niedziela, 19 lutego 2017

14. Nigdy nie pozwoli ci się do niej zbliżyć

Po bezsennej nocy potrzebowałam dużej ilości kawy. I tak wyglądałam jak zombie. Próbowałam się motywować. Nie będzie tak źle, nic nie zrobiłaś, kolejny dzień - kolejna historia i inne takie bzdury, które w żadnym wypadku mi nie pomogły. Czułam się bardziej zdołowana. Tak więc z dużym zapasem czarnego napoju popędziłam na pierwsze zajęcia. Przywitałam się z Jess i Paulem, ale oni złapali do mnie dystans. Super. Czyli Malik też nie umie trzymać języka za zębami. O nie... To oznacza, że nie powinnam iść do pracy. Przecież Vin mnie zamorduje. Bo byłam, uwaga cytuję: "ZIMNA". Jak cholera zimna. Od dziś możecie mnie nazywać królową śniegu, ale się nie ugnę. Z westchnięcie usiadłam z dala od nich. Zdążyłam wyłapać tylko ich zdziwione spojrzenia. To naprawdę dziwne, że kiedy oni się ode mnie odsunęli to nie pcham się na siłę. Mimowolnie wywróciłam oczami. Ludzie czasem są tacy dziwni. Nie umiem ich chyba rozgryźć. Zayn się nie pojawił. Czyżby aż tak wziął do siebie moje słowa, że zacznie zawalać wykłady? Może też chodzić z inną grupą, fakt. Co ty się przejmujesz Roly? Odpuść. Odwyk od niego dobrze ci zrobi. Oczyścisz swój organizm z jego trujących toksyn. Czy toksyny mogą być nie trujące? Tak, zagłąb się w filozofię, to ci na pewno pomoże...
Próbowałam skupić się na wykładzie, ale naprawdę słabo mi szło. Cały czas czułam na sobie spojrzenie Paula. Jess widocznie postanowiła mi jednak odpuścić. Faceci są jednak inni. Bardziej skomplikowane maszyny niż kobiety. Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Kiedy tylko ogłoszono koniec zajęć, wypadłam pierwsza z sali. Musiałam coś zjeść, ponieważ żołądek nie dawał mi o sobie zapomnieć. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, kiedy po raz kolejny burczenie mojego brzucha przerwało ciszę. Najgorsze uczucie świata... 
Usiadłam na moim ulubionym miejscu, czyli przy oknie. Znów przez nie wyglądałam. Dziś było wyjątkowo ciepło. Słońce przyjemnie grzało, a temperatura pozwalała na chodzenie bez nakrycia. Wiał nawet przyjemny wiatr. W taki dzień warto wyjść i porobić zdjęcia. Koniecznie musiałam udać się do parku i najlepiej na plażę. Tam złapię najlepsze ujęcia. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Promienie słoneczne przebijające się przez zielone liście drzew, wzburzone fale wpadające na brzeg, daleki horyzont... Mogłabym tak marzyć w nieskończoność. Trzeba ruszyć tyłek Roly. Inaczej Vin zmyje mi głowę jeszcze za zaniedbywanie pracy. Tego już bym nie chciała. Niczego bym w sumie nie chciała. O Maliku może nawet nie wspominać. Gdzie jest w ogóle...
- Zdjęcia Lorelay Equest na pewno zainteresują prasę. W końcu to córka miliardera. Zarobisz Chris. W końcu.
Kelner...
Nie chciałam usłyszeć tego, co powiedział. Miałam go za przyjaciela. Byłam z nim blisko. A on mnie wykorzystał. Wstałam i odwróciłam się. Dopiero wtedy podniósł wzrok z nad notatnika. Szczęka mu opadła tak jak mi chwilę temu. Nie rozumiem cholernych ludzi! Czemu zawsze ci, których uważam za bliskie mi osoby mnie ranią?! Zostawiają, albo wykręcają jakiś "żart"?
- Cieszę się twoim szczęściem. - syknęłam.
Szybkim krokiem popędziłam do drzwi.
- Roly... Stój! - teraz sobie możesz wołać!
W dupie miałam piękną pogodę i zdjęcia, o których wcześniej myślałam. Potrzebowałam... no właśnie czego? Ciągle czegoś ostatnio potrzebuję. Nie chciałam, żeby moje życie zaczęło tak wyglądać. To co miałam teraz nie było dobrą alternatywą tego co miałam kiedyś. Historia się zapętla, zatacza koło. Tylko dlaczego moja? Co takiego zrobiłam? Chciałam tylko żyć pełnią szczęścia, którą jeszcze jestem, przepraszam, byłam w stanie odnaleźć. Teraz patrzyłam przez czarne okulary, a nad moją głową zawisły burzowe chmury. I cholera, nie wierzę, że to powiem... Malik miał rację.
Mój telefon został zbombardowany połączeniami od... wszystkich. Jess, Paul, Sandra, Vin, Harry, Chris... Jednak nie jego imię na moim wyświetlaczu zdziwiło mnie najbardziej. Po co Kevin zaangażował w to wszystko Aarona? My się prawie nie znamy. Przetarłam twarz dłońmi. Było już późno. Nic nie jadłam, byłam wyczerpana całodzienną podróżą i chciałam tylko usnąć. Skoro Los Angeles nie chciało mnie, nie miałam zamiaru się kłócić. Wyjechałam pierwszym cosiem, który znalazłam. Zabrałam ze sobą małą torbę rzeczy. Może czas pozwiedzać? Cokolwiek... Przyda mi się oderwanie. Nie chciałam jednak przysparzać zmartwień przyjaciołom. Czy jednak byli moimi przyjaciółmi? Przestań Roly! Nie daj sobie wmówić, że Vin chociaż może być taki jak Chris. Nie ma takiej opcji. Vin cię kocha. Jesteś dla niego jak siostra. Przepełniał mnie strach. Co jeśli oni wszyscy tacy są? Gdzie mam się ukryć przed fałszywymi twarzami, które nawiedzają mnie po nocach? Pomocy...

Nic mi nie jest, śpij spokojnie. I oddeleguj wszystkich do domu

Był wystarczająco przekonujący. Przynajmniej dla mnie. Taki w moim stylu. Mogłam jeszcze dodać jakiś uśmiech, ale palce odmówiły mi posłuszeństwa. Trudno. Wyłączyłam telefon i odłożyłam go na nocną szafkę. Postanowiłam wziąć prysznic. Zrzuciłam ubrania i weszłam pod chłodną wodę. Tak naprawdę nie byłam daleko od domu. Czy mogę nazwać LA moim domem? Jestem tu dobre pół roku i myślę, że powinnam móc. Czułam się tam dobrze, na tyle, na ile to możliwe. Nawet z durnym Malikiem na głowie. A teraz...? Eh... Cały dzień męczyłam się z wyjazdem poza miasto. Znalazłam jakieś małe miasteczko nieopodal. Tam zatrzymałam się w motelu usytuowanym przy stacji benzynowej. Spłukałam z siebie nie pieniące się mydło i otarłam skórę ręcznikiem. Wytarmosiłam mokre włosy materiałem, i splotłam je w luźnego warkocza. Zgasiłam światło w łazience. Wróciłam do ogarnionego mrokiem pokoju. Przysiadłam na łóżku, zerkając na stary elektryczny zegarek. Było już po 3. Od 7 godzin powinnam spać. Jutro nie będę mogła wygramolić się spod kołdry, a opłaciłam kwaterę tylko na jedną noc. Spróbuj zasnąć Roly! Kiedy to wszystko nie daje mi spać. Próbowałam przeanalizować wszystko. Moje wnioski nie trzymają się kupy. Malik poprzedniego dnia powiedział mi, że można być dobrym na pokaz. Potem Chris mówi o mnie jako o córce milionera. Przecież nie znałam ojca. Nie miałam pojęcia kim był. Ale jeśli dobrze mu się powodziło, dlaczego nie chciał mnie poznać? Dlaczego nie przyjechał, choć raz? Lub nie zaprosił mnie do siebie? Cokolwiek... Na dodatek pamiętam jak Malik mówił, że w mojej przeprowadzce palce maczał mój ojciec. Skąd mógł to wiedzieć? Znikąd. Może rzucił to od tak, żeby mnie zdenerwować. No, wtedy mu się udało. Przetarłam twarz dłońmi i wyjrzałam przez okno. Miałam piękny widok na las. Było to nieco przerażające. Nadal się bałam, nic się nie zmieniło. Dlatego zaciągnęłam zasłony. Ulokowałam się pod kołdrą. Starałam się przekonać sama siebie, że dam radę usnąć. Mój plan spalił na panewce. Od razu zaczęłam się wiercić. Było mi nie wygodnie. Wszystko mnie uwierało. A kiedy ułożyłam się względnie dobrze, do oczu napłynęły mi łzy. Nie becz. Przecież nie masz powodu. Kolejny zawód, czy to nie powód? Nie powód, by móc choć trochę poużalać się nad sobą? Pierwsze co zrobię po powrocie, o ile wrócę, to zmienię mieszkanie. Nawet jeśli miałabym chwilowo mieszkać u Vina. Jeśli tylko mnie przyjmie... Nie mogę mieszkać już na przeciwko tego człowieka. A wszystko zaczęło się tak niewinnie. Dostałam od niego ciastko. Babeczkę. A potem chciałam się odwdzięczyć. Na początku był cholernie skryty. Nie przeszkadzało mi to. W końcu mam tak samo. I teraz nagle on się zmienił. Odbiło mu totalnie i chce sprzedać moje zdjęcia prasie. Przecież każdy może mieć moje zdjęcia za darmo. Mam instgrama, z którego często korzystam i nie kryję się z tym co robię zawodowo i co jest moim hobby. No i oczywiście nie kryłam też znajomości z Harrym. Z tego co pamiętam nawet sam dodał nasze wspólne zdjęcie. Chyba, że Chris ma jakieś kompromitujące mnie fotki. Tylko skąd? Kiedy byliśmy gdzieś razem, nigdy nie wyciągał telefonu, aparatu... Poza tym, przeważnie występowaliśmy w trio z Vinem. Otarłam pojedynczą zagubioną łzę z policzka i zacisnęłam powieki. Teraz zaśniesz Roly, a kiedy się obudzisz, wszystko będzie lepsze...
Z mocno bijącym sercem i potem ściekającym ciurkiem po plecach usiadłam na łóżku. Mimowolnie z mojego gardła wydarł się szloch. Miałam sen. To był istny koszmar. Vin mnie zostawił, wszyscy mnie zostawili. Wróciłam do domu. Ale tam nikt na mnie nie czekał. Wszyscy się ze mnie śmiali, wytykali palcami. Uczucie pustki było takie rzeczywiste... Natychmiast odrzuciłam kołdrę i poszłam pod prysznic. Ciepła woda trochę nie uspokoiła, ale nadal miałam skołatane nerwy. Kilka razy opłukałam twarz lodowatą cieczą. Wcale nie czułam się lepiej. Oddychałam głęboko. Wróciłam do pokoju. Jakoś tak odruchowo sięgnęłam po telefon. Włączyłam go. Zegarek wskazywał na kilka minut po 4. Świetnie. Przespałam chociaż godzinę. Miałam milion kolejnych nieodebranych połączeń i wiadomość od Vina.

Zabiję skurwiela po raz drugi, dopiero jak cię zobaczę całą. Gdzie jesteś Roly?

Na moich ustach zagościł smutny uśmiech. Vin nie może być taki jak Chris. Nigdy mnie nie zostawi. Obiecał mi to. Obiecał. Trzymaj się tego. Nie pozwól, żeby ktoś ci wmówił, że jest inaczej. Nie pozwól. Nie jest inaczej. Kevin Smith - jedyna osoba na całym świecie, która szuka cię po nocy kiedy znikasz i martwi się o ciebie jak rodzony brat mimo iż nim nie jest. Kocham cię Vin, ale idź spać. I tak nie wrócę już dzisiaj do domu. Poprawka, może wrócę, ale później. Nie jestem wariatką, nie będę szukać transportu o 4 rano, kiedy na dworze jest czarna noc. Podskoczyłam w miejscu, kiedy do drzwi rozległo się ciche pukanie. W mojej głowie rozległ się alarm. Co robić, co robić... co robić do cholery?! Czy tu są jakieś kamery? Kto puka do pokoi o tej godzinie?! Jeśli to jakiś seryjny morderca?! Nie chcę umierać! Albo to kosmici! Nie! Nie! NIE! Myśl Roly! Przez okno przecież nie ucieknę.
- Roly...?
I cały stres ze mnie zszedł. Nogi same poniosły mnie do drzwi. Natychmiast je otworzyłam i wpadłam w najbezpieczniejsze ramiona na świecie. Mocno oplotłam rękami jego szyję i schowałam się jak najmocniej w jego ciepłym uścisku. Usłyszałam tylko westchnięcie pełne ulgi. Chwilę później Vin siedział na łóżku, nadal trzymając mnie blisko siebie. Uczucie pustki, które mi doskwierało, zniknęło. Jak po dotknięciu czarodziejską różdżką. Czary. Dopiero kiedy uniosłam głowę, zorientowałam się, że nie jesteśmy sami. Zayn stał w kącie, jakby nie chciał się wychylać. Jakby nie chciał tam być... Spuściłam wzrok. Powinnam go przeprosić, ale... Co ALE?! Ale on nie zrobił tego ani razu... Czy ty jesteś taka jak on?
- Co ci odbiło? - spytał Vin, patrząc mi w oczy.
- Przepraszam. - szepnęłam tylko czując uścisk w gardle.
Pogłaskał mnie po włosach i pocałował w czoło. Mocno przyciągnął mnie do siebie.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. - cmoknął mój polik - Cholera, zabiję go, jak tylko się napatoczy.
- Przestań. - mruknęłam naprawdę cicho. Starałam się nie rozpłakać - To wszystko jak zawsze jest moja wina. Ktoś mi powiedział, że nie powinnam go bronić. A potem ktoś inny powiedział mi, że każdy może być dobry na pokaz. Chociaż raz mogłabym posłuchać kogoś innego niż siebie. - po moim poliku spłynęła jedna jedyna łza.
Szybko ją starłam i podniosłam się z kolan przyjaciela. Cofnęłam się kilka kroków. Nie mogę się rozczulać. Nad czym? Na pewno nie nad sobą. Bądź silna Roly! Nie rycz, przełknij gulę w gardle i powiedz to, co ułożyłaś sobie w głowie. Głęboki wdech...
- Po prostu kiedy on... bałam się, że... i jeszcze Jess i Paul... tak strasznie nienawidzę się z tobą kłócić i... - moją chaotyczną wypowiedź jednak dało się zrozumieć, bo Vin wstał i podszedł do mnie na odległość wyprostowanego ramienia.
Spuściłam wzrok szukając słów, które po prostu uleciały mi z głowy. Przed chwilą miałam całą tą wypowiedź przed oczami. Że po prostu bałam się, o wszystko kiedy Chris wypowiedział słowa, których nigdy nie chciałam usłyszeć. Że przerażało mnie to jak szybko mogą się ode mnie zdystansować znajomi, że bałam się kłótni z Kevinem i nie chciałam już nikogo stracić.
- Roly - mruknął łagodnie - będę ci to powtarzał do znudzenia. Nigdy cię nie zostawię. Zawsze masz do kogo wrócić. Zawsze przy tobie będę, czy ci się to podoba czy nie. W tej kwestii nawet nie masz nic do gadania.
Po moim ciele rozlało się ciepło. Chciałam wybuchnąć płaczem. Tym razem ze szczęścia i ze wzruszenia. Potrzebowałam usłyszeć te słowa, żeby mój mózg wrócił do swojej dawnej formy. Vin zawsze przy mnie będzie. Nic innego się dla mnie nie liczyło. Bo miałam przyjaciela, do którego mogę iść z każdą pierdołą, a on i tak mnie wysłucha, przytuli i pomoże. Ponownie wtuliłam się w Kevina.
- Wracamy do domu. - mruknął tylko, całując mnie w głowę - Zostaniesz u mnie?
Byłam mu wdzięczna za zadanie tego pytanie. Cholernie niezręcznie byłoby mi go o to pytać. Kiwnęłam tylko głową. Chłopak zabrał moją torbę i powoli prowadził mnie do wyjścia. Posadził mnie na tylnym siedzeniu swojego auta. Oddał mi swoją bluzę, a następnie okrył kocem. Mocniej się nim owinęłam. W samochodzie było naprawdę zimno. Powoli ruszyliśmy. Chciałam zasnąć. Byłam spokojniejsza. Mimo tego, nie umiałam po protu odpłynąć. Coś nie dawało mi spokoju. I miałam wrażenie, że wiem, co. Nie chciałam tylko tego przyznać przed samą sobą. Nie chodzi już o honor.
- Teraz rozumiesz? - do moich uszu dotarł cichy głos Vina - Twoje zachowanie i jej bagaż życiowy nigdy nie pozwoli ci się do niej zbliżyć. Czy nie tego właśnie być chciał?
Cisza. Trochę jakby chłopak prowadził monolog. Może tak było? Może obecność Zayna tylko sobie wyobraziłam? Nawet nie zarejestrowałam momentu kiedy wsiadał z nami do auta. Czyżbym była aż tak zmęczona?
- Chciał bym wiele rzeczy, ale nie wszytko można mieć, prawda? - mruknął lekko zachrypnięty głos Malika.
Czyli jednak go sobie nie wyobraziłam. Dzięki Bogu. Jeśli zaczęłabym o nim fantazjować to byłby koniec świata.
- To możesz mieć. - odparł bez zastanowienia Vin - Czego ty się boisz co? Ona nie potrzebuje więcej cierpienia. Nie obraź się, ale odkąd zacząłeś do niej przychodzić sprawa nie wygląda dobrze. Nie podoba mi się to.
- Gówno ci do tego. - warknął Malik.
Moje serce zabiło szybciej. Nie chciałam, żeby się przeze mnie kłócili. Nie powinni. W końcu się przyjaźnią. Czy powinnam zainterweniować? Wtedy będą wiedzieć, że podsłuchiwałam. Rozegraj to taktycznie Roly! Pomyśl spokojnie. Nie zdradzaj się od razu. Masz przewagę. Nie wiedzą, że nie śpisz.
- Jestem twoim przyjacielem kretynie. - syknął Vin - Ale ty jak zawsze musisz zgrywać twardego dupka, którego nic nie obchodzi. Proszę bardzo, ale trzymaj się od niej z daleka.
- Nie ma sprawy. - warknął Malik - Sama mi to kazała zrobić, jak wiesz.
Zamilkli. Gęsta atmosfera, która zapanowała w aucie, wręcz mnie przygniatała. Mój oddech stał się cięższy. Przychodził mi z trudem. Złapał mnie atak kaszlu. Wtedy dopiero otworzyłam oczy i zobaczyłam, że dookoła jest siwo. Malik palił w aucie. No dziękuję ci serdecznie, Zayn. Naszedł czas, co Roly. Chłopcy zerkali na mnie, co chwilę. Aż tak widać, że zbieram się, żeby coś powiedzieć.
- Zayn... - przerwał mi.
- Nie nauczyli cię w domu, że nie ładnie podsłuchiwać?
Na twarzy Vina dostrzegłam wtedy zrozumienie i zdziwienie. A więc, Malik zdawał sobie z wszystkiego sprawę, dlatego zachowywał się jak ostatni dureń. Zabolało. Nie powinno, ale zakuło w serce, które stawało się co raz bardziej podatne na urazy. Bądź twarda pamiętaj.
- Chciałam cię przeprosić, ale widzę, że gówno cię to obchodzi. - syknęłam, odwracając się do nich tyłem.
Nikt nie musiał widzieć moich łez.
























__________________________________________________________
Tak, znów po terminie, ale brak dostępu do komputera ;/
Co do rozdziału... sami skomentujcie ;) I dziekuję za prawie 150 (149) wyświetleń pod ostatnim postem na bloggerze :D Nie wiem kto i dlaczego, ale dziękuję! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę zostaw po sobie ślad ;)