Moja niewiedza mnie przeraziła. Naprawdę. Szykowałam się na fajerwerki, a tu dostałam butelką w łeb. Można powiedzieć, że miałam gwiazdki przed oczami. A chciałam płatki śniegu! Zimna zaskoczyła mnie o tyle, że zamiast białego puchu dostałam niezliczoną ilość hektolitrów wody. Była wszędzie. Lała się po ulicach, chodnikach, szybach... gdzie się nie obrócić tam woda. Nie wróżyło to nic dobrego. Dopiero teraz zaczynałam się zastanawiać czy wrócę do domu na święta. To powinno być oczywiste, prawda? Powinnam odczuć jakieś ciepło w środku kiedy pomyślę o mamie i kilku dniach w rodzinnym domu. Jednak nie miałam najmniejszej ochoty wracać. Po co? Wiedziałam, że jeśli spotkam kogoś z tych idiotów, umrę. Śmiercią nienaturalną i zdecydowanie zbyt szybką. Dlatego wolałam nie ryzykować.
Minęło już kilka tygodni od mojej wyprowadzki ze starego mieszkania, nowe mam już załatwione. Spotkało się to z dużym oporem Vina i niezadowoleniem ze strony Malika. No cóż mogłam poradzić na to, że im się to nie podobało? Potrzebowałam własnego kąta. Dzięki temu Vin nie wie, że zostaję w LA na święta. Mogłabym przecież pojechać gdzie indziej. Nie czułam jednak takiej potrzeby. Wigilia w pojedynkę i tak była lepszą alternatywą od domu. To takie nienormalne, że aż boli.
Zdecydowałam się zaprosić mamę do siebie. Nie wiedziałam czy będzie chciała przyjechać, ale miałam taką nadzieję. Pewnie zabierze ze sobą swojego męża - Dariusza. Był w porządku. Starał się złapać ze mną jakiś lepszy kontakt, ale nigdy nam się to nie udało. Może dlatego, że więcej czasu spędzał ze swoim synem - Kamilem - moim przyrodnim bratem. Jeśli przyjadą całą trójką postaram się nawet pogodzić z Kamilem. Dla mamy jestem w stanie to zrobić. Chciałam, żeby te święta minęły nam miło Jeśli już będziemy spędzać je razem. Bo zawsze w grę wchodziła w opcja, że mama mi odmówi, ale nie przyjmowałam jej do wiadomości. Nie wierzyłam, żeby moja rodzicielka nie chciała do mnie przyjechać chociaż na jeden dzień. Nie widziałyśmy się w końcu ponad pół roku. Tak długo już jestem w Los Angeles? Tak długo znam Vina i pracuję dla niego? Tyle czasu minęło odkąd zrobiłam Harremu pierwsze zdjęcie? I odkąd pierwszy raz zobaczyłam Chrisa, Jess, Paula i Zayna. Chwile są takie ulotne i tak szybko przemijają... Chciałabym mieć ich nieco więcej. Tych dobrych. Chciałabym, żeby czas zwolnił. Nie lubiłam przemijania. To, że coś dobrego musi się kiedyś skończyć, bo wszystko kiedyś musi się skończyć.
Na dworze nadal było szaro, ale z nieba przestały lecieć krople deszczu. Postanowiłam się przejść, żeby uporządkować myśli i zdecydować, co powiedzieć mamie, kiedy już do niej zadzwonię. Błądziłam po parku. Tam odnalazłam trochę spokoju. W końcu na dworze nie było jakoś wyjątkowo ciepło. Może 10 stopni. To i tak mało jak na LA. Powinno być co najmniej 18. W końcu zimy tutaj to nie zimy. No i rzadko pada śnieg. Szkoda. Lubiłam śnieg. Z jakiegoś powodu jego opady zawsze przynosiły mi radość. Bo jeśli już są święta to musi być biała wigilia. Mijałam wile kałuż, ale w końcu dotarłam do jakiejś ławeczki. Była mokra, ale zatrzymałam się koło niej. Wyjęłam telefon z kieszeni i długo wpatrywałam się w ekran. Przejechałam po nim palcem i po kilku minutach bez wahania wybrałam numer mamy. Wiedziałam, że jeśli nie zrobię tego teraz, nie zrobię tego nigdy. Po kilku sygnałach usłyszałam ciepły głos mojej rodzicielki.
- Halo?
- Cześć mamo. - mruknęłam cicho i niepewnie.
Długo się jednak do niej nie odzywałam. Nie wiedziałam jak zareaguje na mój telefon. Spodziewałam się rzucenia słuchawki.
- Córeczko... Tak dawno cię nie słyszałam ani nie wiedziałam...
Nie spodziewałam się, że tak się wzruszy. Była wręcz prze szczęśliwa, że do niej dzwonię. Bardzo długo rozmawiałyśmy. Pytała co u mnie, jak się czuję. Ja też chciałam wiedzieć więcej o tym co dzieje się w domu, tym prawdziwym. I kiedy wróciłam już do domu, mojego obecnego, po jakiejś godzinie, odważyłam się by spytać czy odwiedzi mnie w święta.
- Kochanie... - zaczęła niezręcznie, co nie zwiastowało niczego dobrego - Nie mogę. Nie możemy. Darek obiecał swoim rodzicom, że do nich przyjedziemy. Kamil nawet zaliczył wszystko w pierwszych terminach, żeby mieć więcej czasu na święta. Nie przyjedziemy do ciebie. Ale przecież ty przylecisz, prawda?
- Ja... - usłyszałam dzwonek do drzwi, co było dla mnie wybawieniem - Muszę kończyć. Odezwę się. Kocham się.
Odłożyłam telefon. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam. Zmarszczyłam brwi widząc Zayna. Ah... Zapomniałam, że nadal mieszkam u Vina. Przecież do mnie by nie przyszedł. Szybko się zreflektowałam i wpuściłam go do środka. Sama się rozebrałam. Byłam cholernie rozkojarzona tą rozmową. Naprawdę chciałam się z nimi spotkać. Tymczasem nie zobaczę mamy przez kolejne (jak mniemam) pół roku. Co za cholerna niesprawiedliwość! Włączyłam wodę na kawę i stałam przy kuchence. Zapatrzyłam się na krople, który spływały po oknie. Znów zaczęło padać...
- Roly?
Ocknęłam się nieco słysząc swoje imię. Odwróciłam się przodem do Malika. Uważnie mi się przyglądał. Nie wiedziałam dlaczego. Lekko zmarszczyłam czoło i przegryzłam wargę. Może trochę dziwnie się zachowuję, ale jest to do wybaczenia, prawda? Gdyby tylko wiedział... Ale po co miałby wiedzieć? Chcesz mu streszczać cała swoją życiową historię? Przecież przy Vinie ledwo przeszło ci to przez gardło. Nie bądź głupia Roly. Weź się w garść.
- Nic mi nie jest. - mruknęłam cicho - Po prostu się zamyśliłam.
Do naszych uszu dotarł trzask drzwi. Zalałam przygotowaną wcześniej kawę i uszykowałam kolejną dla Vina. Przyjaciel wparował do kuchni z ogromną radością. Jego uśmiech dawno nie był tak szeroki. Myślałam, że nie da się tak wyszczerzyć tak mocno. To jednak musi trochę boleć... Ale ciekawe dlaczego był taki szczęśliwy? Czyżby...?
- Moja rodzina przyjeżdża na święta! - oświadczył wesoło.
Westchnęłam w duchu. No jest z czego się cieszyć. Nie lubię cię Roly, kiedy jesteś zdołowana. Ja ciebie też nie. I co mam na to poradzić, co?! Nie zmienię decyzji mamy. I nie pojadę do domu. Rodzice Dariusza nigdy nie darzyli mnie miłością. Podsłuchałam kiedyś ich rozmowę. Nie akceptują mnie, bo nie jestem córką ich syna. Jak mam wyrobić sobie jakąś lepszą relację z mężem mojej mamy kiedy nawet jego rodzice mnie odrzucają? Czemu on miałby tego nie zrobić? Ciekawe czy pamięta jak wyglądam? Jego nie widziałam nawet dłużej niż mamy. W końcu wyjechał na misję zanim ja się wyprowadziłam. Boję się tam z nimi pojechać. Ale tak bardzo chcę zobaczyć mamę. Choć raz się przezwycięż Roly. Zrób coś dla innych zamiast myśleć o sobie.
- Roly? - podniosłam głowę i spojrzałam na Vina - Co ci jest? Gadamy do ciebie od dobrych 10 minut.
Odchrząknęłam cicho. Zalałam jego kawę i podłam mu.
- Nic. - mruknęłam.
- Nie wykręcaj się. - zareagował natychmiast Zayn.
Cholera. Nie odpuszczą mi. Co się tak na mnie nagle uwzięli? Nie mogą, no nie wiem, porozmawiać o meczu, autach, dziewczynach? Cokolwiek... Błagam!
- Po prostu... - wybrnij z sytuacji dziewczyno! - Nie wiem czy zobaczę się z rodziną w te święta.
- Czemu? - dopytywał.
Vin posłał mi współczujące spojrzenie. Tak. To było ciężkie. Uporałam się z tym na klifie. Dlatego jest mi lżej. Ale co jeśli wrócę i to wszystko też? Zgniecie mnie? Wbije w ziemie? Będę w stanie się podnieść? Co jeśli nie? Jeśli zareaguję gorzej niż na Chrisa? Potarłam czoło ręką.
- To skomplikowane Zayn. - odparłam tylko - Mama nie może przyjechać, a ja...
- Ty co? - naciskał.
A ja kurwa wiem, że nikt oprócz niej mnie tam nie chce.
- A ja zaraz po świętach mam wyjazd.
W sumie nie skłamałam. No może trochę. Może nawet bardzo. Ta wymówka przyszła mi jako pierwsza do głowy, ale hej! Przecież mogę to zrealizować. Mogę gdzieś wyjechać, po to, żeby odpocząć. Może jakieś SPA? Roly, nie oszukuj się. Umrzesz w SPA. A gdzie odpoczniesz? Na wsi. Bingo. Trzeba by zrobić sobie weekend pracy na wsi, w jakimś gospodarstwie. Kiedyś, a nawet niedawno, pomagałam w gospodarstwach, żeby dorobić. W końcu musiałam mieć pieniądze na aparat i wszystko inne. Sprzęt niestety kosztuje.
- Gdzie? - w tym momencie odezwał się zdezorientowany Kevin.
Zaśmiałam się z jego miny. Naprawdę o niczym nie wiedział. No jak mógł wiedzieć, kiedy wymyślałaś to wszystko na poczekaniu? No wiem. Mimo wszystko jego reakcja była zabawna.
- Odpocząć. Zdecydowanie czas się na chwilę wyłączyć.
- Gdzie, a po co to dwa różne pytania, wiesz? - zaprotestował Zayn.
Tego było za wiele. Nie musieli wszystkiego wiedzieć. Nie od razu. Byłam już pełnoletnia. Choć według tego prawa nielegalnie spożywałam alkohol. Ups?
- Chłopaki odpuśćcie. - spojrzałam na nich ze spokojem - Jestem dużą dziewczynką, - ze zrytą psychiką - która potrafi o siebie zadbać. Właśnie dlatego chcę zrobić sobie mały wypad. Ale ja nawet nie wiem czy to wypali. Więc się nie nakręcajcie i spuście trochę z tonu, bo w końcu to wy dostaniecie zawału serca, a nie ja, co w naszej sytuacji, jest paradoksem. - ich miny były bezcenne - A teraz uciekam. Mam trening z Troyem.
Nie spieszyłam się w drodze powrotnej. Mój trener dał mi popalić, ale czy nie tego właśnie potrzebowałam? Oczywiście, że tak. Jak ja mogłam wcześniej nie znać tego sposobu na wyładowanie złej energii? Przecież to cud, że jeszcze żyję. Już dawno powinnam pęknąć od nadmiaru tego wszystkiego. Na szczęście, byłam jeszcze w jednym kawałku.
Powoli wędrowałam jednym z chodników i w sumie to nie wiem dokąd chciałam dojść. Nie niosło mnie do Vina, ani do mojego starego mieszkania. Wsiadłam w autobus. I nawet nie wiem kiedy, wylądowałam na klifie. Tym samym, który pokazał mi Vin. Usiadłam na jego skraju. Chłodny wiatr otulił moją twarz. Odetchnęłam pełną piersią. Nadal nie wiedziałam co zrobić. Prawdopodobnie pojadę tam, choć na jeden dzień. Za bardzo tęskniłam. Mama była jedyną osobą, która w tym wszystkim mnie wspierała. Jestem winna jej to by przyjechać. Nawet jeśli będzie to kilka godzin. Mogę wymigać się pracą, wyjazdem, czymkolwiek. Jednak nadal nie będę czuć się bezpiecznie pokonując drogę do domu.
Usłyszałam auto. Chwilę później ktoś je zgasił. Powinnam się przestraszyć, ale spodziewałam się tu tylko Vina. Kto inny mógł by tu przyjechać? Powolne kroki, utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest to mężczyzna. Kiedy usiadł obok mnie, byłam już tego pewna. Jednak mocno się myliłam.
- Co tu robisz Zayn? - spytałam cicho.
- Widzę, że tobie też pokazał to miejsce. - odparł tylko - Nie wiedziałem, że aż tak ci ufa. - westchnął - Też lubię tu przyjeżdżać gdy coś mnie trapi. - spojrzał mi w oczy - Więc co ci leży na sercu?
- To o czym wam mówiłam. - odparłam tylko.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałam, żeby dowiedział się reszty. To był niekonieczne.
- Ale wiem, że za tym kryje się coś więcej. - nalegał.
Trochę za bardzo, jednak w delikatny sposób. Nie poznawałam go. Nagle się zmienił. Albo próbował się zmienić. Byłam wdzięczna za to, że starał się mnie nie ranić.
- Coś musi. - mruknęłam smętnie - Skoro nie chcę wracać do domu... - zamilkłam - Przepraszam. Mam dzisiaj gorszy dzień. Starczy tego użalania się nad sobą. Napijemy się? - spojrzałam na niego.
Zaśmiał się.
- Rozumiem, że idziemy utopić smutki. - spojrzał na mnie tymi ciepłymi oczami, w których ostatnio się zadłużyłam (ale tylko w oczach!) - Ale ty chyba nie możesz jeszcze pić, co? - zażartował, podnosząc się.
- Ostatnio sprzedali mi tu alkohol. Więc muszę wyglądać naprawdę staro.
Ponownie się roześmiał. Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Nachylił się nade mną.
- Nie, staro na pewno nie. Ale wyjątkowo pięknie.
Zamknął drzwi. A ja czułam jak palą mnie poliki i nie wiedziałam co z tym zrobić.
Minęło już kilka tygodni od mojej wyprowadzki ze starego mieszkania, nowe mam już załatwione. Spotkało się to z dużym oporem Vina i niezadowoleniem ze strony Malika. No cóż mogłam poradzić na to, że im się to nie podobało? Potrzebowałam własnego kąta. Dzięki temu Vin nie wie, że zostaję w LA na święta. Mogłabym przecież pojechać gdzie indziej. Nie czułam jednak takiej potrzeby. Wigilia w pojedynkę i tak była lepszą alternatywą od domu. To takie nienormalne, że aż boli.
Zdecydowałam się zaprosić mamę do siebie. Nie wiedziałam czy będzie chciała przyjechać, ale miałam taką nadzieję. Pewnie zabierze ze sobą swojego męża - Dariusza. Był w porządku. Starał się złapać ze mną jakiś lepszy kontakt, ale nigdy nam się to nie udało. Może dlatego, że więcej czasu spędzał ze swoim synem - Kamilem - moim przyrodnim bratem. Jeśli przyjadą całą trójką postaram się nawet pogodzić z Kamilem. Dla mamy jestem w stanie to zrobić. Chciałam, żeby te święta minęły nam miło Jeśli już będziemy spędzać je razem. Bo zawsze w grę wchodziła w opcja, że mama mi odmówi, ale nie przyjmowałam jej do wiadomości. Nie wierzyłam, żeby moja rodzicielka nie chciała do mnie przyjechać chociaż na jeden dzień. Nie widziałyśmy się w końcu ponad pół roku. Tak długo już jestem w Los Angeles? Tak długo znam Vina i pracuję dla niego? Tyle czasu minęło odkąd zrobiłam Harremu pierwsze zdjęcie? I odkąd pierwszy raz zobaczyłam Chrisa, Jess, Paula i Zayna. Chwile są takie ulotne i tak szybko przemijają... Chciałabym mieć ich nieco więcej. Tych dobrych. Chciałabym, żeby czas zwolnił. Nie lubiłam przemijania. To, że coś dobrego musi się kiedyś skończyć, bo wszystko kiedyś musi się skończyć.
Na dworze nadal było szaro, ale z nieba przestały lecieć krople deszczu. Postanowiłam się przejść, żeby uporządkować myśli i zdecydować, co powiedzieć mamie, kiedy już do niej zadzwonię. Błądziłam po parku. Tam odnalazłam trochę spokoju. W końcu na dworze nie było jakoś wyjątkowo ciepło. Może 10 stopni. To i tak mało jak na LA. Powinno być co najmniej 18. W końcu zimy tutaj to nie zimy. No i rzadko pada śnieg. Szkoda. Lubiłam śnieg. Z jakiegoś powodu jego opady zawsze przynosiły mi radość. Bo jeśli już są święta to musi być biała wigilia. Mijałam wile kałuż, ale w końcu dotarłam do jakiejś ławeczki. Była mokra, ale zatrzymałam się koło niej. Wyjęłam telefon z kieszeni i długo wpatrywałam się w ekran. Przejechałam po nim palcem i po kilku minutach bez wahania wybrałam numer mamy. Wiedziałam, że jeśli nie zrobię tego teraz, nie zrobię tego nigdy. Po kilku sygnałach usłyszałam ciepły głos mojej rodzicielki.
- Halo?
- Cześć mamo. - mruknęłam cicho i niepewnie.
Długo się jednak do niej nie odzywałam. Nie wiedziałam jak zareaguje na mój telefon. Spodziewałam się rzucenia słuchawki.
- Córeczko... Tak dawno cię nie słyszałam ani nie wiedziałam...
Nie spodziewałam się, że tak się wzruszy. Była wręcz prze szczęśliwa, że do niej dzwonię. Bardzo długo rozmawiałyśmy. Pytała co u mnie, jak się czuję. Ja też chciałam wiedzieć więcej o tym co dzieje się w domu, tym prawdziwym. I kiedy wróciłam już do domu, mojego obecnego, po jakiejś godzinie, odważyłam się by spytać czy odwiedzi mnie w święta.
- Kochanie... - zaczęła niezręcznie, co nie zwiastowało niczego dobrego - Nie mogę. Nie możemy. Darek obiecał swoim rodzicom, że do nich przyjedziemy. Kamil nawet zaliczył wszystko w pierwszych terminach, żeby mieć więcej czasu na święta. Nie przyjedziemy do ciebie. Ale przecież ty przylecisz, prawda?
- Ja... - usłyszałam dzwonek do drzwi, co było dla mnie wybawieniem - Muszę kończyć. Odezwę się. Kocham się.
Odłożyłam telefon. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam. Zmarszczyłam brwi widząc Zayna. Ah... Zapomniałam, że nadal mieszkam u Vina. Przecież do mnie by nie przyszedł. Szybko się zreflektowałam i wpuściłam go do środka. Sama się rozebrałam. Byłam cholernie rozkojarzona tą rozmową. Naprawdę chciałam się z nimi spotkać. Tymczasem nie zobaczę mamy przez kolejne (jak mniemam) pół roku. Co za cholerna niesprawiedliwość! Włączyłam wodę na kawę i stałam przy kuchence. Zapatrzyłam się na krople, który spływały po oknie. Znów zaczęło padać...
- Roly?
Ocknęłam się nieco słysząc swoje imię. Odwróciłam się przodem do Malika. Uważnie mi się przyglądał. Nie wiedziałam dlaczego. Lekko zmarszczyłam czoło i przegryzłam wargę. Może trochę dziwnie się zachowuję, ale jest to do wybaczenia, prawda? Gdyby tylko wiedział... Ale po co miałby wiedzieć? Chcesz mu streszczać cała swoją życiową historię? Przecież przy Vinie ledwo przeszło ci to przez gardło. Nie bądź głupia Roly. Weź się w garść.
- Nic mi nie jest. - mruknęłam cicho - Po prostu się zamyśliłam.
Do naszych uszu dotarł trzask drzwi. Zalałam przygotowaną wcześniej kawę i uszykowałam kolejną dla Vina. Przyjaciel wparował do kuchni z ogromną radością. Jego uśmiech dawno nie był tak szeroki. Myślałam, że nie da się tak wyszczerzyć tak mocno. To jednak musi trochę boleć... Ale ciekawe dlaczego był taki szczęśliwy? Czyżby...?
- Moja rodzina przyjeżdża na święta! - oświadczył wesoło.
Westchnęłam w duchu. No jest z czego się cieszyć. Nie lubię cię Roly, kiedy jesteś zdołowana. Ja ciebie też nie. I co mam na to poradzić, co?! Nie zmienię decyzji mamy. I nie pojadę do domu. Rodzice Dariusza nigdy nie darzyli mnie miłością. Podsłuchałam kiedyś ich rozmowę. Nie akceptują mnie, bo nie jestem córką ich syna. Jak mam wyrobić sobie jakąś lepszą relację z mężem mojej mamy kiedy nawet jego rodzice mnie odrzucają? Czemu on miałby tego nie zrobić? Ciekawe czy pamięta jak wyglądam? Jego nie widziałam nawet dłużej niż mamy. W końcu wyjechał na misję zanim ja się wyprowadziłam. Boję się tam z nimi pojechać. Ale tak bardzo chcę zobaczyć mamę. Choć raz się przezwycięż Roly. Zrób coś dla innych zamiast myśleć o sobie.
- Roly? - podniosłam głowę i spojrzałam na Vina - Co ci jest? Gadamy do ciebie od dobrych 10 minut.
Odchrząknęłam cicho. Zalałam jego kawę i podłam mu.
- Nic. - mruknęłam.
- Nie wykręcaj się. - zareagował natychmiast Zayn.
Cholera. Nie odpuszczą mi. Co się tak na mnie nagle uwzięli? Nie mogą, no nie wiem, porozmawiać o meczu, autach, dziewczynach? Cokolwiek... Błagam!
- Po prostu... - wybrnij z sytuacji dziewczyno! - Nie wiem czy zobaczę się z rodziną w te święta.
- Czemu? - dopytywał.
Vin posłał mi współczujące spojrzenie. Tak. To było ciężkie. Uporałam się z tym na klifie. Dlatego jest mi lżej. Ale co jeśli wrócę i to wszystko też? Zgniecie mnie? Wbije w ziemie? Będę w stanie się podnieść? Co jeśli nie? Jeśli zareaguję gorzej niż na Chrisa? Potarłam czoło ręką.
- To skomplikowane Zayn. - odparłam tylko - Mama nie może przyjechać, a ja...
- Ty co? - naciskał.
A ja kurwa wiem, że nikt oprócz niej mnie tam nie chce.
- A ja zaraz po świętach mam wyjazd.
W sumie nie skłamałam. No może trochę. Może nawet bardzo. Ta wymówka przyszła mi jako pierwsza do głowy, ale hej! Przecież mogę to zrealizować. Mogę gdzieś wyjechać, po to, żeby odpocząć. Może jakieś SPA? Roly, nie oszukuj się. Umrzesz w SPA. A gdzie odpoczniesz? Na wsi. Bingo. Trzeba by zrobić sobie weekend pracy na wsi, w jakimś gospodarstwie. Kiedyś, a nawet niedawno, pomagałam w gospodarstwach, żeby dorobić. W końcu musiałam mieć pieniądze na aparat i wszystko inne. Sprzęt niestety kosztuje.
- Gdzie? - w tym momencie odezwał się zdezorientowany Kevin.
Zaśmiałam się z jego miny. Naprawdę o niczym nie wiedział. No jak mógł wiedzieć, kiedy wymyślałaś to wszystko na poczekaniu? No wiem. Mimo wszystko jego reakcja była zabawna.
- Odpocząć. Zdecydowanie czas się na chwilę wyłączyć.
- Gdzie, a po co to dwa różne pytania, wiesz? - zaprotestował Zayn.
Tego było za wiele. Nie musieli wszystkiego wiedzieć. Nie od razu. Byłam już pełnoletnia. Choć według tego prawa nielegalnie spożywałam alkohol. Ups?
- Chłopaki odpuśćcie. - spojrzałam na nich ze spokojem - Jestem dużą dziewczynką, - ze zrytą psychiką - która potrafi o siebie zadbać. Właśnie dlatego chcę zrobić sobie mały wypad. Ale ja nawet nie wiem czy to wypali. Więc się nie nakręcajcie i spuście trochę z tonu, bo w końcu to wy dostaniecie zawału serca, a nie ja, co w naszej sytuacji, jest paradoksem. - ich miny były bezcenne - A teraz uciekam. Mam trening z Troyem.
Nie spieszyłam się w drodze powrotnej. Mój trener dał mi popalić, ale czy nie tego właśnie potrzebowałam? Oczywiście, że tak. Jak ja mogłam wcześniej nie znać tego sposobu na wyładowanie złej energii? Przecież to cud, że jeszcze żyję. Już dawno powinnam pęknąć od nadmiaru tego wszystkiego. Na szczęście, byłam jeszcze w jednym kawałku.
Powoli wędrowałam jednym z chodników i w sumie to nie wiem dokąd chciałam dojść. Nie niosło mnie do Vina, ani do mojego starego mieszkania. Wsiadłam w autobus. I nawet nie wiem kiedy, wylądowałam na klifie. Tym samym, który pokazał mi Vin. Usiadłam na jego skraju. Chłodny wiatr otulił moją twarz. Odetchnęłam pełną piersią. Nadal nie wiedziałam co zrobić. Prawdopodobnie pojadę tam, choć na jeden dzień. Za bardzo tęskniłam. Mama była jedyną osobą, która w tym wszystkim mnie wspierała. Jestem winna jej to by przyjechać. Nawet jeśli będzie to kilka godzin. Mogę wymigać się pracą, wyjazdem, czymkolwiek. Jednak nadal nie będę czuć się bezpiecznie pokonując drogę do domu.
Usłyszałam auto. Chwilę później ktoś je zgasił. Powinnam się przestraszyć, ale spodziewałam się tu tylko Vina. Kto inny mógł by tu przyjechać? Powolne kroki, utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest to mężczyzna. Kiedy usiadł obok mnie, byłam już tego pewna. Jednak mocno się myliłam.
- Co tu robisz Zayn? - spytałam cicho.
- Widzę, że tobie też pokazał to miejsce. - odparł tylko - Nie wiedziałem, że aż tak ci ufa. - westchnął - Też lubię tu przyjeżdżać gdy coś mnie trapi. - spojrzał mi w oczy - Więc co ci leży na sercu?
- To o czym wam mówiłam. - odparłam tylko.
Odwróciłam wzrok. Nie chciałam, żeby dowiedział się reszty. To był niekonieczne.
- Ale wiem, że za tym kryje się coś więcej. - nalegał.
Trochę za bardzo, jednak w delikatny sposób. Nie poznawałam go. Nagle się zmienił. Albo próbował się zmienić. Byłam wdzięczna za to, że starał się mnie nie ranić.
- Coś musi. - mruknęłam smętnie - Skoro nie chcę wracać do domu... - zamilkłam - Przepraszam. Mam dzisiaj gorszy dzień. Starczy tego użalania się nad sobą. Napijemy się? - spojrzałam na niego.
Zaśmiał się.
- Rozumiem, że idziemy utopić smutki. - spojrzał na mnie tymi ciepłymi oczami, w których ostatnio się zadłużyłam (ale tylko w oczach!) - Ale ty chyba nie możesz jeszcze pić, co? - zażartował, podnosząc się.
- Ostatnio sprzedali mi tu alkohol. Więc muszę wyglądać naprawdę staro.
Ponownie się roześmiał. Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Nachylił się nade mną.
- Nie, staro na pewno nie. Ale wyjątkowo pięknie.
Zamknął drzwi. A ja czułam jak palą mnie poliki i nie wiedziałam co z tym zrobić.
* * *
Spojrzałem na nią. Spała. Niezbyt spokojnie. Kiedy tylko widzę ją, kiedy usypia, jest nerwowa, niespokojna, a jej sen, na pewno nie jest niczym miłym. Dopiłem piwo i spojrzałem na śpiącego na drugiej kanapie przyjaciela. Nie rozumiałem wielu rzeczy. Na przykład tego dlaczego ta mała i krucha kobieta potrafi być tak silna. Może będzie na mnie rano zła, ale nie umiałem się powstrzymać. Ułożyłem się na boku obok niej i mocno ją do siebie przytuliłem. Od jakiegoś czasu kiedy nie ma jej przy mnie, jestem cholernie nerwowy. Gorzej niż zwykle. A kiedy mnie nie ma obok jej, cholernie się boję, że nie zdążę jej ochronić.
_____________________________________________________________
Proszę o ułaskawienie! Po prostu wyleciało mi to z głowy! Zapomniałam, że to już dwa tygodnie. Kiedy to minęło?! Naprawdę, przepraszam, że znów się spóźniam ;)
A co do rozdziału... jakieś uwagi? ;)
PS: za dwa dni minie rok od dodania prologu na bloggerze :D
PS: za dwa dni minie rok od dodania prologu na bloggerze :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę zostaw po sobie ślad ;)