadły mi ciemne wspomnienia, które chciały ściągnąć mnie ponownie na dno. Nie twierdzę, że nigdy nie miałam problemów. Wiele razy siedziałam w totalnym dole. Zawsze wtedy znajdowała się jakaś osoba, która była w stanie mi pomóc. Tamtego razu byłam sama. Nie było nikogo, kto podałby mi rękę, nikogo, kto chociaż by na mnie spojrzał. Musiałam sama się podnieść. I wyjechałam. Myślałam, że Los Angeles da mi to czego potrzebowałam na najbardziej. Potrzebowałam spokoju, wyciszenia, dobrej pracy i nowych ludzi. Cholera, kto by pomyślał, że to wszystko znajdę? Na pewno nie ja. To było tylko złudzenie, którego się uczepiłam. Chciałam, żeby było lepiej. Zayn o wszystkim mi przypomniał. Zachował się jak ostatni dupek, ale skąd miał wiedzieć? Przecież nie mam wypisanego na czole: zraniona kretynka. Może powinnam mieć? Ale czy na pewno nią jestem? Nigdy nie chciałam się nad sobą użalać. Nigdy nie chciałam też z tego powodu płakać. Czasem tylko nie do końca umiałam to tłumić. Zdecydowanie wolałam pomijać ten fragment mojego życia, czyli jakieś kilka miesięcy przed wyjazdem. To było już jak by nie patrzeć dawno. Więc dlaczego tak mocno się we mnie zakorzeniło? Cholerne gówno!
Westchnęłam cicho i spojrzałam w okno. Padało. Znów. Czy nie za często ostatnio pada? Może to przeze mnie? Wygadujesz głupoty! Niby jak możesz wpłynąć na deszcz? No... tak po prostu.
W rękę złapałam moją dobrą gitarę. Dostałam ją wieki temu. Podobno prezent od taty. Którego nigdy nie miałam okazji poznać. Tak kurwa! Zacznij jeszcze myśleć o ojcu, a wpadniesz w depresję. Ponownie westchnęłam. Mężczyzna, który podobno był moim ojcem zmył się zanim go poznałam. Stop! Zmył się zanim dowiedział się w ogóle o mnie. Nie mam pojęcia czy mama później mu powiedziała. Podobne mieli ze sobą jakiś tam kontakt. Kiedyś nawet wykradłam jeden list. Ale byłam zbyt głupia by go zrozumieć. No co? Miałam tylko 7 lat, więc słowo takie jak "bynajmniej" czy też "melancholia" nie widniały w moim słowniku. Wracając, nigdy nie dowiedziałam się kto był moim ojcem. Nie znam jego imienia. Mam tylko jego nazwisko. To mi niewiele daje. Nawet nie wiem, dlaczego matka chciała bym je nosiła. To było dla mnie zupełnie bez sensu. I skomplikowało trochę moje życie w Polsce. Moje imię zresztą też. Naucz małą dziewczynę, która mówi po polsku napisać jakieś wymyślne imię, które podobało się jej ojcu, którego nie zna. Już mniejsza z tym.
Po cichu zaczęłam grać na gitarze. Jak szybko przeszłam z wesołej melodii na smutną... A to wszystko przez pieprzonego Malika!
Z mojego stanu osłupienia, kiedy tylko sobie pogrywałam na instrumencie, wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nie chciałam się teraz z nikim widzieć. Odłożyłam tylko gitarę i przeszłam do aneksu kuchennego. Musiałam sobie zrobić drugą herbatę, bo pierwszą już wypiłam.
- Wiem, że tam jesteś Roly. Co się stało? - to był Vin.
Przełknęłam gulę w gardle. Nie chciałam się od niego odcinać, ale nie byłam w stanie się ruszyć. Bałam się mu otworzyć. Pamiętam jak zareagowałam na pierwszego widzianego przeze mnie mężczyznę, po całym zajściu. Jednym słowem: nie było ze mną dobrze. Tak wiem, że to było pięć słów. Po prostu miałam wtedy wstręt do płci przeciwnej i wcale nie stało się to o czym wszyscy myślą.
- Cholera! Otwórz, proszę. - ponownie uderzył w drzwi - Przysięgam, że je wyważę jeśli mi ich nie otworzysz!
A ja nadal tkwiłam jak kołek, próbując sobie coś poukładać w głowie. Miałam totalny chaos. Moje myśli rozbiegły się na wszystkie cztery strony świata i nie umiałam ich pozbierać. Starałam się. Ale mój wysiłek był na nic.
- Roly? Roly, pytam poważnie, wszystko ok? Roly? - w jego głosie wyczuwałam desperację.
Czy czas by wszystko z siebie wyrzucić? By powiedzieć komuś o swoich lękach i bólach? Czy tym kimś powinien być facet? A czy masz kogoś bliższego nić Kevin? Nie... On jest jak brat.
Czułam się jak zupełnie inna osoba. Jak gdybym to nie ja podeszła do drzwi. Nie czułam nóg, a paców którymi przekręciłam zamek tym bardziej. Odsunęłam się by chłopak wszedł do środka. Zrobił to stosunkowo powoli. A może tylko mi się zdawało? Spojrzał na mnie uważnie, a w jego oczach dostrzegłam troskę. No tak. Pewnie przypominałam upiora. Byłam blada, miałam rozczochrane kłaki, mimo że spięłam je w koka i spierzchnięte usta. W dodatku narzuciłam na siebie za dużą bluzę, którą ukradłam kiedyś któremuś z moich przyjaciół. Nie można było powiedzieć, że wyglądam źle. Wyglądałam za pewne tragicznie.
- Roly... - przerwałam mu cicho.
- Możesz mnie po prostu posłuchać?
































____________________________________________________________
Kiedy ci się przypomni że trzeba dodać rozdział 😂😂

2 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie strasznie ;) czekam na next

    OdpowiedzUsuń

Proszę zostaw po sobie ślad ;)