niedziela, 5 lutego 2017

13. Dlaczego byłaś dla niego taka zimna?

Było jeszcze ciemno gdy się przebudziłam. Gorąco ogarniało mnie z każdej strony, ale w jakiś dziwny sposób mi się to podobało. Z zamkniętymi powiekami mocniej przywarłam do źródła ciepła. Co dziwniejsze ono też się do mnie przysunęło. I ponownie zapadłam w sen.
- No, no. Co widzą moje oczy? Normalnie nie wierzę.
Mruknęłam z niezadowoleniem. Głos Vina skutecznie wyrwał mnie z krainy marzeń. Przekręciłam się na plecy i rozchyliłam powieki. Zadowolony Kevin stał oparty o framugę drzwi do mojego pokoju. Nie za bardzo wiedziałam o co mu chodzi. Póki wspomnienia z poprzedniego wieczora nie zbombardowały mojego umysłu. Wtedy jak oparzona wyskoczyłam z łóżka i spojrzałam na nie. Zayn nadal spał. Przetarłam twarz dłońmi. Nie zrobiłam tego. Jaka jestem głupia! On pewnie za chwile wstanie i wyjdzie do domu, nie pamiętając swoich wczorajszych słów. Co mi strzeliło do głowy?! Jak zawsze muszę mieć dobre serce, a mogłam go wczoraj nie wpuszczać! 
Przecisnęłam się obok rozbawionego Vina i przeszłam do kuchni. Wyciągnęłam kubek z szafki i nastawiłam wodę. Potrzebowałam kawy. I oderwania myśli. A miałam wyluzować wczorajszego wieczora. I wyluzowałam. A następnego dnia budzę z praktycznie obcym facetem w łóżku! To idiotyczne. Może nigdy więcej alkoholu? Albo zwyczajnie następnym razem zamknę się z Kevinem w jakimś bunkrze. Wtedy nic złego nie powinno się wydarzyć. Chociaż nigdy nie wiadomo. Może i tam ktoś się włamie. Ktoś kogo nie nienawidzę, ale wystarczająco mocno nie lubię, żeby z nim nie chcieć siedzieć. A znając życie i tak ta osoba by z nami siedziała. Pechowcem być...
Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że woda już się ugotowała, a gwizdek o mało co nie zleciał z czajnika. Szybko zalałam sobie życiodajny napój i odstawiłam gorące naczynie na bok. Do mojego kubka dodałam cukier i mleko. Upiłam łyk. Idealna kawa na piękny poranek. Szczególnie, że jest już po 12.
Kiedy moim oczom ukazał się Zayn, na chwilę zaniemówiłam. Było widać, że jest zaspany. Miał jeszcze przymknięte powieki i włosy sterczące w każdą stronę. Wyglądał uroczo. Ziewnął. Kierował się w moją stronę. Między innymi dlatego szybko ulotniłam się z kuchni. Przysiadłam na kanapie w salonie. Głupi, głupku! Zayn Malik nie może wyglądać uroczo! Zaprzestań myślenia w ten sposób. Nakazuję ci Roly! Westchnęłam cicho. Vin nadal patrzył na mnie z uśmiechem. Miałam ochotę mu przyłożyć. Nie zrobiłam nic zabawnego. Chociaż kiedy wyskoczyłam z łóżka jakby ukosił mnie wąż, mogłam być nieco zabawna. Ale tylko trochę i tylko przez chwilę.
Po mojej lewej stronie zasiadł Mulat. Zerknęłam na niego kątem oka. Również miał parujący kubek w dłoni. Upiłam mojej kawy. Może powinnam dać Malikowi jakiś znak, że powinien się zbierać? W końcu lepiej wyprzedzić nieuniknione wydarzenia. 
- Ja... - zaczął Mulat.
- Myślę, że powinieneś się zbierać. - rzuciłam zimno, nie patrząc na niego.
Wtedy Zayn gwałtownie wstał. Prawie przewrócił stolik. Jak burza przemknął po swoją kurtkę. Nie pokusił się o założenie jej. Wyglądał na wściekłego. I po prostu wyszedł trzaskając drzwiami. Przeszedł mnie dreszcz, gdy do moich uszu dotarł ten dźwięk. Nawet nie zorientowałam się, że wstrzymuję oddech. Wypuściłam powietrze z płuc. Napotkałam karcące spojrzenie Vina. Przez chwilę poczułam się jak mała dziewczynka, która coś przeskrobała. Przecież nic nie zrobiłam! Próbuję tylko dojść do ładu z moją głową i myślami. To chyba nic złego.
- Co? - mruknęłam w końcu.
- Nic. - odparł spokojnie, dokończyłam kawę i wstałam - Zastanawiam się tylko dlaczego byłaś dla niego taka zimna?
Włożyłam kubek do zlewu po czym podeszłam do przyjaciela. Stałam na przeciwko niego, zadzierając lekko głowę do góry, by patrzeć mu w oczy. Zaczęłam mieć lekkie wyrzuty sumienia. Może nie powinnam się tak zachowywać. Jednak zachowanie Malika było milion razy gorsze od mojego. Poza tym, ja zainicjowałam tylko jeden taki incydent. Reszta była jego winą.
- Dlatego, że on nie ma dla mnie nawet grama ciepła.
- Ma go więcej niż myślisz. - rzucił od razu, broniąc go.
Czułam się bezczynna. Z jakiej racji Vin tak bardzo brał stronę Mulata, widząc jego zachowanie? No dobra, raz mu przywalił w twarz w mojej obronie i wiem, że stara się to wszystko zrównoważyć. Ale w tej sytuacji trzeba przyznać, że to ja byłam poszkodowana. Nie? Przestań myśleć Roly!
- Czego mi nie mówisz? - założyłam ręce na klatce piersiowej - Co takiego trzymasz za zębami? Zayn ci nie pozwolił powiedzieć?
- Nie. - podszedł do mnie zdenerwowany - Jestem lojalnym kumplem.
Minął mnie. Westchnęłam cicho i odwróciłam się. Vin zbierał się do wyjścia.
- Kevin ja nie chcę się przez niego kłócić! - rzuciłam bezradnie, a on stanął w miejscu - Ostatnio moje życie kręci się tylko wokół tego człowieka. To nie jest normalne. Nie wiem, co z tym zrobić i jak sobie poradzić. To, że go bronisz mi nie pomaga, ale wiem, że nie przestaniesz. Bo jesteś lojalnym kumplem.
Zwiesiłam głowę. Szybko poczułam ciepłe ramiona przyjaciela. Nie potrzebowaliśmy słów. Tak było dobrze. Wiedziałam, że ciemnowłosy stara się jakoś nas pogodzić. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Zastanawiało mnie też to dlaczego nie lubimy się z Malikiem. Zaczęło się od sytuacji w kawiarni. Przynajmniej to pamiętam jako naszą pierwszą sprzeczkę. Mamy zupełnie inne poglądy, choć jego mogą być po prostu wykreowane, tak jak jego wizerunek publiczny. To zupełnie nie trzyma się całości. Przynajmniej nie dla mnie. Ale widocznie chłopcy coś w tym widzą. I miałam cichą nadzieję, że Vin mi powie. Marzenie ściętej głowy, co? Chciałam wiedzieć. Mimo iż miałam nie interesować się Malikiem. To pokręcone i zupełnie bez sensu. Ponownie westchnęłam. Kevin mocniej owinął mnie ramionami. Co zrobić gdy w twoim układzie słonecznym słońcem nagle staje się Zayn Malik?
Szukając oderwania po południu zadzwoniłam do Sandry, której numer wyciągnęłam od Vina. Dziewczyna chętnie przystała na propozycję spotkania. Od co, miałam ochotę na babskie plotki z kimś, kto nie jest w żaden sposób związany z Malikiem. Tak więc, weszłam do kawiarni, w której pracował Chris. Naprawdę lubiłam tam przychodzić i to nie tylko ze względu na niego. To miejsce po prostu miało swój niepowtarzalny klimat. Usiadłam przy jednym ze stolików i ściągnęłam okrycie. Wyjrzałam przez okno. Ludzie wiecznie za czymś gonią. Chciałabym być inna. Móc spokojnie przejść się ulicą i nie mieć tysiąca zmartwień na głowie. Ciężko to osiągnąć, ale nadal łudziłam się, że jest to możliwe. Nadzieja matką głupich, ale jak każda matka swoje dzieci kocha, hm?
- Co dla pani? - mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Obróciłam się przodem do Chrisa. Miał roztrzepane włosy w każdą możliwą stronę. Chyba nie miał czasu ich rano uczesać. I oczywiście na jego przyjaznej twarzyczce świecił ogromny uśmiech. Cały Chris.
- Też miło mi cię widzieć. - odparłam rozbawiona - Myślę, że twoja kawa będzie idealna na naprawienie dnia.
- Uuu... - skrzywił się teatralnie - Jakieś niemiłe spotkanko?
Westchnęłam. Przepływ informacji w gronie moich znajomych był zadziwiająco szybki. Skoro wiedział Chris to powiadomiona była też Jess, a jak ona to i Paul no i pewnie też Styles wiedział. Co za ludzie...
- Vin nie umie trzymać języka za zębami. - stwierdziłam tylko, na co blondyn się zaśmiał.
- Daj spokój. Martwi się o ciebie. Poza tym, obiecał mi, że nikomu innemu nie powie.
O. To się nazywa miła niespodzianka. Posłałam Chrisowi wdzięczny uśmiech. Jedyna osoba, która ceni moją prywatność. Jak go tu nie lubić?
- Nie wiedziałam, że masz chłopaka. - podeszła do nas roześmiana Sandra.
Na głowie miała nieład. Pewnie przez wiatr, który się zerwał. Dziewczyna usiadła obok mnie witając się z Chrisem. Blondyn przyjął jej zamówienie po czym spojrzał na mnie.
- W takim razie do wieczora KOCHANIE. Wpadnę na film. - rzucił odchodząc.
Roześmiałam się. Zrobił to w tak komiczny sposób. Cassandra uważnie mi się przyglądała. Posłał jej lekki uśmiech. Postanowiłam wyjaśnić jej kim dla mnie jest Chris. Sandra zdziwiła mnie twierdzeniem, że dobrze razem wyglądamy, ale lepiej prezentuję się przy Vinie. Trochę mnie zamurowało. No bo ja i Kevin? Nie. Smith jest bardziej jak brat. Co prawda bardzo wkurzający i irytujący, ale jest zawsze kiedy go potrzebuję. Potem zeszłyśmy na lżejsze tematy. Lepiej poznałyśmy siebie nawzajem. Sandra nie pochodziła z bogatej rodziny, ale jej matka zawsze ją wspierała. Ojca nie poznała, ale miała młodszego brata, który chce zostać pilotem samolotu. Miło było posłuchać o kimś innym, kogo życie jest... tak normalne. Poza tym dziewczyna była taka uśmiechnięta. Cały czas nadawała jak najęta. Dopiero kiedy wzięła głęboki oddech spojrzała na mnie ze spokojem i poprosiła, żebym zdradziła więcej o sobie. Nie chciałam mówić wiele. Moje życie było zbyt, hm... pogmatwane, zawiłe i przepełnione smutnymi wspomnieniami. Za to dzieciństwo miałam piękne. Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć.
Po dwóch godzinach wróciłam do domu tylko po ciuchy na zmianę. W końcu czekał mnie trening z Troyem - cyborgiem. Byłam szybciej niż się umówiliśmy. Tylko dlatego, że chciałam lepiej zapoznać się z salą. Rozciągnęłam się porządnie. Upiłam łyk zimnej wody i postanowiłam nie myśleć. Ostatnio nie przynosi mi to nic dobrego.
- Miałaś być na czas. - mruknął ciemnoskóry wchodząc.
- Przecież jestem. - chyba go nie rozumiałam.
- Pół godziny PRZED CZASEM. Termin punktualności jest ci nieznany? - nawet na mnie nie spojrzał.
Cham. Nie skomentowałam tego. Ale niestety takie prowokacje na mnie działały. Skupiłam się na tym by dobrze owinąć ręce i założyć rękawice. Całą zmagazynowaną energię starałam się oddać kiedy uderzałam w worek. Pot lał mi się po plecach i czole strugami. Ale nie mogłam odpuścić. Jeszcze nie teraz. Musiałam jakoś poradzić sobie w tym co we mnie siedziało. Uspokoić swoje wnętrze. Moje serce mimo wysiłku fizycznego biło spokojnie, za to oddech przychodził mi z trudem. Przez chwilę miałam mroczki przed oczami. Zatoczyłam się w tył, ale utrzymałam pion. Powróciłam do wyładowywania się.
- Koniec. - mruknął Troy, ale nie chciałam przestać. Potrzebowałam jeszcze chwili - Hej! Powiedziałem: STOP!
Dopiero kiedy mnie odciągnął ochłonęłam. Oparłam dłonie na udach pochylając się. Próbowałam unormować oddech. Wiedziałam, że Bolt uważnie mnie obserwuje. Teraz miałam to w dupie. Upiłam duży haust wody. Otarłam twarz koszulką.
- Co ty masz w głowie? - spytał spokojnie ciemnoskóry.
Już raz ktoś zadał mi to pytanie. Tyle, że teraz mam na nie odpowiedź. Bo teraz chodzi o coś innego.
- Sprawę do rozstrzygnięcia. - mruknęłam tylko.
Po ściągnięciu rękawic, skierowałam się do szatni. Nie widziałam sensu w siedzeniu tam dłużej. Zatrzymał mnie głos mojego trenera, gdy byłam przy drzwiach.
- Roly... - odwróciłam się do niego przodem - Trzymaj tak dalej. - posłał mu lekki uśmiech - Tylko się nie przyzwyczajaj. - burknął - Chcę cię widzieć za dwa dni. PUNKTUALNIE.
Rozbawiona weszłam do szatni. Musiałam skorzystać z prysznica. Na dworze było ciemno kiedy byłam gotowa do wyjścia. Wahałam się nad telefonem do Vina. Nie chciałam absorbować całego jego wolnego czasu i uwagi. Jednak nadal nie lubiłam chadzać sama po nocy. Aby wyjść musiałam przejść przez salę. Odgarnęłam włosy z twarzy. Słyszałam dwa głosy. To dziwne. Myślałam, że Bolt zbiera się już do domu.
- Wpadnij na trening. Wtedy będę mógł ci wpierdolić. - śmiech.
- Nie zapominaj do kogo to mówisz. To, że jesteś starszy niczego nie oznacza.
- Milcz gówniarzu!
No i kurwa jak zawsze wpierdoliłam się tam gdzie nie trzeba. Zayn i Troy. Przecież Malik jest wszędzie w wielkim pieprzonym LOS ANGELES. Czy to miasto naprawdę jest takie małe, czy to ja mam takiego pecha? To jest niemożliwe! Czy on musi znać wszystkich ludzi, których ja znam?! Nasze oczy na chwilę się zetknęły. Ale szybko uciekłam wzrokiem.
- Do zobaczenia Troy. - rzuciłam tylko.
- Punktualnie! - rzucił tylko gdy wychodziłam.
Z uśmiechem szybkim krokiem maszerowałam ulicą. Może uda mi się dotrzeć cało do domu. Dwa razy minął mnie mercedes. Czy Malik nie ma co robić? Myślałam, że rano dałam mu jasno do zrozumienia, że nie chcę go widzieć. Przynajmniej nie teraz. Cały czas jest dla mnie wredny, chamski... choć nie tak chamski jak Bolt, ale mimo wszystko. Wyjedź do LA żeby mieć spokój Roly. Twój plan wziął w łeb.
Siedząc z ciepłą herbatą na łóżku nadrabiałam zaległy materiał z zajęć. Część notatek wzięłam od Jess i Paula. Kochane dzikusy wysłały mi zdjęcia swoich bazgrołów, które ledwo co odczytałam. No lepsze to niż nic. Gorzej było z moją koncentracją. I wtedy zadzwonił dzwonek. No przecież... Chris miał wpaść. A ja nawet nie zrobiłam nic do jedzenia. Wstałam i otworzyłam drzwi w drodze do kuchni.
- Zabij, ale zapomniałam. Pomożesz mi zrobić coś do jedzenia? - mruknęłam, myszkując w lodówce.
- Od kiedy jesteś dla mnie taka miła? - zesztywniałam.
Odwróciłam się na pięcie. No jasne. Trzeba patrzeć kogo zaprasza się do domu Roly. Może Malik jest wampirem i bez zaproszenia nie może wejść? Czy ja go zaprosiłam choć raz? Moment... Ostatnio wepchnął się sam. I skończyło się to no jak by nie było w łóżku. To źle brzmi. Zyt źle. Ogarnij się Roly!
- Jak widać mam przypływy dobroci. - burknęłam, nie patrząc na niego.
Zbyt wiele przypływów dobroci jak dla niego. Koniec z tym. Nie daj się dziś w nic wplątać Roly! Bądź silna! Wierzę w ciebie! Dasz radę.
- Co robiłaś u Troja? - oparł się barkiem o ścianę.
Uniosłam brew. Tylko on może być tak bezczelny by o to pytać.
- To nie twoja sprawa. - oparłam tylko - Możesz już sobie iść. Czekam na kogoś.
- Na tego biednego kelnera? - prychnął.
Zagotowało się we mnie. Momentalnie stałam przed nim. Nasze klatki się stykały, a moje oczy nieugięcie wpatrywały się w jego ciemne tęczówki.
- Już raz ci powiedziałam: jest o wiele więcej wart nić ty. - syknęłam przez zęby.
- Niby czemu? - Malik wyprostował się, górując nade mną.
- Bo sprawia, że ludzie zaczynają się uśmiechać. Kiedy tobie się to ostatnio udało? - uniosłam brew.
- Każdy może być dobry na pokaz. Ja jestem sobą przy ludziach, których znam. - mruknął.
Skierował się do drzwi. Na pewno nie. Byłam szybsza od niego i stanęłam mu na drodze. Zerknął na mnie zdziwiony. Nie spodziewałeś się tego? No ja też nie. Ale czas to zakończyć.
- Wpadasz tu nie wiadomo po co, kiedy tylko chcesz. Wychodzisz w środku rozmowy. Mam tego dość! Wykorzystujesz moje dobre serce i wiesz co ci powiem?! Gówno mnie obchodzi co myślisz o mnie i o moich znajomych! Przestań ich krytykować! Przestań być w moim życiu! Nie zapraszałam cię do niego! Wepchnąłeś się z buciorami, a ja mam dość, że wszystko kręci się wokół ciebie! Teraz możesz wyjść. - otworzyłam drzwi.
Spojrzał na mnie w szoku. Serce biło mi dwa razy mocniej i głośniej niż powinno. Po chwili na jego twarzy pojawiła się jednak wściekłość. Jak zawsze gdy powiem coś co mu się nie podoba.
- Więc będzie jak chcesz. - warknął tylko wychodząc.
Przeliczyłam się. Myślałam, że gdy wyjdzie poczuję się lepiej. Było odwrotnie. Większych wyrzutów sumienia chyba nie można było mieć.






















________________________________________________________________
HEJ! Przepraszam za to, że rozdział pojawia się dwa dni później niż powinien. Pamiętałam o nim w czwartek! Ale nie zdążyłam napisać i tak jakoś wyszło...
A co do rozdziału: co myślicie o tym wszystkim? mi jest to podejrzane... czuję spisek ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę zostaw po sobie ślad ;)