piątek, 2 grudnia 2016

7. Powrót do przyszłości

- Czemu wyjeżdżasz?
- A czemu nie? - uśmiechnęłam się lekko - Co mnie tu trzyma?
Wróciłam do pakowania walizki.
- A ja?
Zamknęłam na chwilę oczy. Bałam się, że zada mi to pytanie.
- Oli ja wiem... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Gówno wiesz! - w jego oczach była furia - Rozumiem to, że olewałaś naszą paczkę. Rozumiem, że miałaś w dupie Amandę, Kamilę, Roksanę, Dawida i Pawła! Ale dlaczego do tego samego worka wrzuciłaś też mnie, co?! Poznałaś kogoś? Znudziłem ci się?! A może za rzadko mówiłem ci, że cię kocham?! 
Byłam przerażona. Pierwszy raz Oli się tak zachował. Nie rozumiałam tego co robił. Rzucił mnie oficjalnie kilka dni temu. Byłam w stanie się z tym pogodzić. Zrozumiałam dlaczego to zrobił po fakcie. Nigdy nie myślałam o konsekwencjach. To było moją zgubą.
- Oli przestań. - odparłam cicho nie patrząc na niego - Rzuciłeś mnie... - przerwał mi.
- Rzuciłem cię?! - roześmiał się jadowicie - Chciałem ci otworzyć oczy! Chciałem, żebyś o nas powalczyła! Tymczasem co robisz?! Pakujesz się i chcesz wyjechać jak ostatni tchórz! Jesteś nikim! - warknął mi prosto w twarz.
Po moim policzku spłynęła jedna łza. Poczułam pieczenie. Nie otworzyłam oczu. To się nie działo. On nigdy by tego nie zrobił. Oli by mnie nie uderzył. Tym razem ból pojawił się z drugiej strony. Fizyczny ból był do zniesienia. Tylko w środku czułam jak cała się sypię. Jak tracę grunt pod nogami i upadam.
- Jesteś głupią dziewczyną, która myśli, że coś zmieni!
Tym razem wylądowałam na ziemi. Spotkanie z podłogą było bardziej bolesne niż myślałam. Może zignorowałabym to gdyby nie ciepła ciecz na mojej ręce. Szrama ciągnęła się od nadgarstka aż po łokieć. W ustach też mogłam poczuć metaliczny smak krwi.
- Głupia, głupia szmata!
Zgięłam się w pół z niemym krzykiem. Myślałam, że zwymiotuję. Czułam się jakby piłka walnęła mnie w brzuch i przeleciała na wylot. 


* * *

Podeszła do mnie Amanda. Była wyjątkowo radosna. Starałam się nie wychylać. Miałam nieźle poobijaną twarz. Złapała mocno mój podbródek i odwróciła w swoją stronę. Spojrzałam w jej pokryte lodem tęczówki.
- Ojej, dostałaś lanie? Biedne dziecko! - zaczęła się śmiać wraz z resztą jej znajomych, którzy stali dalej.
Wśród nich dostrzegłam Oliego.
- Jesteś nic nie warta. Wszyscy poświęciliśmy coś dla ciebie, a ty nas olałaś. Ktoś powinien ci przylać jeszcze raz. - syknęła mi twarz.
Uderzyła mnie z pięści w brzuch. Nikt nie zareagował. Nikt na mnie nie spojrzał. Kiedy ponownie kuliłam się z bólu w jakimś kącie.

* * *

- Nie ma większych obrażeń w twoim organizmie. Powinno być wszytko dobrze. - lekarz posłał mi lekki uśmiech - Jesteś pewna, że zrobiłaś to sobie podczas profesjonalnej walki? - uważnie mi się przyjrzał.
- Tak. Przeciwnik oszukiwał. Miał coś ostrego. Stąd to przecięcie. - kłamałam ja nigdy dotąd.
Łgałam.

* * *

- Roly co ci jest?! - spanikowana mama uklęknęła przy mnie, kiedy zwijałam się na podłodze po wizycie Oliego.
Nie byłam w stanie jej odpowiedzieć. Bolało mnie dosłownie wszystko. A najbardziej wnętrze. Gdzieś w środku taka malutka ja kuliła się jeszcze bardziej. Zostałam sama. Miałam tylko mamę. Od której chciałam wyjechać. Nie, nie, nie! Nie chciałam porzucić mojej rodzicielki. Chciałam po prostu uwolnić się od wszystkiego innego. Od moich "znojomych", od toksycznego związku z Olim. Chciałam znów móc być sobą. Chciałam cieszyć się życiem. Chciałabym móc to zrobić.
Do pomieszczenia wszedł ratownik. Spanikowałam na jego widok. Moje dłonie mocno oparły się o podłoże. Tylko po to by przesunąć moje ciężkie ciało kilka centymetrów dalej od mężczyzny. On jednak się zbliżał, a kiedy przy mnie kucnął wybuchnęłam płaczem. Bolało. Brzuch, głowa, serce, a najbardziej zranione uczucia. Próbowałam się cofnąć, ale nie potrafiłam. Nie umiałam. Bolało. Chciałam się od tego uwolnić nie mogłam. Wtedy ratownik złapał mnie za ręce unieruchamiając.
- Daj mi się zbadać. Obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy.
Ale to, że mnie trzymał przeczyło jego słowom. Jeszcze usilniej z nim walczyłam. W końcu mnie puścił i ponownie zapewnił, że chce mi tylko pomóc. Przesiedział przy mnie dobre pół godziny zanim pozwoliłam mu się dotknąć. Był ostrożny. Starał się nie dotykać mojej skóry, szczególnie gdy oglądał mój poobijany brzuch. Tak bardzo się bałam. Nawet jeśli nie był Olim... Nawet jeśli obiecał mnie nie skrzywdzić.

* * *

- Nie wyjeżdżaj. - poprosiła mama z łzami w oczach.
- Muszę. - starałam się być twarda, choć w środku się sypałam - Nic tu nie mam. Nie mam tu życia. Oni wszyscy chcą mnie zniszczyć. Nie chcę tego ciągnąć.
- Mówisz tak jakbyś chciała się zabić. - szepnęła zrozpaczona.
Mocno się do niej przytuliłam. Zawsze mi to pomagało. Choć w tej chwili dużo mniej, to zawsze coś, prawda?
- Ale nie chcę. - zamknęłam na chwilę oczy. Nie kłamałam - Chcę tylko wyjechać.
Nie myślałam o samobójstwie. Nie popadłam aż w tak głęboki dół. To nie czas na to, żeby skończyć swoje życie. Ja go jeszcze nie zaczęłam.

* * *

Siedziałam w samolocie przy oknie. Zastanawiałam się co zrobić ze swoim życiem. Pierwszym kierunkiem był Nowy York. Szybko jednak zmieniłam zdanie. Wybrałam Los Angeles.  Wiedziałam, że tam będę mogła rozwinąć fotografię. Wiedziałam, że sobie poradzę. Musiałam.

* * *

- Roly?
Zamrugałam szybko. Zamyśliłam się. Za mocno dałam się ponieść wspomnieniom. To na mnie tak po prostu spadło w jednej chwili. I nie wiedziałam chyba znów jak to uporządkować.
- Teraz wiesz... - mruknęłam cicho - Ja... nikomu tego nie mówiłam. Uszanuj to proszę. - dodałam nie patrząc na niego.
Nie widziałam jego miny. Tak było mi łatwiej. Chciałam się odciąć. Może za bardzo się tym wszystkim przejmowałam. Przecież to było dawno. Ale w Zaynie było coś takiego, co przypomniało mi o tym wszystkim. Być może sam Malik był naładowany takimi emocjami.
Wstałam i powoli przeszłam do kuchni. Nadal nie odzyskałam pełnej sprawności nad moim ciałem. Musiałam oprzeć się o szafkę by nie upaść. Zamknęłam na chwilę oczy. Nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. Jesteś pewna? Tak.
Poczułam ciepło bijące od czegoś co pojawiło się przede mną. Wiedziałam, że jest to Vin. Nikt inny przecież nie był ze mną w mieszkaniu. Jego dłoń delikatnie złapała moją. Wzdrygnęłam się. Ale nie ze względu na jego dotyk. Uderzyła we mnie różnica temperatur naszych ciał. Jego skóra była w ręcz gorąca, a mi było tak zimno. Chłopak delikatnie pociągnął moją rękę. Nie opierałam się. Moje ciało całkowicie się mu poddało. Wpadłam na jego gorący tors. Wtuliłam się w niego lekko.
- Od jutra mieszkasz u mnie. - odparł, biorąc mnie na ręce.
Był niezwykle delikatny. Nie. Nie. Nie. Nie chciałam, żeby mi współczuł. Nie chciałam, żeby zachowywał się inaczej. Ja po prostu chciałam Vina. Chciałam mojego przyjaciela.
- Vin, nie zmieniaj swojego... - nie dał mi dokończyć.
- Nic się nie zmieni. Oprócz tego, że zamieszkasz ze mną. - był rozbawiony.
Słyszałam to w jego głosie. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Delikatnie objęłam jego szyję. Nie wiedziałam gdzie mnie niesie. To nie miało znaczenia.
- A co powiedzą na to media? - zerknęłam mu w oczy - Nie boisz się tego?
- Jeśli to, że ze mną zamieszkasz przyniesie mi rozgłos tym bardziej zapraszam. - zaśmiał się, sadzając mnie na łóżku.
Sam usadowił się obok i spojrzał na mnie z lekko uniesionymi kącikami ust. Nadal nie byłam przekonana co do jego propozycji. Obawiałam się tylko, że Vin tym razem będzie chciał postawić na swoim. Możliwe, że to mu się uda. Chyba, że wymyślę coś, co go powstrzyma. Tylko czym można go odwieść od tego pomysłu?
Chłopak lekko potarł moje kolana, zwracając na siebie moją uwagę.
- Obiecuję, że nie będziesz musiała gotować, prać ani sprzątać. - prychnął, kryjąc tak swój śmiech - Jeśli cię to uszczęśliwi to Harry ma domek obok mojej willi, ale sypia u mnie. Więc będziemy mieć urocze wieczory we troje.
Oparłam się o jego ramię z uśmiechem na ustach. Potrzebowałam kogoś takiego jak Vin. Zdecydowanie. To on pomagał mi odetchnąć i wyciągał do mnie dłoń. Cieszyłam się z przyjazdu do Los Angeles. To była jedna z niewielu moich dobrych decyzji.
- Wiesz, że nie chodzi o to czy będę musiała sprzątać czy nie. - mruknęłam - Choć i tak bym tego nie robiła. - roześmiał się - Nie wiem tylko czy chcę. Musze sama coś znaleźć.
- Więc będziesz mieszkała u mnie póki nie staniesz finansowo na nogi. Potem możesz się wyprowadzić gdzie tylko zechcesz. Choć nie ukrywam, mam cichą nadzieję, że jednak ze mną zostaniesz. - cmoknął mnie w czoło - Więc co? Oglądamy film?
I jak tu nie kochać Vina?
Obudziłam się wypoczęta jak nigdy. Chciałam zmieniać świat! Przeginasz Roly. Ty przecież nie jesteś w stanie żyć bez kawy, a po wczoraj wyglądasz jak zombie. Co najwyżej możesz iść dziś tylko do pracy. Nie chciałam spotkać dzisiaj Malika. Chciałam od niego odpocząć. Dlatego postanowiłam odpuścić kolejne zajęcia. Miałam nadzieję, że Jess będzie miała dla mnie notatki. Będę ją wielbić jeśli mi je pożyczy.
Ale wracając; Kewin nadal spał. Nie chciałam go jeszcze budzić. Było wcześnie. Dlatego włączyłam sobie cichutko muzykę w kuchni i zajęłam się śniadaniem. Podczas gdy bułeczki piekły się w piekarniku, wzięłam szybki prysznic. Związałam wilgotne włosy w koka i kończyłam nasz posiłek. W radiu leciała fajna piosenka. Zaczęłam do niej tańczyć, a w sumie to podrygiwać. Podobał mi się jej tekst. Był o (o ironio) byłym. Ta... Uroczy przekaz i w ogóle. Jak ja lubię takie głębokie rzeczy. Szczególnie pierwsza zwrotka mnie rozwaliła. I kiedy utwór się kończył załapałam, że to był twór zespołu byłej Zayna. Zaczęłam się śmiać. Nie wierzyłam, że jakaś dziewczyna napisała o nim piosenkę. I to w dodatku tak dosadną. Ciekawe co na to Malik? Nie! Dziś Malika sobie odpuść. No dobrze, dobrze...
Nakryłam do stołu i poszłam po Vina. Nie mogłam go dobudzić. Skończyło się na tym, że zwaliłam go z łóżka. Nie był zadowolony. Co więcej chciał mnie zabić. Ale na szczęście uciekłam. Udało mi się jakoś przeżyć i udobruchać go bułkami z jajkiem na wierzchu. Był zachwycony. Punkt dla mnie. Kevin też chyba chciał, żebym się odprężyła, bo zaproponował sesję w plenerze razem z Harrym i Chrisem. Nie wiem jak to zrobił, ale niecałą godzinę później byliśmy na plaży. Było okropnie ciepło, więc pozwoliłam sobie na krótkie szorty i górę od kostiumu kąpielowego. Włosy za to nadal miałam spięte. Chłopcy też łazili w samych szortach. Robiliśmy wiele zdjęć plażowiczom, sobie i krajobrazowi. Dawno nie miałam czasu, żeby tak bezsensownie porobić zdjęcia. To mnie odprężało. Nie wisiało nic nade mną. I to było piękne.
Skoro ja i Harry byliśmy w jednym miejscu, stwierdziliśmy, że czas na pierwszą część jego sesji. Świetnie się bawiliśmy. Nie kazałam mu się ustawiać. Przybierał takie pozy jakie mu się zachciało. Obiecałam mu, że do prasy trafią tylko te zdjęcia, które sam zaakceptuje, ale mam prawo wybrać jedno na mojego instagrama - nieważne jakie. I właśnie tak zostaliśmy do wieczora. Bo co innego w sumie mielibyśmy robić?
Nie miałam kaca następnego dnia. Bałam się, że trochę przeholowałam wczoraj. Na plaży była impreza, więc się dołączyliśmy. Siedzieliśmy do późna i trochę popiliśmy. Z tego co pamiętałam to, pojechaliśmy wszyscy do Kevina. Chris miał dziś na rano. Spojrzałam na zegarek. Miał półgodziny, żeby dostać się do kawiarni. Szturchnęłam go łokciem.
- Masz pół godziny. - rzuciłam podnosząc się.
Chłopak natychmiast się podniósł. Od razu złapał się za głowę sycząc cicho. No tak. Oni zasłaniając się mocną głową wypili dużo więcej niż ja. I okazuje się, że nie są wcale tacy odporni. Podczas gdy Chris się ogarniał postanowiłam być miła i zrobić mu śniadanie. Wiedziałam, że inaczej pójdzie głodny, a zjeść będzie mógł dopiero po południu. Spakowałam mu też drugie śniadanie, gdyby znalazł na nie czas. Widząc mnie w kuchni tylko się uśmiechnął.
- Jesteś aniołem. - cmoknął mnie w policzek i skierował się szybkim krokiem do drzwi - Do zobaczenia później!
Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. Chwilę później uświadomiłam sobie, że nie mam co robić. W końcu chłopaki jeszcze spali i zakładałam, że nie obudzą się za chwilę. Czas coś z sobą zrobić Roly. Poszłam na górę krętymi, drewnianymi schodami. Cały dom Vina był bardzo przestronny i jasny. Ale to była przecież pieprzona willa! Nie wiem czy chciałabym mieszkać sama w czymś tak wielkim. Odnalazłam sypialnię Kevina. Pierwsze co to zajrzałam do jego szafy. Pożyczyłam sobie jakiś podkoszulek na ramiączkach i szorty, które sięgały mi do kolan. Wzięłam szybki prysznic by zmyć z siebie wczorajszy dzień i postanowiłam jakoś ubrać się w za duże ciuchy. Koszulka tak czy siak odsłaniała większość mojego stanika. Byłam w stanie to przeżyć. Związałam ją nawet pod biustem, ale i tak sięgała mi do połowy brzucha. Nie wyglądało to źle. Co do spodni - było trudniej. Po prostu mocno je związałam w pasie. Nic innego przecież nie mogłam wymyślić. Tak przygotowana zabrałam jeszcze małą butelkę wody z kuchni. Na dworze było już ciepło mimo wczesnej godziny. Chciałam pobiegać. Dawno nie ćwiczyłam, a z tego co pamiętałam to właśnie bieganie pomagało mi oczyścić myśli. Tak więc skierowałam się w prawo. Nie podziwiałam widoków. Nie zależało mi na tym. Chciałam po prostu się odstresować. Zająć się czymś co nie wymaga ode mnie trzeźwego myślenia.
Z każdym krokiem co raz ciężej mi się oddychało. Postanowiłam chwilę odpocząć. Stanęłam pod jakimś drzewem, które dawało mi choć trochę cienia. Otarłam spocone czoło i łapczywie łapałam powietrze. Nie wiem czy nadaję się do tego sportu. Albo jestem typem domownika - tylko łóżko i ciepła kołdra. Zdecydowanie. I jeszcze herbata plus książka przy kominku i będzie idealnie.
Moje rozmyślenia musiało coś przerwać. Zresztą jak zawsze. Naprawdę nie lubiłam kiedy ktoś mi przerywał. Tym razem spotkałam się z chodnikiem. Było to skutkiem zderzenia się z czymś. Czyżbym wbiegła w słup? Nie... Słupy są twardsze i chyba trochę zimniejsze... Spojrzałam w górę. Czy ja choć raz nie mogę mieć szczęścia?! Nade mną stał pieprzony Malik! Patrzył na mnie przez chwilę ciemnymi oczami. Szybko odwróciłam wzrok. Coś mnie ścisnęło w środku kiedy czułam na sobie jego wzrok. Czas na ewakuację. Chciałam się podnieść. Przed oczami wyrosła mi ni stąd ni zowąd dłoń Mulata. Nie dotknęłam go tylko poradziłam sobie sama. Usłyszałam jego ciche warknięcie. Miałam go zdecydowanie dość. Ruszyłam w drogę powrotną. Sprintem.
Może byłam tchórzem za jakiego mnie miał. Ale byłam na tyle zdeterminowana by się ze sobą zmierzyć. Najwyżej stchórzę. Ale nie będę mogła powiedzieć, że nic z tym nie zrobiłam. Kiedy Vin odwoził mnie do mojego mieszkania całą drogę zbierałam się by powiedzieć mu te kilka słów. Więc czeka mnie najgorsze. Od tego nie ma odwrotu - wiedziałam o tym. I jeszcze sama chciałam się zgodzić. Szaleństwo. Poradzę sobie. Kiedy stanęliśmy pod moją kamienicą odwróciłam się przodem do Kevina.
- Wykonam tę sesję.























_____________________________________________________________
Zabijcie, a i tak się nie nauczę! Głupio mi i przepraszam! Aby nie było takich sytuacji ponownie, będę dodawała rozdział co dwa tygodnie. Wtedy powinnam się wyrobić. Ostatnio miałam naprawdę dużo nauki i zaległości, ale teraz powinno być lepiej. Postaram się też walnąć tu jakiś gwiazdkowy prezent ;)
Dziękuję za wytrwałość! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę zostaw po sobie ślad ;)