czwartek, 15 grudnia 2016

9. Czego chcieć od życia więcej?

Ok. To już było dziwne. Kevin zabrał mnie na plażę, a konkretnie na klif. Słyszałam szum wzburzonego morza. Pogoda była naprawdę paskudna. Mocno wiało i zapowiadało się na deszcz. Mimo to stałam wpatrzona w dal, gdzie linia horyzontu łączyła się z wodą. Nie wiedziałam dlaczego, ale ogarnął mnie spokój. Fale były czymś systematycznym i stałym, czego mogłam się złapać. To było coś czego brakowało w moim życiu. Byłam trochę jak piórko poruszane wiatrem. Czas aby zapuści korzenie, nie sądzisz Roly? Gdyby to było takie proste... Cicho westchnęłam.
- Lubię tu przyjeżdżać gdy coś mnie trapi. - zaczął spokojnym głosem Vin - Może cię to zdziwi, ale miałem narzeczoną. Wiesz, wielka miłość. - na jego twarzy pojawił się uśmiech, a jednak nadal patrzył w morze - W dniu naszego ślubu powiedziała mi, że jest w ciąży. Cieszyłem się jak idiota. Kobieta, którą kochałem nosiła w sobie moje dziecko. Czego chcieć od życia więcej? - spochmurniał - Los jednak chciał, że nie było dane mi zaznać szczęścia. Moja przyszła małżonka zginęła, a wraz z nią nasze dziecko. Jechała zwykłą drogą do swojej matki w dniu naszego ślubu. Uderzył w nią tir. Wpadła do wody. Do morza. Utopiła się. Auta nie odnaleziono do tej pory. Chciałbym ją zobaczyć kiedyś jeszcze raz. - w końcu zwrócił swoje oczy na mnie - Przywiozłem cię tu, bo też nie umiałem sobie poradzić z przeszłością. Ale te fale były dla mnie punktem zaczepienia. Zacząłem robić to co kocham. Tęsknie za miłością mojego życia. Być może, nigdy więcej jej nie odnajdę. Ale w pamięci mam te chwilę kiedy byłem szczęśliwy. Długo zajęło mi to, żeby uświadomić sobie, że powinienem pamiętać to co dobre i to co złe, a potem ruszyć dalej. Musisz iść w przód. Inaczej trafisz na dno. Nie popełniaj mojego błędu i nie trać czasu na coś do czego nigdy nie będziesz mogła w żaden sposób wrócić. - posłał mi lekki uśmiech, kładąc dłoń na moim ramieniu - Pomyśl o tym.
Powoli się oddalił. Słyszałam tylko trzaśnięcie drzwiczek od auta. Wiedziałam, że na mnie poczeka. A ja próbowałam poukładać sobie w głowie to co się stało. Kevin przed chwilą się otworzył. Opowiedział mi o najbardziej gównianej, a jednocześnie najpiękniejszej sprawie ze swojego życia. Nie wyobrażam go sobie z kobietą, a tym bardziej w roli ojca. Przecież on jest taki... typowy luzak, samotnik - jeśli chodzi o związki. Przynajmniej takiego go widziałam. Jak zawsze - wyciągnęłam pochopne wnioski. Jak się okazuje Kevin został skrzywdzony. I to dużo bardziej niż ja. Odebrano mu osoby, które kochał, na zawsze. A swojego dziecka nawet nie zdążył poznać... A ja? Użalam się nad sobą gdy mam możliwości spełniania się i znalezienia w końcu kogoś odpowiedniego. Przecież nikt nie mówił, że Oli będzie moim ostatnim chłopakiem. Tyle, że na razie nie chciałam mieć do czynienia z miłością. Odetchnęłam głęboko, wciągając do płuc morskie powietrze. Czas wziąć się w garść. Czas, żeby zacząć panować nad tym co się dzieje Roly. Poradzisz sobie. Każdy ma chwile zwątpienia. Ale masz przy sobie ludzi, którzy wiedzą co oznacza strach i ból. Oni ci pomogą. Zawsze możesz na nich polegać. Wzięłam kamień w rękę. Przez chwilę go podrzucałam. Im więcej razy to robiłam tym wydawał mi się cięższy. Miałam wrażenie, że zamykam w nim to co ciąży we mnie. Kiedy uznałam, że nie robi się cięższy, rzuciłam go najdalej do wody jak tylko potrafiłam. A potem spojrzałam ostatni raz na fale i wróciłam do samochodu. Zamknęłam za sobą drzwiczki i uśmiechnęłam się do Kevina.
- Jaką sesję mam dzisiaj wykonać? - spytałam.
- Moja krew. - wyszczerzył białe zęby i odpalił auto.
Wróciliśmy do studia, oboje nadal pogrążeni w swoich myślach. Ale to co było na klifie, tam też zostało. W samochodzie nie ciążyła mi atmosfera, ale żadne z nas się nie odezwało. Vin zrobił to dopiero pod studiem. Zakomunikował mi, że dzisiaj będzie oglądał moje poczynania przy sesji kilku modelek. Nie miałam nic przeciwko. Chciałam się już zabrać do pracy. Miałam do tego zapał. Wróciła do mnie pozytywna energia. I znów chciałam (i mogłam!) zmieniać świat.
Upiłam kilka łyków kawy, którą przyniósł mi mój szef. Coś tu nie gra, hę? To ja powinnam mu nosić kawę, a nie na odwrót. Ale był taki kochany... Nie mam serca mu zabronić. Poza tym korzystam na tym, więc czemu nie? Zaśmiałam się w duchu z własnych przemyśleń. Jednak jesteś stuknięta Roly.
Czekałam aż modelki w końcu przyjdą na salę przygotowane. Bo ile można się ubierać i malować? Wiem, że muszą wyglądać perfekcyjnie i w ogóle, ale CZAS. Nie chcę go zbyt wiele marnować. Poza tym nauczyłam się tego, że to ja rządzę, bo mam aparat, one tylko mnie słuchają. Myślę, że do nich nawet nie będę musiała się odzywać. Profesjonalistki same wiedzą co mają robić. I oby przyszło mi z takimi pracować, naprawdę tego chcę.
W końcu przede mną pojawiły się dwie dziewczyny. Sylvia i Angela. Miały to wyhaftowane na szlafroczkach. Uroczo. Zróbcie sobie wszystko ze swoim imieniem i będzie cacy. Rozumiem, że piłkarze biegają z nazwiskami na plecach, ale na co to modelce? Przecież wszyscy wiedzą, że ona to ona, a jak nie wiedzą to taki napis i tak nic jej nie da. Ale trzymaj nerwy na wodzy Roly. Z kimś kto ma septyliard kasy więcej od ciebie się nie dyskutuje.
Dziewczyny się ustawiły. Spojrzały na Vina z obojętną miną. Czyżby za nim nie przepadały? Nie da się nie kochać mojego Vina. Tak stwierdziłam, że jest mój, bo jest... Moim najlepszym przyjacielem. Nikogo innego nie widzę na tym miejscu. Na całym świecie jest tyle ludzi, a mi się udało odnaleźć odpowiedniego faceta na przyjaciela. To jest poniekąd niesamowite. Zaczęłam robić zdjęcia.
- Oszalałaś?! - oderwałam się od aparatu na dźwięk jednej z dziewczyn.
Uniosłam brew patrząc na nią. One obie były blondynkami? To może być naprawdę ciężka sesja.
- Przecież jeszcze się nie ustawiłyśmy. - mruknęła Angela patrząc na mnie z wyższością.
- To się ustawcie. - odparłam z lekkim uśmiechem - Dla mnie wyglądacie jakbyście nigdy nie przestawały pozować. No wiecie, wiecznie te głupie miny na twarzach... - pokazałam na twarz, żeby załapały o co mi chodzi.
Obie zaczęły mordować mnie wzrokiem, a z boku usłyszałam śmiechy Vina i Aarona. Chłopaki normalnie zaczęli składać się ze śmiechu. Nie mogłam sobie na to pozwolić choć chciałam. Musiałam zachować mój delikatny uśmieszek. Lubiłam pokazywać modelkom, że nie jestem od nich gorsza. Nie czułam się wtedy lepiej i nie podnosiłam swojego ego. Chodziło tylko i wyłącznie o to, żeby nie dać sobie wejść na głowę.
Reszta sesji przebiegła bezproblemowo. Potem pojawiła się jeszcze jedna dziewczyna. Wyglądała sympatycznie. Uśmiechała się do nas promiennie. A zanim zaczęłyśmy sesję zrobiła kilka głupich min w stronę obiektywu. Może poznam pierwszą normalną i pozytywną modelkę?
- Jestem Sandra. - przedstawiła mi się.
Bo zakładałam, że chłopcy ją znają. Musiałam to zrobić. Podeszłam do niej z uśmiechem i wyciągnęłam dłoń w jej stronę.
- Roly.
- Miło mi cię poznać. - uścisnęła moją rękę.
Cała sesja przebiegła w miłej atmosferze. Rozmawialiśmy praktycznie cały czas. Sandrze nie zamykały się usta. Była pozytywnym człowiek. Ale nie aż tak jak Jess. A właśnie. Dawno ich nie widziałam, jej i Paula. Znaczy widziałam na zajęciach, ale chciałabym gdzieś z nimi wyjść. Może poprawi mi to nastrój?
Kiedy już zbierałam się do domu Jess napisała mi, że dziś będą kolejne zajęcia z graffiti. Miałam zamiar wpaść. Co prawda nie chciałam widzieć Zayna, ale miałam ochotę się pobawić. Potrzebowałam tego chyba.
Weszłam na salę. Była czysta. Znowu. Pierwsze co to dostrzegłam Jess i Malika. Uśmiechnęłam się do dziewczyny. W oczach Zayna pojawił się niebezpieczny błysk kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Olałam to. A przynajmniej starałam się olać. Ludzi było zdecydowanie mnie niż do tej pory. Lepiej dla mnie. Czułam się bardziej komfortowo kiedy mniej par oczu patrzyło na moje poczynania.
- Dzisiaj coś dla wytrwałych. - do moich uszu doleciał zachrypnięty głos Zayna - Do dyspozycji macie tylko czarny i biały spray. Robicie jakikolwiek napis. Zaczynajcie.
Pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy? Beznadziejny. A skoro jestem w Ameryce to wypada to zrobić po angielsku. A więc: Hopeless. Czemu beznadziejny? Bo tak się czułam kiedy Malik na mnie naskoczył. No i też wtedy kiedy biegałam. No i kiedy rzucił i pobił mnie mój były. I kiedy te wszystkie dziewczyny się na mnie uwzięły. Kiedy uciekałam od problemów. Ale nie nosiłam już tego ciężaru w sobie. Został na dnie morza. Wśród fal. Robiłam wyjątkowo niedbałe ruchu. I wyszło naprawdę nieźle.
- Hej koleżanko. - usłyszałam koło siebie radosny głos Paula.
- Hej kolego. - odparłam robiąc zdjęcie mojemu malunkowi.
- Co u ciebie? - dopytywał.
Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarzyczkę. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Nic nowego. Widzieliśmy się wczoraj. Swoją drogą - dorzuciłam - Moglibyśmy gdzieś wyjść... - przerwał mi.
- Słyszeliście?! - wydarł się do Jess i Zayna - Roly nas zaprasza na wspólne wyjście!
- ...w trójkę. - dokończyłam cicho z westchnieniem.
Mimowolnie spojrzałam na Malika. Tym razem jego czekoladowe oczy przepełniała ciekawość kiedy na mnie patrzył. Było to jednak chwilowe. Szybko przerodziło się w coś niemiłego. Sama nie wiedziałam co. Wyczuwałam jednak pogardę i nie podobało mi się to.
- Myślę że spasuję. - mruknął Mulat, a ja odetchnęłam w duchu.
- No co ty Zayn. - Jess złapała go za rękę - Będzie fajnie!
Prawie ryknęłam śmiechem kiedy to usłyszałam. Powstrzymałam się jednak, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Wszyscy przeciwko mnie? Jeszcze wykręcę wam numer. Zrobiłam jeszcze jedną fotkę dla pewności. Powinnam się już zbierać. Na dworze było ciemno. Zamierzałam poprosić Vina żeby mnie odebrał. Mój telefon się rozładował i nie miałam jak go powiadomić.
- Mogę skorzystać z telefonu? - spytałam patrząc na nich - Bateria mi padła.
Malik rzucił urządzenie w moją stronę. Mruknęłam tylko ciche dzięki i wykręciłam numer Vina. Czekałam i czekałam i byłam pewna, że nie obierze. Właśnie wtedy to zrobił.
- No cześć Zayn. Mam nadzieję, że dzisiaj nie nawaliłeś i nic nie odpierdoliłeś Roly bo nie będę wiecznie ratował przed nią twojej dupy.
- Więc to tak się przede mną spiskuje. - mruknęłam rozbawiona.
- Roly?! - musiałam odsunąć urządzenie od ucha, bo inaczej rozsadziłoby mi głowę - Skąd masz jego telefon?
- Em... Ukradłam? - zaczęłam się śmiać - A jak ci się wydaje? Padła mi bateria. Zayn był tak miły - sarkazm na maksa - że pożyczył mi telefon. Przyjedziesz po mnie? Nie chcę wracać sama.
Wiem, że kiedyś będę musiała przespacerować się po ciemku, ale odkąd próbowano mnie okraść wolałam mieć towarzystwo w męskiej postaci. Wtedy czułam się dużo bezpieczniej.
- Skoro Zayn jest taki miły, to niech cię odwiezie. - odparł Vin i wręcz czułam jak się uśmiecha.
- Nie przeginaj Smith. - syknęłam - Nie zrobisz mi tego.
- Założymy się?
- Nie odezwę się do ciebie przez miesiąc przysięgam. - warknęłam.
- Daj mi Zayna. - rzucił rozbawiony.
- Nie ma mowy. - odparłam przestępując z nogi na nogę.
Nie miałam ochot się z nim droczyć. Jeśli mam wracać z Malikiem to już chyba wolę się przejść. Choć ta perspektywa była przerażająca... Coś mi się skręcało w środku jak o tym myślałam.
- Przecież to jego telefon. - tym razem Kevin się roześmiał.
- W dupie to mam, wiesz? - spojrzałam na Malika - Łap. - rzuciłam do niego urządzenie.
Nie słuchałam jego rozmowy. Wyszłam z pomieszczenia. Kolejną rzeczą, którą musiałam sobie kupić było zdecydowanie auto. Jakieś małe i ekonomiczne, ale auto. Którym będę mogła wozić sobie sama swoją leniwą dupę. Zawijałam szal na szyi i skierowałam się do wyjścia. Poczułam uścisk w łokciu. Odwróciłam się.
- Gdzie uciekasz piękna kobieto? - spytał Paul z bananem na ustach - Zayn cię podwiezie.
- Nie trzeba. - odparłam.
I dopiero wtedy do mnie dotarło dlaczego przed tym uciekałam. To już nie chodziło o zwykłą niechęć do Mulata. Nie chciałam, żeby znowu mi powiedział, że jestem tchórzem i że uciekam. Ale w tamtym momencie czułam się jak zwykła słaba kobieta. Nie oszukujmy się. Co ja mogłam zrobić trzem postawnym facetom, nawet jeśli byliby po drinku? Nic...
Mimo to wyszłam przez drzwi. Owiało mnie chłodne powietrze ni było jednak zimno. Miałam nadzieję, że droga do domu nie zajmie mi wiele. Tak, oszukuj się Roly. Wzięłam głęboki oddech i szybko ruszyłam do przodu.
Kroki za sobą słyszałam od dłuższego czasu. Czułam się obserwowana. Ktoś za mną szedł, śledził mnie. Pomocy! Czemu do cholery Kevin po mnie nie przyjecha...?!
Ktoś mocno popchnął mnie na ścianę obok. Było ciemno. Lampa właśnie zagasła. Cholera, przecież jesteśmy w Los Angeles a nie w jakiejś dziurze! Czemu gasną tu latarnie w nocy?! Bałam się. Moje serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Czułam alkohol i... Ten ktoś zaczął dotykać moje ciało. Zaczęłam bać się jeszcze bardziej. Próbowałam uciekać, ale masa napastnika mi na to nie pozwalała. Szarpałam się, na co ten tylko się śmiał. A więc tak skończę? W takim dużym mieście?! A dzisiaj pozbyłam się moich problemów...
Wtedy ciężar zniknął, a ja upadłam na ziemię. Nogi miałam jak z waty. Obdarłam sobie rękę, próbując zamortyzować upadek. Uniosłam głowę. Ktoś bił mojego napastnika, albo odwrotnie. Nie byłam pewna. Przekonałam się dopiero kiedy silna dłoń złapała mnie za przedramię i pociągnęła na góry. W oczach Zayna widziałam złość i... znów ta pogarda.
- Odwiózłbym cię. Nie mogłaś poczekać? Cholera, czy ty jesteś normalna?! - syknął zły.
Poczułam się... jeszcze gorzej niż poprzednio. Natychmiast się wyrwałam. Zaczęłam biec. Chciałam uciec jak najdalej od niego. On tak bardzo przypominał mi o mojej przyszłości. Powinnam stawić temu czoła, bo zrzuciłam niepotrzebny bagaż, ale... nie umiałam. Jego postawa wobec mnie i wygląd... To wszystko mnie odpychało, sprawiało, że czułam się bezsilna. I to ja mu się postawiłam w obronie moich przyjaciół?!
Zatrzasnęłam za sobą drzwi dysząc ciężko. Nikomu nie polecam joggingu z torebką na ramieniu. Całą drogę cholernie się bałam. Chyba przez to dałam radę doczołgać się do mieszkania. Odrzuciłam wierzchnią odzież na bok, nie trudząc się o powieszenie jej. Moje dłonie się trzęsły. Przetarłam nimi twarz odgarniając kosmyki włosów, które wyleciały z upięcia. Przyznaje się. Jestem tchórzem. Ale to jak Malik na mnie działa... nie mam na to wpływu. Poza tym... Jak głupio to brzmi. Co najmniej jakbym czytała bezsensowne romansidło. Ściągnęłam buty rzucając je w kąt. Pozbyłam się już problemów z przeszłości, teraz należy zmierzyć się z teraźniejszością. Wtedy miałam jednak na to za mało siły. Czułam to.
Siedziałam na łóżku otulona kocem i wpatrywałam się w ciemność za oknem. Nie zapalałam światła. Nic nie piłam, ani nie jadałam. Czy to dziwne? Nie miałam na nic ochoty. Wolałam bezsensownie szukać czegoś w czerni, która mnie otaczała. Każdy dźwięk, który dochodził do moich uszu wzmagał moją czujność. Zamieniam się psychopatę? Czy to już kosmici? Powoli zaczynałam usypiać, ale wtedy do mojego umysłu wkradał się pan Pierdolony Malik i nici ze snu. Wrota do krainy Morfeusza zamknięte, przykro nam. Cholerny facet! Czemu ja się nim tak przejmuję? Przecież on nic dla mnie nie znaczy! Powiedział kilka niemiłych słów, od co! Jeszcze wiele razy mnie to spotka i będę musiała sobie z tym poradzić! Nauczyłam się walczyć z modelkami. A więc nauczę i z nim...
- Roly?! Roly otwórz! - zdenerwowany głos Kevina i łomot w drzwi postawiły mnie na proste nogi.
A prawie udało mi się zasnąć. Chłopak nie przestawał uderzać pięściami. Myślałam, że oszaleję. Najszybciej jak się dało otworzyłam mu. Spojrzał na mnie i nie wiedziałam czy był zły czy mu ulżyło. Wszedł do środka. Pierwsze co zrobił? A jak by inaczej...
- Czy ty do cholery wiesz jak się martwiłem?! Zayn mi powiedział, że uciekłaś jak jakiś koleś cię napadł! Co ty masz w głowie dziewczyno?! Czy ty czasem myślisz racjonalnie?! Cholera, przecież ktoś mógł zrobić ci krzywdę!
Stałam tam tylko i patrzyłam na niego nie dowierzając. Doskonale wiedział, że nie pojadę z Malikiem. Nie chciałam mieć z nim żadnego kontaktu. A mimo to Vin stwierdził, że to świetny kawał. Potem Mulat na mnie naskoczył, kiedy byłam przerażona i nie wiedziałam co ze sobą zrobić, a teraz Kevin mnie opierdala. Cóż za piękna historia. Szkoda, że prawdziwa.
- Czasem zdarza mi się myśleć. Ale jestem przecież głupią dziewczyną. - machnęłam ręką nie patrząc na Vina - I Zayn oczywiście ci powiedział, że tak jak ty przed chwilą bezlitośnie mnie opierdolił?
Nie czekałam na odpowiedź. Nie miałam siły już z nimi walczyć, kłócić się o cokolwiek. Nogi miałam miękkie. Nie mogłam ustać. Po prostu poleciałam na ziemię. Po policzkach stoczyło się kilka łez. Dlaczego byłam taka słaba?! Czemu to mnie tak dotykało? Powiedzieć ci czemu, Roly? Bo się boisz. Boisz się, że Vin się od ciebie odwróci. Boisz się, że zrobi to co wszyscy, że bardziej ufa Malikowi niż tobie, że ci nie uwierzy i po prostu zostawi. Tak. Bałam się tego. Bałam się jak cholera. I chciałam w końcu mieć tą pewność, że jest przy mnie ktoś, kto będzie zawsze. Nigdy mnie nie odtrąci, nigdy nie zostawi... Skrytykuje, opierdoli, przytuli i powie, że będzie dobrze.
- Roly... - zaczął łagodnie Kevin, ale nie chciałam teraz żeby ze mną rozmawiał.
Chciałam być sama. Pomyśleć o tym z czym muszę się zmierzyć. Myślałam, że będzie lepiej, a los ciągle robi mi pod górkę. Przyjechałam do Los Angeles taka szczęśliwa. A kiedy dostałam się do pracy myślałam, że oszaleję z radości. Potem poznałam chłopaków lepiej i jakoś to szło. A teraz jestem w totalnym dole i nie chcę płakać, a nie potrafię przestać. Użalanie się nad sobą nie jest fajne Roly. Przecież się nie użalam...
- Roly przepraszam. Naprawdę się martwiłem. Myślałem, że jak wsiądziecie do jednego auta to może jakoś się dogadacie. Choć tu. - klęczał przede mną i wyciągał do mnie ramiona.
Byłam rozdarta. Z jednej strony potrzebowałam kogoś kto się mną zajmie, "pomatkuje" mi. Ale z drugiej chciałam być niezależna. Radzić sobie ze wszystkim sama. Czy to jest w ogóle możliwe? Wyciągnęłam drżące dłonie w stronę Kevina. Chłopak natychmiast pochwycił mnie w swoje ramiona i mocno przytulił do rozgrzanego torsu. Był taki ciepły. Oplotłam jego kark dłońmi i schowałam głowę w zagłębieniu między jego szyją a obojczykiem. Gładził mnie lekko po plecach, próbował mnie uspokoić. I nie potrzebował do tego żadnych słów.
Kilka chwil później kiedy siedziałam na łóżku drżąc z zimna, Kevin przygotował dla mnie ciepłą zieloną herbatę i tosty z serem. Byłam mu wdzięczna. I zdawałam sobie sprawę, że powinnam z nim porozmawiać o wątpliwościach, które we mnie siedziały. Brakowało mi na to siły. Mimo to, spróbowałam się przemóc. Upiłam kilka łyków ciepłego napoju. Vin siedział na przeciwko mnie i spoglądał z ciepłem w oczach.
- Kevin... chyba muszę ci coś powiedzieć. - zaczęłam nie pewnie.
- Słucham. - odparł uśmiechając się lekko i ściskając moją dłoń.
- Obiecaj, że mnie nie zostawisz. - szepnęłam naprawdę cicho.
Mój głos się lekko załamał. Wtedy chłopak z cichym westchnieniem ułożył się koło mnie i przytulił do swojego ciała. Pocałował mnie w głowę i delikatnie pogładził po włosach.
- Będę przy tobie, bo tak robią przyjaciele. - mruknął - Nie zostawię cię, bez względu na to jakie głupoty powyczyniasz, czy co mi powiesz. Mogę być na ciebie zły, może mi być smutno z powodu tego co powiedziałaś. Ale zawsze będę. Obiecuję.
Jego odpowiedź mnie podbudowała. Sprawiła, że poczułam się lepiej, a niebo przesłonięte chmurami rozjaśniło się. Skończ z tymi metaforami, błagam. Kiedy ja je lubię...

* * *

- Co powiesz dzisiaj? - spytał mnie chłopak.
Zerknęłam na niego. Był zaniepokojony. Wiedziałam, że zastanawiał się czy u niej wszystko w porządku. Nie miał się co martwić. Vin zawsze przy niej był gdy go potrzebowała. Zakładałam, że i tym razem ją wspierał.
- Nie wiem. Trochę się u niej na pewno pozmieniało. - spojrzałam na napis.
Piękne Hopeless. Musze przyznać, że dziewczyna ma dryg. Widać, że to lubi i w pewien sposób pomaga jej to osiągnąć wewnętrzną harmonię. Że zen i te sprawy? Pf... Dobry żart. Podziwiam cię za to poczucie humoru!
- Jest lepiej ale ona ciągle wymyka mi się z rąk. - mruknął patrząc w ziemię.
Ścisnęłam jego ramię. Nie spojrzał na mnie. No bo po co? Nienawidziłam go w takich chwilach. Melancholia czasem mi się udzielała i przez niego miałam zły nastrój.
- Sam twierdzisz, że jest lepiej. Więc nie marudź. Poza tym, to dorosła kobieta. Nie jesteś w stanie upilnować jej w 100%. Daj spokój i wrzuć trochę na luz.
- Obiecałem. - syknął patrząc na mnie zły.
Westchnęłam. Czemu był takim ciężkim człowiekiem?













________________________________________________________________________
Na wstępie zanim zapomnę. Nie mam pojęcia czy ktoś czyta to co ja piszę pod postem, ale trudno, spróbuje.
Otóż: przeczytałam opowiadanie na wattpadzie i... wow. Nie spodziewałam się czegoś takiego i ogólnie chciałam je polecić. Z góry uprzedzam to nie żadna uprzejmość, nie znam autorki tego opowiadania i nie prosiła mnie ona o to, żebym udostępniła linka do jej opowiadania. Mimo to chciałabym, żeby więcej ludzi przeczytało to opowiadania, bo uważam, że warto. Możecie mi wierzyć, że rzadko piszę (czy mówię) takie rzeczy o opowiadaniach, a to wywarło na mnie naprawdę ogromne wrażenie.
anorexic || h.s.  autor: lovechocolatee7
_________________________________________________________________________
A co do rozdziału to: Hej! Ja Wam mija, hm... Czas? Mi jakoś w miarę. Kupa nauki i nadrabiania - jak zwykle choroba, ale nie będę zamęczać moim narzekaniem. Ogólnie nadal nie wiem co do bloga, w sensie układam sobie jego treść w głowie. Lepiej zrobić więcej czy mniej wątków, jak myślicie?
Co do tego co dzisiaj napisałam... Tak, Roly jest zdecydowanie nie w humorze. Nadal proszę abyście nie postrzegali jej jako słabej bohaterki. Bo mam nadzieję, że udało mi się wykreować w miarę silną. No ale czasem każdy potrzebuje sobie popłakać ;D Dodaję rozdział w ogóle nieszablonowo i zabijcie, ale musiałam, bo... chciałam :D Obiecuję, że teraz pojawi się zapewne dopiero... na przyszły weekend, albo kolejny. Zrobię może prezent na święta ;) Trzymajcie się! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę zostaw po sobie ślad ;)