wtorek, 10 stycznia 2017

11. Jesteś jak wrzód na dupie

Tamten dzień nie był moim najlepszym. Od rana nie najlepiej się czułam, a wizja sesji z Zaynem nie napawała mnie optymizmem. Szłam do studia jak skazaniec. Aby choć trochę odwlec moje męczarnie postanowiłam odwiedzić Chrisa. Na pewno miał w zanadrzu kawę i ciepłe babeczki na poprawę humoru. O moim pojawieniu się w kawiarni dał znać dzwoneczek przy drzwiach. Rozejrzałam się. Jak zawsze z rana nie było wolnych miejsc. W końcu najlepsza kawa w mieście, a co! Podeszłam do baru, ale aktualnie nikt za nim nie stał. Westchnęłam cicho i przetarłam twarz dłońmi. Zupełnie się nie wyspałam. Znów miałam koszmar. Tym razem nawiedzał mnie Zayn. Może podświadomie bałam się tej sesji. Może. Sama nie wiedziałam. Moje ciało lepiej ode mnie zrozumiało co i jak, dlatego zawitałam do kawiarni. W innym wypadku za pewne chciałabym mieć to już za sobą. Ponownie westchnęłam.
- Nie ma co wzdychać. Zobacz jaki piękny mamy dziś dzionek! - przede mną pojawił się jak zawsze uśmiechnięty Chris.
Lubiłam te jego zadowoloną buźkę. Dzięki niemu nie byłam smutna. Choć to i tak Vin najbardziej mnie wspiera i wie o mnie prawie wszystko. Tak myślę. W końcu Kevin jest przy mnie od początku, normalnie zachowuje się czasem jak mój opiekun prawny, a nie przyjaciel, ale jakoś mi to nie przeszkadza. W końcu to Vin. Jego się tylko kocha.
- Ten dzień będzie moim przekleństwem. Czuję to. - odparłam, sadowiąc się wygodniej na krześle - Masz coś dla skazanych na śmierć niewinnych ludzi takich jak ja?
- Niewinnych? - zaśmiał się - Aniele, dla ciebie mam coś specjalnego.
Zniknął mi na chwile z oczu, po czym wrócił z niewielką papierową torbą. Spojrzałam na niego marszcząc lekko brwi. Zacznijmy od tego, że powiedział "aniele". Zdarzyło się to tylko raz. Gdy nocowaliśmy u Vina i wyprawiłam go do pracy. Dziś był drugi. Nie przywykłam do takiego określenie. Poza tym, co on chował w tej torbie?!
Podsunął mi ją pod nos i z uśmiechem oparł się o blat. Uważnie mi się przyglądał. Chyba chciał zobaczyć moją reakcję. Może powinnam się zacząć bać? Niepewnie rozchyliłam papier i zajrzałam do środka. Na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. Wyjęłam czekoladową babeczkę z tęczą i jednorożcem na wierzchu. Nie wierzyłam w to co widziałam. Te dwie rzeczy to wszystko czego było mi potrzeba tamtego dnia. Pocałowałam blondyna w policzek i przelotnie zerknęłam na zegarek. Powinnam się zbierać.
Pożegnałam się z moim wybawcą i opuściłam lokal pijąc gorącą mleczną czekoladę. Nie miałam ochoty na kawę. Byłam wystarczająco pobudzona przez stres, który nie miał zamiaru opuścić moich żył.
W studiu nikogo nie było. Panował tam idealny spokój. Dlatego poszłam do sali, w której miałam robić zdjęcia. Zdjęłam torbę z ramienia i wyciągnęłam aparat. Przygotowałam sobie nawet statyw na wszelki wypadek. Dopiłam moją czekoladę i w tamtej chwili w drzwiach pojawił się uśmiechnięty Vin, a zaraz za nim do pomieszczenia wszedł Zayn. Malik na twarzy miał wypisane niezadowolenie. Mój żołądek się ścisnął. Cieszyłam się, że słodycz od Chrisa zachowałam sobie na później.
Mulat ustawił się przed obiektywem, a Vin cały czas kręcił się koło mnie. Dłonie mi się trzęsły przez co nie mogłam wykonać żadnego dobrego zdjęcia. Użyłabym statywu, ale do pozycji, które przyjmował mój model nie wiedziałabym nawet jak go ustawić. Wzięłam głębszy oddech na uspokojenie, ale to nic nie dało. Między nami panowała drętwa atmosfera. Cholera. Wyczuwam kłopoty. Nie mogę tego zwalić!
- Skupi się w końcu! - warknął na mnie Zayn.
Po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz. Nie miałam siły prowadzić z nim konwersacji. Dlatego nic nie mówiąc nadal starałam się cokolwiek poprawić, by było lepiej. Powoli zaczynałam panikować. To tylko stres - starałam sobie wmówić tę kwestię, ale mózg przestał mnie słuchać.
- Długo jeszcze będę czekał? - dorzucił wkurzony.
Wtedy wiedziałam, że nie podołam. Zayn wywierał na mnie zbyt duży wpływ. Przez niego stałam się od wczoraj kłębkiem nerwów, nie mówiąc już o tym, że wcześniej też nie najlepiej na mnie oddziaływał. Miałam tego dość. Tylko co ja mogłam na to poradzić.
- Nie mogę. - szepnęłam czując się słaba.
Odrzuciłam aparat na bok i się podniosłam. Jak najszybciej musiałam znaleźć się jak najdalej od ZAYNA MALIKA. Ten facet sprawiał, że nie mogłam nad sobą zapanować. Tylko czemu? Czemu działał na mnie tak jak nie powinien?! Ja go nie znałam, nie miałam zamiaru poznać! On mi się nawet nie podobał! Był przystojny, ale nie każdy przystojny facet mi się podoba! Przynajmniej nie w tym głębszym sensie. Ugh... Z te niemocy poczułam łzy, które zbierały mi się pod powiekami. Nie dałam im jednak wypłynąć. Czas na odwrót.
Ulotniłam się ze studia szybciej niż się tam w ogóle pojawiłam. Napisałam Vinowi sms, że chcę być sama. Spacerowałam ulicami, których nie znałam. Zapuściłam się w te okolice LA, w których nigdy wcześniej mnie nie było. Po drodze zdążyłam już skonsumować najsmaczniejszą na świecie babeczkę. Wysłałam krótkie podziękowania do Chrisa i wyłączyłam telefon. Powinnam przygotowywać się na jutrzejszy test z historii muzyki. Nie miałam do tego jednak głowy. Wolałam szwendać się bez celu. Póki nie znalazłam się pod budynkiem, który przyciągnął moją uwagę. Weszłam powoli do środka, starając się odsunąć od siebie wszystkie niechciane myśli. Takim sposobem wylądowałam na siłowni, a dokładniej w miejscu, gdzie wielu ludzi ćwiczyło boks. Karate to jeszcze, ale boks? Nigdy tego nie próbowałam. Ale może to dobry pomysł? Jeśli wyobrażę sobie, że to Zayn jest moim przeciwnikiem, myślę, że to mi pomoże. 
Ktoś ćwiczył na worku zawieszonym w prawej części sali. Środkową zajmował ring. Pewnie odbywały się tam jakieś walki. Kiedyś oglądałam boks w telewizji. Ale zupełnie mnie nie interesował. Ćwiczyć jednak samemu to chyba inne odczucia, prawda? Podeszłam do ciemnoskórego mężczyzny, który nie zwracał na mnie uwagi. Nie przerwał treningu. Nawet na mnie nie zerknął. W pustym pomieszczeniu odbijał się tylko szczęk łańcucha, na którym powieszony był worek. 
- Przeszkadzam? - spytałam w końcu, na co trzydziestolatek odwrócił się w moją stronę.
Sięgnął nad moją głową po ręcznik i otarł twarz. Był naprawdę dobrze zbudowany. Miał silne ramiona i klatę niczego sobie. Ale czego można się spodziewać po osobie, która regularnie ćwiczy? Powiesił sobie materiał na ramionach i spojrzał na mnie ciemnymi oczami.
- Jesteś jak wrzód na dupie. - po raz kolejny sięgnął nad moją głową, tym razem po butelkę z wodą - Po coś przylazła?
Jeśli on traktuje tak wszystkich, którzy tu przychodzą to pewnie nie ma zbyt wielu wychowanków. Przynajmniej ja nie lubię słuchać, że jestem jak wrzód na dupie. No, bo kto lubi?! Przecież tylko grzecznie sobie stała. Nawet nie pięć minut. Chyba, że zauważył mnie kiedy weszłam. Tam stałam z... 15?
- No nie wiem po co mogłam przyjść na siłownie. - wywróciłam oczami.
Zmierzył mnie wzrokiem. No dobra, byłam ubrana w jeansy i zwykły t-shirt, czyli średnio sportowo. Ale w torbie miałam cichy na zmianę. Ze studia po sesji chciałam iść pobiegać, żeby się odstresować. No niestety nie wyszło...
- Nie uczę nieporadnych panienek. - powiedział z litościwym uśmiechem.
- Nieporadna panienka próbowałaby cię zbajerować. Zauważyłeś żebym kręciła ci tyłkiem przed nosem? - uniosłam brew.
Prychnął i szedł dalej. Opadły mi ręce. Co mam powiedzieć, żeby mi pomógł? Mam go prosić? Nie ma mowy. Nawet o tym nie myśl Roly! Nie będziesz się płaszczyć! Płaszczyć nie... Zerknęłam na ring i do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Zapomniałeś o czymś! - rzuciłam w tył głowy mężczyzny jedną z rękawic, a kiedy się odwrócił oberwał drugą w twarz.
Spojrzał najpierw na swoje rzeczy leżące pod jego stopami, a potem na mnie. Posłałam mu słodki uśmiech. Jeszcze raz powtórzył swój poprzedni gest po czym odwrócił się do mnie tyłem. Nie no znowu?
- Szatnie są po prawej. Masz pięć minut. - rzucił, a ja nie czekałam.
Do domu wracałam gdy było już ciemno, ale szczerze? Wszystko miałam gdzieś. Dostałam taki wycisk, że ledwo co trzymałam się na nogach, a Troy (tak ten cyborg ma imię!) kazał mi się pojawić za dwa dni. Chyba właśnie załatwiłam sobie zajęcia dodatkowe. Świetnie, rzucę zbędne kilogramy, które nabyłam odwiedzając kawiarnię. Kiedy wracałam autobusem do domu pusty wzrok wbiłam w czerń za oknem. Nikogo oprócz mnie nie było w pojeździe. Nie licząc oczywiście kierowcy. Kolejny przystanek był moim. Wysiadłam i ruszyłam powolnym marszem. Nie spieszyło mi się. Szczególnie, że całe ciało paliło mnie żywym ogniem. To zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych uczuć. Ale czy miałam coś do gadania w tej kwestii? Schody okazały się największym wyzwaniem. Dzielnie jednak wspinałam się do góry. Miałam ochotę zasnąć tam gdzie stałam, ale ciemny i zimny korytarz nie był najciekawszą alternatywą. Pod mieszkaniem zauważyłam jakiś ruch. Zmarszczyłam brwi, a moje ciało nieco się spięło. Moje mięśnie przeżywały piekło. Podeszłam powoli do czegoś co z daleka wyglądało jak worek ziemniaków. Tyle, że ziemniaki się nie ruszają! Po chwili w moje oczy patrzyły piękne czekoladowe tęczówki. Mimowolnie z moich ust uleciał cichy okrzyk zdumienia. Szybko otworzyłam drzwi i pozwoliłam oprzeć się na mnie chłopakowi. Posadziłam go na kanapie i zamknęłam drzwi.
- Co ci się stało? - spytałam siadając przed nim na małym stoliku.
Odwrócił głowę w drugą stronę i skrzywił się z bólu. Nie wyglądał najlepiej. Był mocno obity. Podejrzewałam, że nie tylko na twarzy. Choć ta nie prezentowała się dobrze. Miał rozciętą wargę, ogromne limo na prawym policzku, a ze skroni ciekła mu wąska stróżka krwi. Lekko odgarnęłam mu włosy z czoła. Odepchnął moją rękę. O co mu chodziło? Sam do mnie przyszedł, a teraz mnie odpycha... Co jest z nim nie tak?
- Jeśli masz zamiar się tak zachowywać to wyjdź. - rzuciłam zimno i wstałam.
Nie miałam ochoty na niego patrzeć po tym co stało się rano. Mimo wszystko wpuściłam go do swojego mieszkania i chciałam mu pomóc. Nie mogę mieć wyrzutów sumienia. Stanęłam przy oknie w sypialni i oparłam czoło o zimną powierzchnię szkła. Starałam się unormować oddech i bicie serca, ale one zupełnie nie chciały mnie słuchać. Jakby należały do innego organizmu. Zmęczenie dawało mi się we znaki. Powieki zaczęły mi ciążyć. Ale nadal nie słyszałam trzasku drzwi wejściowych...
- Przepraszam.
Ledwie usłyszałam to słowo, ale poczułam ciepłe powietrze przy uchu. Powoli się odwróciłam. Malik stał kilka centymetrów ode mnie. Jedną ręką opierał się o ścianę, a drugą obejmował brzuch. Jego spojrzenie było spokojne, wręcz ciepłe. Nie wiedziałam co zmieniło jego nastawienie. Spuścił głowę i przysunął się do mnie jeszcze bliżej. Czułam ciepło jego ciała i nie wiedziałam co z tym zrobić. Nie był ze mną blisko. Czemu nie poszedł do Jess, do Paula, albo innej osoby, którą dobrze znał? Wybrał akurat mnie. Dziewczynę, której nienawidzi, która ma w nosie jak wielkim jest piosenkarzem, która nie ma o nim dobrego zdania, która nawet w tej sytuacji mu nie odmówi. Wślizgnęłam się pod jego ramię. Oparł się na mnie z wyraźną ulgą. Ponownie posadziłam go na sofie i zawędrowałam do łazienki. Z szafki nad umywalką zabrałam wszelkie potrzebne mi środki. W końcu ktoś musiał opatrzyć mu rany. Usiadłam tak jak wcześniej, na stoliku. Tym razem Zayn nie odwrócił głowy gdy go dotknęłam. Przeciwnie. Miałam wrażenie, że mój dotyk sprawia mu przyjemność. Delikatnie przemyłam wszystkie jego rany. Nawet się nie skrzywił.
- Masz jeszcze jakieś obrażenia? - zerknęłam na niego wyrzucając brudne waciki.
Ściągnął koszulkę przez głowę krzywiąc się lekko. Zaparło mi dech w piersiach. No przepraszam! Jestem tylko kobietą i patrzę na nieźle zbudowanego faceta. Poza tym... Nie wiedziałam, że ma aż tyle tatuaży. Dopiero po chwili dostrzegłam długą szramę na jego lewym boku. Przyjrzałam się temu dokładnie.
- Powinieneś z tym pojechać do szpitala. Nie wiem czy nie jest potrzebne szycie. - spojrzał mi w oczy.
Tym razem w jego był lekki gniew i jakby ból? Może to nie był ból, ale niezrozumienie? Wyrzut? Sama nie wiem...
- Tak? Żeby paparazzi mnie złapali i napisali o wszystkim w prasie? - syknął słabo, kiedy przetarłam ranę środkiem odkażającym.
- Kto cię tak urządził? - dopytywałam.
- Na co ci ta wiedza? - mruknął - I tak nic z tym nie zrobisz.
Odsunął się ode nie. A więc powraca dawny Malik. Skoro był już opatrzony to czemu nie, może zmienić się w perfidnego dupka. Co za różnica. Otóż mnie to dotyka. Poczułam się zraniona i urażona. Przyszedł do mnie tylko po to, żebym mu pomogła. Przeprosił mnie, mając w interesie własną sprawę do załatwienia. Wykorzystał mnie.
- Jesteś największą idiotką świata Roly. - syknęłam na siebie idąc do kuchni.
Co ja sobie myślałam?! Że on tak z dnia na dzień przyjdzie do mnie z przeprosinami?! Jeszcze po tym co się stało?! Jaka jestem głupia! I może nie czułabym się tak źle. Gdyby nie trzask drzwi wejściowych. Po moich policzkach stoczyło się kilka łez. To idiotyczne płakać w tej sytuacji. Przecież Zayn nic dla mnie nie znaczy. Tylko mnie wykorzystał. Tylko czemu miał pewność, że o niczym nikomu nie powiem? Że nie zdradzę tego prasie? Proste... Nadal się go boisz Roly. I on o tym wie. Dlatego tu przylazł. Nie miałaś serca, żeby go wywalić, żeby zawlec go do szpitala. Od dziś w przypadku ZAYNA MALIKA, moje serce nie istnieje. Wystukałam szybką wiadomość na telefonie i napiłam się wody. 15 minut później pojawił się u mnie Vin. Już nie płakałam. Ale pewnie nadal miałam minę jak porzucone szczenię. Kevin o nic nie pytał. Przytulił mnie i zrobił popcorn, po czym poszliśmy obejrzeć jakiś film. Nie zajęło mi długo by zasnąć.
Pierwszą czynnością jaką zrobiłam po wstaniu był prysznic. Podziałał kojąco na moje mięśnie i nerwy. W szortach. koszulce, którą ukradłam Vinowi i turbanie na głowie zaczęłam robić śniadanie. Kevin jeszcze spał. Nie chciałam go budzić. Sama chyba też potrzebowałam odpoczynku. Może po prostu powinnam jeden dzień spędzić w łóżku, bez innych bezsensownych czynności. Ale wgapianie się w sufit przez cały dzień jest jeszcze bardziej męczące... Odezwał się mój telefon. Bez patrzenia na to kto dzwoni, odebrałam.
- Hej Roly. -  zaświergotała do mnie Jess - Wpadniesz dzisiaj do studia?
Zmarszczyłam brwi. Co? Ja do studia? Po co? Przecież nie zajmuję się muzyką tylko zdjęciami, a to jednak różnica.
- Em... nie Jess. Nie ma dzisiaj czasu.
- Kłamie! - wtrącił się Vin, całując mnie w policzek.
Uderzyłam go w ramię. Nie miałam najmniejszej ochoty widzieć się z Malikiem. A zakładałam, że tam na pewno go spotkam. Oni wszyscy zmówili się przeciwko mnie. Dlaczego? Czy naprawdę nie widzieli, że ja i Zayn to dwie różne galaktyki, które niszczą siebie nawzajem?
- W takim razie zapraszam za godzinkę. Do zobaczenia.
- Jess... - nie dała mi dojść do słowa, tylko się rozłączyła - Wielkie dzięki. - syknęłam do chłopaka, który zabrał się za jedzenie.
Posłał mi spojrzenie, przez które mnie zmroziło. Patrzył na mnie tak przenikliwym wzrokiem, że musiałam się odwrócić. Przymknęłam na chwilę powieki, a kiedy znów się odwróciłam, Kevin stał tuż przede mną. Uniósł moją głowę, więc mimowolnie musiałam spojrzeć w jego bursztynowe oczy.
- Co on znowu zrobił? - spytał.
- Żyje. - mruknęłam mijając chłopaka - Jeśli na tym świecie brakuje dupków, to on zdecydowanie nadrabia za nich wszystkich.
Czułam, że brunet depcze mi po piętach. W końcu złapał mnie za łokieć i postawił przodem do siebie. Z cichym westchnieniem spojrzałam na jego zaciętą twarz. Wiedziałam, że nie odpuści póki mu nie powiem. Ale czy miałam inny wybór? Tak czy siak pewnie bym mu o wszystkim opowiedziała prędzej lub później. Choć jeśli mam być szczera to o tym akurat nie miałam ochoty mówić.
- Przyszedł do mnie wczoraj. Ten jebany idiota myśli, że może mnie wykorzystywać. Niedoczekanie jego.
Zaczęłam przekopywać swoje ciuchy w celu odnalezienia odpowiedniego stroju. Skończyło się na tym, że wybrałam zwykłe, ciemnoniebieskie jeansy, a do tego luźny t-shirt. Wygoda przede wszystkim.
- Jak co?! - spojrzałam zdezorientowana na Vina, który po prostu eksplodował - JAK TO ON CIĘ KURWA WYKORZYSTUJE?!
Nigdy nie widziałam Kevina w takim stanie. I wtedy zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam, że mu powiedziałam. Może nie powinnam. Przecież to w końcu nie było nic takiego. Ale z drugiej strony w jakiś sposób mnie zakuło. Dość o tym. Czas się ubrać. W końcu Jess nie odpuści. Poza tym, Vin za kare że mnie wydał, powinien pojechać tam ze mną.
- Normalnie. - wzruszyłam ramionami - Ale nie martw się. Moje serce jest kamieniem kiedy go widzę, więc to się więcej nie powtórzy.
Chwilę później brunet zaoferował mi podwiezienie. Nie miałam nic przeciwko. Nie chciało mi się jechać autobusem ani iść na pieszo. To rozwiązanie było idealne. W samochodzie rozmawialiśmy tak jak zawsze. Byłam pewna, że całe napięcie już z niego zeszło. Wysiadł ze mną gdy dojechaliśmy na miejsce. Może faktycznie zostanie? Weszliśmy do budynku. Tylko do jednej sali były otwarte drzwi. Vin wcisnął się pierwszy. Wywróciłam oczami. Co za dżentelmen. Przeszłam przez drzwi zaraz za nim. I wtedy wbiło mnie w podłogę. Mój Kevin przywalił Malikowi w twarz. Zayn prawie upadł. Musiał załapać się biurka, żeby utrzymać się na nogach. Myślałam, że wybuchnę śmiechem. Był to widok co najmniej komiczny. Wszyscy inni obecni byli równie zaszokowani co ja.
- Jeszcze raz Zayn. Jeszcze kurwa raz i nie ręczę za siebie. - mruknął tylko Vin, a potem odwrócił się w moją stronę. Posłał mi uśmiech, który bez wahania odwzajemniłam - Przyjadę po ciebie. - cmoknął mnie w czoło i zniknął.
Mimowolnie spojrzałam na Malika. Jego wzrok również był zwrócony na mnie. W jego oczach dostrzegłam jakąś negatywną emocje, ale nie mogłam odgadnąć co to było. Uniosłam tylko brew, a kąciki moich ust uniosły się. Jeśli w ten sposób Vin będzie ratował dupę Malika przede mną to może robić to częściej.

























_______________________________________________________
Tak jak obiecałam, pojawił się wcześniej ;) Od dziś rozdział w PIĄTKI, ale nadal myślę, że co dwa tygodnie. Jeśli coś się zmieni to napiszę pod kolejnym rozdziałem ;) Co myślicie o zachowaniu Malika? Straszny z niego kretyn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę zostaw po sobie ślad ;)