niedziela, 11 czerwca 2017

19. (...) miałam przy sobie dwóch najwspanialszych facetów na świecie

Odchrząknęłam po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. Musiałam chwilę odczekać po telefonie Zayna. Otarłam policzki i stanęłam przy oknie. Starałam się opanować mój organizm. Musiałam zagrać najlepiej jak umiem. Nic się nie stało. Minęła mi właśnie dobra kolacja z rodziną. Tak. Taką wersję trzeba utrzymywać. A już jutro rano mnie tu nie będzie.
- Roly? - usłyszałam jego spięty głos.
- Cześć. - przywitałam się - Przepraszam, że nie od... - dopiero po chwili dotarło do mnie jak źle brzmi mój głos. Totalnie się załamywał - że nie odebrałam, ale nie miałam przy sobie telefonu.
- Wszystko gra? Nie brzmisz najlepiej... - nabierał podejrzeń.
Cholera! Nie dobrze.
- Tak... - całkowicie załamał mi się głos.
- Roly... - przerwałam mu.
- Dzięki za telefon. - mruknęłam tylko i zakończyłam połączenie.
Nie powinnam w ogóle do niego dzwonić. Błędem było to, że nie zostałam w moim mieszkaniu. Cholera. Czemu to nie jet zły sen? Szybko wpakowałam wszystko co tylko miałam do walizki i ogarnęłam w łazience mój lekko rozmazany makijaż. Zamierzałam się zmyć i wyrzucić to z siebie. Inaczej sobie nie poradzę. Inaczej zapłaczę się na śmierć. Chciałam zacząć normalne życie. Tymczasem mam w nim co raz więcej problemów. Jak każdy człowiek, ale czasem zdawało mi się, że ja mam ich wybitnie dużo. Zniosłam mój bagaż na dół i zaczęłam ubierać kurtkę.
- Co robisz? - spytała mama, a z jej twarzy momentalnie zniknął uśmiech.
Za nią stał Dariusz.
- Wracam do domu. - odparłam.
- Co? - teraz to jej głos się załamał - Przecież tu jest twój dom... Przy nas... - w jej oczach zalśniły łzy.
Posłałam jej smutny uśmiech.
- Nie mamo. Od dawna nie mam przy was domu. Mój dom jest tylko przy tobie. I w Los Angeles.
Zapięłam płaszcz. Nie wiedziałam jak dostanę się do Wrocławia, ale to obchodziło mnie najmniej. Po chwili przy zaszokowanych rodzicach pojawił się również Kamil i dziadkowie. A raczej Kamil i starszy ludzie, których nigdy nie lubiłam.
- Co robisz? - pytanie rodzicielki powtórzył Kamil.
- To co chcesz. - odparłam - Znikam z twojego życia. I waszego. - zwróciłam się do staruszków - Skoro macie mnie za śmiecia, który nieproszenie pojawił się w waszym życiu, już nigdy mnie nie zobaczycie.
- Chcesz rozwalić naszą rodzinę! Przestań. - warknął na mnie mąż mamy.
Spojrzałam na niego z wściekłością, ale w moich oczach zalśniły łzy.
- Zbyt długo siedziałam cicho. Za każdym razem. Nie mam zamiaru. Nie teraz. Nie chcecie mnie, proszę bardzo, nie udawajmy.
- Zamknij się! - warknął na mnie Kamil.
- Mam ci przypomnieć, co jeszcze przez godziną mówiłeś swojemu koledze?
Podszedł do mnie w furii i uderzył w twarz. Piekło. Jak nigdy dotąd. Poczułam coś lepkiego i ciepłego na twarzy. Pewnie rozciął mi łuk brwiowy. Usłyszałam jak mama zachłysnęła się powietrzem.
- Szkoda, że moja mama ma za syna takiego skurwysyna.
Złapałam moją walizkę i wyszłam. Owiało mnie najmroźniejsze powietrze na świecie. Nigdy nie było mi tak zimno. Ale może było mi to potrzebne, żeby trzeźwo myśleć. Nie płakałam. Bolało mnie tylko całe ciało. Z zimna i tego cholernego zobojętnienie ich wszystkich. Nie oczekiwałam, że mama rzuci się na własne dziecko, ale miałam nadzieję, że to otworzy jej oczy na to w jak chorej sytuacji się znalazłam i że wybaczy mi kolejną ucieczkę. 
Szłam poboczem drogi. Nie zapowiadało się, żeby udało mi się złapać jakikolwiek środek transportu. No cóż. Trudno. Przyłożyłam chusteczkę do brwi. Szybko nasiąknęła krwią. Wyrzuciłam ją gdzieś w śnieżną zaspę. Przyłożyłam kolejną i kolejną, aż mi się skończyły. Wtedy doszłam do jakiejś małej miejscowości, w której udało złapać mi się autobus. Zawiózł mnie prosto do Wrocławia. A tam miałam już z górki. Odwiedziłam jakiś sklep, żeby kupić chusteczki. I całą noc przesiedziałam na lotnisku, bo ostatni samolot mi uciekł. Musiałam czekać na poranny. Nawet nie spałam. Ani czekając, ani w samolocie. Zbyt wiele myśli kotłowało mi się w głowie i nie wiedziałam jak się ich pozbyć. Jedne co chciałam teraz zrobić to znaleźć się w jakimś bezpiecznym miejscu. Mogłam próbować się oszukiwać, ale kiedy jakiś mężczyzna pojawiał się zbyt blisko mnie, czułam jak moje ciało mimowolnie się trzęsie. Tak jakbym była na ogromnym mrozie. Tyle, że to było przez cholernego Kamila. Zanim wsiadłam do wspaniałego samolotu, zakupiłam sobie jeszcze okulary przeciwsłoneczne. W końcu nikt nie musiał widzieć, że zostałam ofiarą przemocy.
Z lotniska w Los Angeles ulotniłam się najszybciej jak mogłam i wsiadłam do taksówki. Podałam odpowiedni adres i odetchnęłam cicho, widząc kobietę za kierownicą. Spoglądała na mnie dziwnie. Pewnie przez to, że jest środek zimy, a ja mam na sobie okulary przeciwsłoneczne. Miałam to jednak głęboko gdzieś. Wysiadłam z taksówki i zerknęłam na budynek. Cholera. Co ja zrobiłam?! Zamiast podać mój adres, podałam Malika. Nie. Nie mogłam tak po prostu do niego pójść i rozwalić mu świąt. Poza tym powinien być u swojej rodziny w Anglii. Głupia...! Westchnęłam tylko cicho. Nie miałam siły zamawiać kolejnego auta. Postawiłam na długi i zimny spacer w moich niewygodnych po tylu godzinach szpilkach i sukience. Nie zaszłam jednak daleko.
- Roly?!
Odwróciłam się. W drzwiach stał Zayn jak malowany. Ale co on tu robił? Zmarszczyłam lekko brwi i o mało co nie syknęłam. Zabolało. Niechętnie skierowałam się w jego stronę. Przeszłam przez furtkę, a potem obok niego. Owiało mnie ciepłe powietrze. Odetchnęłam cicho, czując w końcu ciepło. O mało co nie zamarzłam. Zrzuciłam obcasy z nóg i stanęłam na panelach. Malik rzucił mi uważne spojrzenie. Zabrałam moją walizkę i odwiesił płaszcz.
- Nie było ci zimno? - spytał cicho.
- Było. - szepnęłam, a po moich polikach spłynęły łzy - Jak cholera zimno. - zaszlochałam.
Po chwili otoczyły mnie ciepłe ramiona, a ja zaczęłam dygotać. Mimowolnie go od siebie odepchnęłam. Cofnęłam się rozglądając nieprzytomnie i obejmując ramionami. Bałam się. Cholera. Bałam się Zayna, który mi pomógł i stanął w mojej obronie.
- Roly... - zaczął cicho i łagodnie - Co się stało?
Próbowałam powstrzymać szloch, ale słabo mi to wychodziło. Było mi zimno, chciałam usnąć. Bałam się. Że ktoś mnie znajdzie, potraktuje tak jak oni, w domu. 
- Przepraszam... - szepnęłam, zanoszą się większym płaczem.
- Ci... - zbliżył się o dwa kroki - Wszystko jest w porządku. Jesteśmy tu sami. Tylko ty i ja. - umilknął na chwilę - Przecież wiesz, że jestem najbardziej popierdolonym facetem na świecie, ale nie zrobię ci krzywdy, tak?
Zaprzeczyłam ruchem głowy, a potem potwierdziłam. Sama nie wiedziałam co myśleć. Spuściłam głowę, a włosy przesłoniły mi twarz. Poczułam jego dłonie na ramionach. Znów zaczęłam drżeć.
- Hej... - jego głos był taki kojący - To tylko ja. Ten kretyn Zayn, który cały czas ci dokucza. Roly... - uniósł lekko moją głowę i ściągnął mi okulary - Nie skrzywdzę cię.
Był śmiertelnie poważny kiedy to mówił, a w jego oczach pojawiło się ciepło. Mimowolnie do niego podeszłam i mocno się wtuliłam. Schowałam głowę w jego ramionach i kurczowo złapałam dłońmi jego koszulkę. 
- Już dobrze. - szeptał mi do ucha, gładząc po plecach - Jesteś bezpieczna.
Nadal nie do końca się czułam, ale im dłużej się w niego wtulałam, tym bardziej się rozluźniałam. Chłopak zaprowadził mnie do kuchni i posadził na jednym z krzeseł. Zrobił nam herbatę, potem zabrał mnie do salonu. Podał mi swoją siwą bluzę i jakieś dresy, żebym się przebrała i wyszedł na chwilę z pomieszczenia. Szybko zmieniłam cichy i skuliłam się na kanapie. Malik wrócił i usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Przywarłam do jego boku, kuląc się jeszcze mocniej. Poczułam jak lekko całuje mnie we włosy. Dawno nikt nie był dla mnie tak czuły. Prócz Vina. On zawsze jest dla mnie dobry.
- Proszę, nie mów Kevinowi. - szepnęłam, patrząc mu w oczy - Nie chcę go martwić, nie... - przerwał mi, łapiąc mój podbródek.
- Co to jest? - spytał, a ja wiedziałam, że przygląda się mojej brwi i siniakowi, który tworzył się dookoła.
Chciałam spuścić głowę, ale mi nie pozwolił.
- To nic... - szepnęłam.
- Jak to nic?! - uniósł się, a na co ja wyrwałam z jego uścisku i odsunęłam.
Wystraszył mnie. To był odruch. Moje serce po prostu nie chciało się uspokoić. Nie chciałam tak reagować. Nie! Nie chcę się znów bać! Czemu to się dzieje znowu? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?! Malik spojrzał na mnie ze skruchą i przysunął się powoli. Znów mnie przytulił.
- Nic mu nie powiem, pod jednym warunkiem. - spojrzałam mu w oczy - Powiesz mi jak to się stało.
Spuściłam głowę. Nie chciałam o tym rozmawiać. Czułam, że zaschło mi w gardle. To było nie fair. Nie chciałam o tym mówić. To takie żenujące.
- Mój przyrodni brat... Wkurzył się... Powiedziałam za dużo prawdy. - szepnęłam.
Widziałam jak Zayn zaciska pięści i mimowolnie się spięłam. Nie chciałam, żeby się denerwował. Rzuciłam mu tylko krótkie spojrzenie. Tymczasem on obdarzył delikatnym pocałunkiem moją skroń.
- Obiecuję, że jak dorwę skurwiela to... - westchnął cicho, uspokajając się - Więcej cię nie tknie. Możesz być pewna. Spróbuj zasnąć.
Jak na zawołanie ziewnęłam. Zaśmiał się.
- Ale... będziesz tu? - spytałam cicho.
- Możesz być pewna, że nigdzie się nie ruszę.
Obudził mnie trzask drzwi. Przeszedł mnie dreszcz. Szybko uniosłam głowę. Wokół panował półmrok. Strach mnie obleciał. A potem poczułam jak ciepłe ramie mocniej owija się wokół mojej talii. Opadłam z powrotem na ciepłą klatkę Zayna. Mój oddech powoli wracał do normy. Ciepłe usta chłopaka delikatnie musnęły moje czoło. Miałam nadzieję, że spał. Nie chciałam, żeby z mojej winy był niewyspany. Czułabym się z tym źle. Ale nim zdążyłam jakąkolwiek głębszą analizę, usnęłam ponownie.
- Czemu nie zadzwoniłeś? - usłyszałam wściekły, aczkolwiek lekko przyciszony głos.
- Nie chciała, żebyś wiedział. Nie chciała cię martwić. - mruknął na 100 % Zayn.
Vin... O cholera. Mocniej przywarłam do Malika. Pogłaskał mnie lekko po plecach. Uspokoiło mnie to. Nie miałam ochoty wstawać. Dobrze było mi tam, gdzie byłam.
- Wczoraj naprawdę była cholernie roztrzęsiona. Vin ona się mnie bała. - mruknął Mulat - Niech ja tylko dorwę sukinsyna... - Kevin mu przerwał.
- Zostaw to mi. - mruknął - Tobą od razu zainteresują się media.
- I tylko dlatego mam stać z boku jak tchórz? Nie ma mowy!
Wiedziałam, że szykuje się wymiana zdań, dlatego postanowiłam się wtrącić.
- Żaden z was nie musi zajmować się tym skurwielem. - spojrzeli na mnie zdziwienie, gdy usiadłam. Za pewne przez słowo jakiego użyłam - Więcej na pewno go nie zobaczę.
Chciałam wstać, ale Zayn mnie powstrzymał.
- Nie chcę nigdy więcej oglądać cię w takim stanie jak wczoraj Roly. - był cholernie poważny - Nie pozwolę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę.
Zrobiło mi się ciepło w środku.
- Dziękuję Zayn. - mruknęłam cicho - Dobrze wiedzieć, że nie wszyscy uważają cię za śmiecia.
Podniosłam się i poszłam do kuchni. Musiałam się napić. Chwilę po tym jak tam weszłam, wparowali chłopcy.
- JAK ON CIEBIE KURWA NAZWAŁ?! - uniósł się Vin.
- To nie ważne. - mruknęłam po czym opłukałam twarz zimną wodą - On nie jest ważny.
Spojrzałam na Vina. On tylko westchnął i podszedł do mnie. Oplótł mnie ramionami, mocno przyciągając do siebie. Miałam nadzieję, że przez najbliższy czas żaden dupek się do mnie nie zbliży. W końcu miałam przy sobie dwóch najwspanialszych facetów na świecie.

* * *

Życie powoli wracało do normy. Zbliżały się moje urodziny. W sumie moje, a następnie Zayna. Nie miałam ochoty hucznie obchodzić mojej dwudziestki. Mogłam zaprosić Vina na piwo, albo spotkać się z Sandrą i Jess. Jeszcze ich sobie nie przedstawiłam, ale byłam pewna, że się dogadają. Nikt nie wiedział kiedy się urodziłam. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Nie potrzebowałam zamieszania wokół mojej osoby. Nawet go nie chciałam. Co prawda miło by było gdyby ktoś pamiętał. Ale kto? Starzy znajomi? Rodzina? Wolałam nie zaprzątać sobie tym głowy. Ostatnie dwa dni musiałam spędzić u Treya, żeby odreagować. Co prawda Bolt mnie nie oszczędzał. Chyba widział, że potrzebuję ostrego wycisku. Taki też mi zapewnił. Wracałam do domu, brałam prysznic i szłam spać, bo na nic innego nie miałam siły.
Żeby odzyskać całkowitą równowagę pojechałam na plażę. Chciałam porobić trochę zdjęć. Niebo było zasnute chmurami. Woda miała ciemną barwę błękitu. Nic, tylko dać porwać się chwili. Przykucnęłam by złapać odpowiednie ujęcie. I nawet się udało. Znalazłam też wyrzucony na brzeg konar. Jemu też zrobiłam kilka ujęć. Pokusiłam się nawet o zajrzenie na klif, żeby stamtąd też uwiecznić morze. Lubiłam je obserwować. Sprawiało mi to przyjemność i pomagało odzyskać spokój. To było coś stałego. Fale się powtarzały, Woda cały czas tam była. No i ten dźwięk, który kocha nie jeden człowiek. Mogłabym usypiać, kołysana tym szumem. Zamknęłam oczy. Widziałam to doskonale. Mały domek na wyspie. Wygodne łóżko, albo hamak. Idealne połączenie. Bujać się w rytm morza... Marzenie ściętej głowy, co?
Z cichym westchnieniem wróciłam na ziemię. Podniosłam się. W terenie spędziłam więcej czasu niż przewidywałam. Niedługo Vin zacznie się martwić. Musiałam wracać do domu. Nie spieszyło mi się. Kiedy coś mnie zainteresowało zatrzymywała się, by uwiecznić to na fotografii. Nie wszystkie były piękne, ale niektóre z nich przedstawiały się fantastycznie. Dlatego gdy wróciłam już do moich czterech ścian, zajęłam się obróbką moich dzieł. Dawno nic nie udostępniałam na instagramie. Wrzuciłam jedno ze zdjęć, które zrobiłam w Polsce. Dobra, pełna śniegu zima. Uśmiechnęłam się patrząc na to. Taka drobnostka, a sprawiała mi tyle radości. Kolejno wrzucałam zdjęcia z dzisiejszego wypadu. Było to tylko morze. Ale fotografie naprawdę z górnej pułki. Mogłam się pochwalić. A co!
Piłam gorącą herbatę kiedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Niechętnie podniosłam się z niewielkiej sofy w salonie, na której oglądałam film. Przekręciłam zamek. Zdziwiłam się widząc Zayna. Nie umawialiśmy się na dzisiaj. Dopiero po chwili dotarło do mnie dlaczego znalazł się w moim mieszkaniu. Był totalnie pijany. Na kilometr jechało od niego alkoholem. Ledwo co wtoczył się do wnętrza mojego domu. Mamrotał coś. Pomogłam mu usiąść na kanapie. W końcu koledzy sobie pomagają, co? On pomógł mi. Teraz moja kolej. Usiadłam obok niego.
- Co się stało Zayn? - spytałam, uważnie mu się przyglądając.
Zaśmiał się. Był to dźwięk przepełniony goryczą i rozczarowaniem.
- Zdradzała mnie od dawna, wiesz? - mruknął patrząc na mnie z pijackim rozbawieniem - Balowała jak mogła. Dzisiaj powiedziała mi, że jestem jej potrzebny tylko dla rozgłosu.
Zrobiło mi się go szkoda. To najgorsze co może być. Kochasz nieodpowiednią osobę, która na do widzenia jeszcze ci dopierdoli od serca. Uwielbiałam takich ludzi - sarkazm.
- Zayn... - przerwał mi.
- Nie, nie, nie... Najlepsze to jest, że ona obwinia o to mnie, bo ja ją zdradzam. Ale w życiu nie zgadniesz z kim. - zrobił pauzę po czym dorzucił - Z tobą. - zaśmiał się - Miała w dupie, jak jej tłumaczyłem, że ty byś mnie nie chciała. Stwierdziła, że przecież ja mogłem sobie owinąć cię wokół swojego małego paluszka. - pokazał mi swój palec. Po chwili w jego oczach zebrały się łzy, a na twarzy pojawił się całkiem przytomny grymas - Powiedz, że ty byś mnie chciała.
Ścisnęło mnie to za serce. Nie mogłam zachować się jak zimna suka. Nawet nie chciałam. Wślizgnęłam się pod jego ramię, żeby mocno się do niego przytulić. Cmoknęłam jego policzek i spojrzałam mu w oczy.
- Oczywiście, że bym cię chciała. Jak można nie chcieć takiego faceta? Trochę pojebanego, ale nadal wspaniałego. - przeczesałam jego włosy dłonią.
Złapał moją drugą rękę i złożył na niej delikatny pocałunek.
- Czemu ideały są zawsze poza naszym zasięgiem? - spytał smutno, patrząc na mebel, na którym siedzieliśmy.
- Ona nie jest idealna. - zaprzeczyłam marszcząc brwi.
- Nie mówię o niej. - posłał mi smutny uśmiech z lekkim błyskiem w oku.
Więc o kim Zayn?






































_____________________________________________________________
Tak wiem, znów trzeba było długo czekać, ale ten rozdział strasznie opornie mi szedł. Nie mogłam go jakoś napisać. I tak jest krótszy niż planowałam na początku. Mam jednak nadzieję, że się spodoba. Nigdy nie udało mi się tak rozwinąć akcji w żadnym z opowiadań. Cieszę się, że ten blog, bardziej przypomina książkę niż marne wypociny, które do tej pory publikowałam :D
Co myślicie o sytuacji powyżej? Kogo na myśli ma Zayn?
_________________________________________________________
Przepraszam x2. Miałam skończony ten rozdział, a nie miałam czasu go opublikować. Marnotrawstwo... Wracając, nie miałam czasu żeby odpalić komputer, o pisaniu nie wspominając... Mam nadzieję, że z końcem roku zacznie być luźniej, co oznacza, że będę mogła być bardziej aktywna (mam wrażenie, że piszę tak od kilku miesięcy). Teraz na szczęście koniec tej męczarni!
Tak więc do następnego, postaram się, niedługo! :D

1 komentarz:

  1. Boże! Kocham! Nie moge sie doczekać nexta! Mam nadzieje że oni będą razem ❤️

    OdpowiedzUsuń

Proszę zostaw po sobie ślad ;)