wtorek, 12 września 2017

26. Ona mnie skrzywdziła

Kurwa. Nadal nie wiedziałem jak to wszystko się stało. Jak mogłem do tego dopuścić. Życie jest jednak cholernie niesprawiedliwe. Nie chciałem ranić Roly. Nie chciałem tego powiedzieć. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Ale czasu nie cofnę. Muszę ją chronić. To był jedyny sposób. Jedyne co mogłem zrobić, by była bezpieczna to ta cholerna kłótnia. Ona nie mogła wiedzieć. Może kiedyś się dowie, być może ode mnie, ale nie pozwolę by ktoś zrobił z niej sensację. To chore. Wiedziałem, że media, że życie, które by ją dopadło po tym wszystkim, zniszczyło by ją, nie ważne czy byłbym obok. To nie jest to, czego dla niej chcę. I tak byłaby na językach będąc ze mną. Jeśli do tego doszłaby ta informacja... Świat, ludzie by ją zniszczyli. Nie chciałem dla niej tego. Dlatego pokazuję się publicznie z tą pojebaną kretynką. Zostawiłem ją. Bolało mnie to, kiedy mnie rzuciła, ale już wtedy czułem coś do Roly. A kiedy na dobre pożegnałem Angele, chciałem już tylko mojej Roly. Dlaczego nie mogę jej mieć?! Cholera... Kiedy myślę o naszych początkach, o tym jak nie mogliśmy się dogadać... A kiedy widziałem ją u Vina tylko w jego koszulce... Nie mogłem oderwać wzroku. Była taka piękna. I pociągała mnie zupełnie o tym nie wiedząc. To jak marszczyła nos kiedy składałem na nim pocałunek, a nasza wspólna noc... Wtedy już nie było odwrotu. Od tamtej pory nie widziałem poza nią świata. Było tylko ona. Piękna, mądra i wspaniała. Ale tak bardzo brakowało jej poczucia pewności i własnej wartości. Wiedziałem, że jeszcze pogorszyłem sprawę naszą kłótnią. Zachowałem się jak ostatni kretyn, ale musiałem. Dla jej dobra.
Do moich uszu dobiegł trzask drzwi. Wywróciłem oczami. Kolejna osoba, która przyszła zbełtać mnie z błotem. W wejściu do salonu stanęła Jess. Wyglądała jak wściekła osa, a z jej nozdrzy dosłownie leciała para. Cholera, ta kobieta mnie zabije. Co prawda jesteśmy przyjaciółmi od zawsze. Znaczy, wywinąłem i jej kilka niemiłych rzeczy, ale staram się poprawiać. Z Roly było mi łatwiej. Był obok ktoś, kto mnie rozumiał.
- Co ty kurwa zrobiłeś idioto? - warknęła na mnie, podchodząc powoli, jak łowca do ofiary.
Podniosłem się z kanapy. Nie chciałem umrzeć nie broniąc się.
- To co musiałem. - mruknąłem cicho.
Miałem cholerne wyrzuty sumienia.
- To co musiałeś? - jej głos był wyższy niż zawsze, pewnie ze zdenerwowania - Zostawiłeś ją, w tak okropny sposób i jeszcze prowadzasz się z tą szmatą, jakby była dla ciebie ważna! Nie oszukuj mnie! Wiem, że nie jest! Wiesz, że ona teraz nie może się pozbierać?! Wylądowała w szpitalu i to przez ciebie! I w... - przerwałem jej.
- Co? - musiałem usiąść - W szpitalu? Dlaczego? Co się stało? Jess! - podniosłem się.
Musiałem wiedzieć. Jeśli coś jej jest... Przeze mnie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Przyjaciółka spojrzała na mnie łagodniej i podeszła. Położyła mi dłoń na ramieniu.
- Powinieneś powiedzieć jej prawdę. Prędzej czy później i tak się dowie, a...
- Nie! - warknąłem i cofnąłem się na tyle, by nie mogła mnie dotknąć - Obiecałem mu, że dotrzymam tajemnicy tak długo jak to możliwe.
- Ale nie za wszelką cenę. - oburzyła się, próbując postawić na swoim.
- Za wszelką cenę, Jess. - powiedziałem z determinacją.
- Jesteś kretynem. Ona by ci wybaczyła. Mógłbyś teraz przy niej być. - pokręciła głową - Byłam u niej i wiesz co ci powiem? - spojrzała mi w oczy - Nie widzieliście się od trzech tygodni. Schudła. Waży może 45 kilo. Wyobraź sobie jak teraz wygląda. Nie chce jeść. Na początku jeszcze próbowała pracować, a teraz już nie jest w stanie. Prawdopodobnie ma depresję i nie chce chodzić do psychologa. To wszystko jej zafundowałeś swoim odejściem.
Zaparło mi dech w piersiach. Czułem jak coś rozrywa nie od środka. Kiedy widziałem jej wyniszczony obraz w mojej głowie. Och, moja kochana Roly.
- I wiesz co mi powiedziała gdy wychodziłam? - Jess uparcie utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy - On też jest moją inspiracją.
Wtedy już nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło. Z moich oczu uleciały łzy. Przyjaciółka patrzyła na mnie w szoku. Ale ominąłem ją tylko i zostawiłem samą w moim mieszkaniu. Nie dbałem o to, że zmoknę wychodząc bez kurtki. Po prostu wyszedłem na deszcz. I biegłem. Biegłem do niej. Waliłem w drzwi od dobrej godziny. Pewnie nie było jej w domu, ale nie potrafiłem przestać. Usłyszałem głosy na klatce schodowej. Schowałem się w cieniu. Najpierw pojawił się cień. Dopiero później zobaczyłem Vina, a za nim... O mój Boże. Jeśli to była Roly. To była Roly. Ale nie wyglądała jak ona. Miała na sobie sweterek. Ten, który jeszcze nie dawno podkreślał jej wspaniałe kształty. Dzisiaj wisiał na niej, jakby był o dwa rozmiary za duży. Ledwo co przełknąłem ślinę kiedy zobaczyłem jej twarz. Kości policzkowe były tak widoczne, że przez chwilę miałem wrażenie, że przebiją skórę. Miała wory pod oczami i opuchnięte powieki. Nie widziałem jej dotąd w takim stanie. Ledwie stała na nogach. Chwiała się. Oparła się o ścianę i otworzyła drzwi. Posłała Vinowi słaby uśmiech.
- Zjedz coś. - poprosił ciemnowłosy.
Słyszałem troskę w jego głosie. Zajmij się nią Kevin. Ona teraz potrzebuje kogoś bliskiego.
- Nie jestem głodna. - szepnęła naciągając rękawy mocniej na dłonie.
- Roly... - zaczął łagodnie, ale mu przerwała.
- Boję się. - w jej oczach stanęły łzy - Vin jeśli znów nad tym nie zapanuję? Co jeśli tym razem skończy się to gorzej? - zaczęła płakać.
- Nie bój się. - mruknął i mocno ją przytulił - Będzie dobrze. Obiecuję.
Schowała się w jego ramionach kręcąc głową. Jakby chciała powiedzieć, że nic już nie będzie dobrze. Bolało mnie to. Byłem tak blisko niej, a nie mogłem jej pomóc. Mogłem tylko patrzeć jak bardzo ją skrzywdziłem. I musiałem robić to dalej. Nie mogłem się nawet do niej zbliżyć.
- A jeśli on znowu... - zaczęła histerycznie.
- Nie pozwolę mu się zbliżyć, ok? - spojrzał jej w oczy - Roly jesteś przy mnie bezpieczna. Policja już zajęła się tą sprawą.
Co?! Jaka kurwa policja?! Miałem ochotę wziąć ją w ramiona i spytać o co chodzi. Nie rozumiałem dlaczego i co się dzieje. Kurwa! musiałem wiedzieć. Czułem, że było gorzej niż myślałem i że Jess nie powiedziała mi wszystkiego. Tylko dlaczego? Moja mała Roly.
- Ja tylko... jesteś jedyną osobą, która może mnie przytulić. Boję się samej siebie Vin. - szeptała.
Coś ty z nią zrobił Malik?

* * *

Ledwo doszedłem do drzwi własnego domu. Zatoczyłem się. Wszystko było jakieś dziwnie nie wyraźne. Zacząłem szukać klucza, uprzednio opierając się o drzwi z hukiem. Nie mogłem ich znaleźć. A może miałem je w kieszeni tylko pod ręką wyczuwałem inny kształt. Starałem się zapalić latarkę w telefonie. Zamiast skierować ją w dół, poświeciłem sobie w oczy. Upuściłem telefon. Cholera. Uklęknąłem i zacząłem go szukać. Złapałem go i podświetliłem przedmiot z kieszeni. To tylko pusta paczka po papierosach. Drzwi otworzyły się z impetem. Odskoczyłem. A przynajmniej przeturlałem się po ziemi. Nade mną pojawiła się Jess. Ale co ona robiła w moim domu?
- Kretyn! - warknęła.
- Wyprrrrraszam s-obie. - mruknąłem z plączącym się językiem w ustach - Jesssstem tylko mądrry inaszej.
Westchnęła. Złapała mnie mocno za rękę i pociągnęła do góry. Z trudem się uniosłem. Chwile później grzałem ciepłe miejsce na kanapie. Przekręciłem się bokiem, przodem do oparcia. Usłyszałem fragment rozmowy Jess i natychmiast otrzeźwiałem.
- Vin?... Jest u mnie Zayn. Kompletnie pijany. - za pewne teraz dziewczyna przegryzała wargę - Widział się z Roly?... Nie?... Może byłam dla niego za ostra... Wygląda gorzej niż zwykle. A co u Roly?... Cholera niech ja tylko dorwę tego... - przerwała z westchnięciem - Boję się o nią. Nic sobie nie zrobi?... Tak. Jutro mogę u niej zostać, ale ty musisz być u mnie, gdyby Zayn znów się nawalił... Dzięki, pa Vin.
Nic nie rozumiałem. Nic...
Obudziłem się z bólem głowy i totalnym zaćmieniem myślowym. Nie pamiętałem praktycznie nic z poprzedniego wieczora. No może nic prócz wejścia do baru. Zaczepiało mnie wiele dziewczyn, ale miałem je gdzieś. Myślałem tylko o jednej, przez którą trafiłem do tego cholernego baru. Usiadłem powoli na kanapie. Kręciło mi się w głowie. Alkohol przynajmniej na chwilę pozwolił mi przestać się obwiniać. Nie mogę jej powiedzieć. Nie mogę rzucić Angeli, bo to ona wszystko wyśpiewa Roly. Nadal nie wiedziałem, skąd dowiedziała się o przeszłości mojej miłości. Być może od Chrisa. Myślałem, że dostatecznie dobrze go uciszyłem. Widocznie nie do końca. Musiałem znaleźć jakiś sposób na tą całą sytuację. Inaczej kopnę w kalendarz szybciej niż to konieczne. Chciałbym jeszcze pocieszyć się życiem i założyć rodzinę. Mieć syna, psa i dom. Kochającą żonę. Ją. Tylko ją chcę za żonę. Za dwa lat moglibyśmy wziąć ślub, po tym jak dowiedzielibyśmy się o tym, że będziemy mieć dziecko. Nie fantazjuj Zayn. I tak do tego nie dojdzie. Zawaliłeś. Dlaczego ten stary idiota powiedział to akurat mi. Gdyby przekazał to Paulowi, ja mógłbym nadal z nią być. Nie obciążony żadnymi obowiązkami względem niej, prócz miłością. Ale jaki to obowiązek? To była przyjemność mieć ją obok o każdej porze dnia i nocy. 
Powoli podniosłem się do pionu. Podparłem się o stolik, strącając z niego wazon z kwiatami. Chciałem posprzątać bałagan, który narobiłem, więc uklęknąłem. Usłyszałem kroki. Z resztkami naczynia w dłoni, próbowałem się podnieść. Przywaliłem głową w stolik. Zakląłem. Powoli uniosłem się na równe nogi. Nie było to łatwe. Jess uważnie przyglądała mi się ze skrzyżowanymi rękami pod biustem. Nie miałem ochoty na rozmowę wychowawczą i uświadamianie mi jaki to jestem nieodpowiedzialny. Wiedziałem to doskonale. 
- Jak się czujesz, Zayn?! - krzyknęła na co, zmrużyłem oczy i zacisnąłem dłonie.
Poczułem okropny ból w lewej ręce. Wypuściłem kawałki wazonu na podłogę. Powoli przecisnąłem się obok Jess i skierowałem do łazienki. Przemyłem dłoń, a potem chlupnąłem sobie zimną wodą w twarz. Musiałem się rozbudzić. Musiałem jakoś uporządkować swoje sprawy. Tylko jak? Nie wiedziałem od której strony zabrać się za swoje życie. Na razie stałem na pewno od dupy strony. Cholera. Co teraz? Nie użalaj się nad sobą tylko zacznij robić. Łatwo mówić, trudno zrobić. A kto da rade jak nie ty Malik? Wszyscy, tylko nie ja. Uspokój się. Weź się w garść wieśniaku. Przywaliłem sobie w twarz. Zabolało, ale to był jakiś impuls do działania. Musiałem zrobić coś, cokolwiek.
Szybko wyszedłem z pomieszczenia i wciągnąłem buty na stopy.
- Co ty robisz? - spytała Jess.
- Nie wiem. - mruknąłem tylko.
- Nie idź do niej. Ona... to nie najlepszy pomysł. - zaczęła.
- Niby czemu? - uniosłem brew, chciałem ją sprowokować.
Trudno było mi takiego grać z tym cholernym bólem głowy!
- Bo... - zawahała się. Złapałem za klamkę - Nie! - złapała mnie mocno za ramię - Ona nie jest w stanie się teraz z tobą widzieć, nie po tym co stało się tydzień temu.
- Co się stało? - warknąłem.
- Ktoś... Nie powinnam ci mówić! - wybuchnęła nagle - Zabronili mi i tym razem mnie nie podejdziesz. Zjebałeś. Czego nie rozumiesz?
- Że próbujecie chronić ją przede mną jak przed ogniem, a ja jestem ostatnią osobą, która może ją skrzywdzić! - ryknąłem.
- Ty już pokazałeś jak to jej nie krzywdzisz. - zabolało - A teraz nawet się do niej nie zbliżaj! Będzie jeszcze gorzej.
- Co? - ramiona mi opadły.
- Po prostu... - zwiesiła głowę i westchnęła. Znów na mnie spojrzała - Póki nie będziesz chciał jej odzyskać, nie próbuj się z nią kontaktować w żaden sposób.
Pokiwałem tylko twierdząco głową i wyszedłem. Było nieznośnie gorąco. Brakowało mi trochę deszczu. Tego który towarzyszył mi na każdym kroku w Londynie. Opuściłem głowę. Musiałem... Chciałem zrobić coś, żeby móc się chociaż do niej odezwać. Nie wiedziałem co się dzieje. Nic już nie wiedziałem. Czułem się jak ostatni kretyn.
W domu czekała na mnie niemiła niespodzianka. Angela siedziała na kanapie w moim salonie. Nie przypominałem sobie bym dawał jej z powrotem klucze. Spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Jak ty wyglądasz Malik? - podeszłą do mnie - Śmierdzisz wódką. Jak mam się z tobą pokazać na rodzinnym obiedzie w moim domu?
Cholera. To dziś? Nie miałem ochoty grać świetnego narzeczonego. Szczególnie nie przy niej. Zdobyła mnie tylko jednym sposobem. Szantażem. Nie mogłem pozwolić jej na zniszczenie Roly. Nie wiedziałem jak tego uniknąć inaczej. Dlatego zgodziłem się na ten chory układ.
- Nie pokazuj się. Proste. - mruknąłem i opadłem na kanapę - Dziś nie będę wyglądał lepiej.
- Ostrzegam cię, że jak nie będziesz robi co mówię, to media dostaną wszystkie dane na temat naszej kochanej Roly. Tego byś nie chciał, co?
Warknąłem pod nosem. Zaśmiała się i pogłaskała mnie po policzku. Natychmiast odepchnąłem jej rękę. Podniosłem się i skierowałem do łazienki. Zimny, półgodzinny prysznic był tym, czego potrzebowałem. Oczyściłem nieco myśli, chociaż o poukładaniu ich nie było mowy. Ubrałem się na luzie. Nie miałem zamiaru cisnąć się w garniturze. Nie dla niej i dla jej rodziny. Czekałem na nią w samochodzie. Miała na sobie wieczorową sukienkę.
- Jak ty wyglądasz? - jęknęła, komentując tym samym moje jeansowe spodnie, białą koszulkę i skórzaną kurtkę.
- Jak ja. - wzruszyłem ramionami.
Roly nie przeszkadzałby mój strój. Przeciwnie. Pewnie zmierzwiłaby moje włosy i powiedziała, że wyglądam świetnie, że podobam jej się takim jakim jestem. Odpaliłem samochód i wrzuciłem pierwszy bieg. Jako, że rodzina Angeli mieszkała daleko, mieliśmy tam zostać na noc. Miałem zamiar się stamtąd zmyć pod byle jakim pretekstem.
Na miejscu wysiadłem z auta z lekkim ociąganiem. Nie chciałem tam być. Miałem zupełnie co innego na głowie niż rodzinne spotkanka. Tym bardziej, że nie należałem do rodziny i nigdy nie zamierzałem należeć.
- Angela! - krzyknęła jej mama i mocno ją ścisnęła - Zayn! - mimowolnie cofnąłem się krok.
Nie chciałem, żeby mnie ściskała. Robiła to przed naszym zerwaniem i wtedy mi to nie przeszkadzało. Teraz miałem to wszystko w dupie. Blondynka obok mnie chrząknęła.
- Miło panią widzieć. - mruknąłem - Myślę, że trochę się zmieniło od mojej ostatniej wizyty.
Pokiwała tylko głową z uśmiechem.
- Rozumiem. Nie będę naciskać.
Zaprowadziła nas do jadalni. Ich dom był ogromny, a przepych wylewał się oknami. Nigdy do tego nie przywyknę. Poza tym Angela, jej dwie starsze siostry i dwóch starszych braci nadal mieszkają w tym domu. Cholera, kto w moim wieku mieszka jeszcze z rodzicami? Ok, jeśli są zmuszeni warunkami finansowymi, czy losową sytuacją, ale ci tutaj mają forsę. Nigdy tego nie pojmę. Usiadłem na drewnianym krześle, uprzednio witając się z wszystkimi, szczególnie z panem domu.
- Pomódlmy się. - zaproponował pan domu.
Ah, zapomniałem wspomnieć. To bardzo wierząca rodzina. Wstałem i po krótkiej modlitwie znów opadłem na krzesło.
- Zayn? - spojrzałem na mamę Angeli - Nie wyglądasz najlepiej.
- Miałem ciężką noc. - odparłem tylko, na co siostry blondynki zachichotały.
Jeśli pomyślały, że ja i ona coś razem... Nie ma opcji! Musiałbym być idiotą.
- A cóż takiego robiłeś? - rzuciła mi przelotne spojrzenie.
Co za wścibska baba.
- Piłem. - mruknąłem nie wzruszony, a wrzawa przy stole ustała.
Czułem na sobie spojrzenia, każdej osoby siedzącej przy stole.
- Co robiłeś? - spytała ponownie.
- Upiłem się. - spojrzałem jej w oczy - Mówiłem, trudna noc.
- Można wiedzieć dlaczego? - kurwa, jeszcze jedno pytanie i wybuchnę.
- Z powodu pani córki. Ale myślę, że to są już nasze prywatne sprawy.
- To nie są wasze prywatne sprawy, bo chodzi o moją córkę! - ryknął ojciec Angeli - Zrobiłeś jej coś?! Pytam, skrzywdziłeś ją?!
Uniosłem tylko lekko brwi i spojrzałem na niego znudzony.
- Ona mnie skrzywdziła.
Wstałem i wyszedłem nie dziękując za zaproszenie na najgorszy obiad, na jakim byłem.





























_______________________________________________________________________
Witam!
Stosunkowo szybko pojawia się rozdział i jak sądzę jest też dość krótki -.-
Muszę przyznać, że ciekawie piszę się inną perspektywę :)
Mam co do tego pytanie: wrócić do Roly czy zostać przy Zaynie?
Sama nie wiem jak poprowadzić tą drugą część, ale przynajmniej trochę się wyjaśniło...
A konkretnie to dlaczego Malik się tak zachował.
Jakieś sugestie?
Do następnego! ;)

4 komentarze:

  1. Super rozdział! Możesz pisać z perspektywy obojga było by super! Jestem ciekawa jak czuje się Roly i co dalej zamierza Zayn. Oby znalazł rozwiązanie tej sytuacji i znowu był z Roly. Czekam na następny! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy next? ����

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń

Proszę zostaw po sobie ślad ;)