wtorek, 7 listopada 2017

27. I tak cię znajdę

Leżałem na łóżku i wpatrywałem się w biały sufit mojej sypialni. Wszystko szło nie tak jak trzeba. Chciałem zmienić moje życie i mój pieprzony los. Ze zwykłego chłopaka stałem się bożyszczem nastolatek, a teraz czuję się jak kryminalista. Mam wielką tajemnicę, którą dzielę się tylko ze swoim "gangiem". Jak kretyńsko to brzmi? Podniosłem się do siadu i powoli wstałem. Musiałem zrobić coś, żeby stan tego cholernego odrętwienia się u mnie skończy. Tylko co? Rozejrzałem się po pokoju mając nadzieję, że znajdę coś co mi pomoże. Że nagle spłynie na mnie mądrość całego świata. Z szafy, którą jeszcze niedawno dzieliłem z Angelą wystawał jakiś karton. Podszedłem tam. Otworzyłem go. Nic ciekawego. Same buty. Napisałem blondynce, żeby po niego przyjechała. Prawie natychmiast do mnie oddzwoniła.
- Otwierałeś ten karton? - spytała ale jakimś dziwnie spiętym głosem.
- Nie. - odparłem.
Coś mi tu nie pasowało.
- Świetnie. - rozluźniła się - Będę za 15 minut. Możesz znieść go na dół.
Zaraz po zakończeniu połączenia ponownie zdjąłem górę. Wyciągnąłem buty. Pod nimi była jakaś teczka. Nie widziałem jej wcześniej przez te szpilki i górę gazet, które dziewczyna tu wpakowała. Otworzyłem ją. Dokumentacja medyczna? Ściągnąłem brwi. Czegoś chyba nie rozumiałem. Przejrzałem papiery i momentalnie wbiło mnie w podłogę. Byliśmy razem tyle czasu, a ona nigdy mi tego nie powiedziała. Świetnie. W tym momencie sama wpakowała się w kłopoty.
Czekałem na nią na dole. Niecierpliwiłem się coraz bardziej. Miałem ochotę coś uderzyć. Nie wiem dlaczego. Czy bardziej przez to że nigdy mi nie powiedziała, czy dlatego ze grała taką idealną. Jak mogłem popełnić tak wielki błąd w życiu i być z kimś takim jak ona? Przestań Malik. Musisz myśleć racjonalnie. Inaczej zginiesz. Racja. Racjonalnie. Poszedłem do gabinetu. Szybko skserowałem dokumenty. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Czułem ze zaraz coś rozniesie mnie od środka. Chyba że ja coś prędzej rozniosę. Otworzyłem. Blondynka z szerokim uśmiechem weszła, nawet na mnie nie patrząc. Wytrzymaj jeszcze Zayn. Rozejrzała się i podeszła do kartonu. Podniosła go.
- Chyba o czymś zapomniałaś. - mruknąłem wyciągając teczkę zza pleców.
Mina jej zrzedła. Była zdziwiona, a potem zrozpaczona. I nawet nie było mi jej szkoda. Nie po tym co zrobiła mi i Roly. Nie po tym co zrobiła sobie. Jak można być takim potworem? Mogła zrobić wszystko tylko nie to. Jest tyle innych wyjść a ona wybrała najgorsze. Nie rozumiałem jak mogłem ją kochać. Jak bardzo pragnąłem mieć ja obok siebie kiedy ona... Nie umiałem nawet znaleźć słów. Byłem tak bardzo wściekły. Bo nie rozumiałem co zrobiła, co nią kierowało i dlaczego to się stało. Była głupia i młoda ale to jej nie tłumaczy.
- Zayn ja ci to... - przerwałem jej.
- Wyjaśnisz? - zakpiłem - Nie musisz. Nie jestem ślepy. Widzę doskonale. Czarno na białym, twoje imię i nazwisko a pod nim nazwa zabiegu.
- To nie tak... Ja... - zaczęła panikować, a we mnie jeszcze bardziej wybierał gniew, bo wiedziałem że nie żałowała.
Bala się tylko o swoją reputację. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
- Ty co? Nie wiedziałaś co robisz? - warknąłem na nią. - Miałaś 16 lat. Chyba byłaś świadoma tej decyzji.
- Zrozum, - spojrzała na mnie błagalnie - to był mój pierwszy chłopak. Kochałam go. A potem zniknął, zostałam sama, a rodzice chcieli wyrzucić mnie z domu. Nie miałam wyjścia.
- Miałaś! - krzyknąłem podchodząc do niej. Skuliła się - Mogłaś odejść.
- Bez pieniędzy? Nie dałabym sobie rady!
A więc o to chodziło. Tylko o pieniądze. O to, żeby mogła żyć komfortowo i w przepychu. Było mi niedobrze kiedy na nią patrzyłem. Była zepsuta. Tak jak cała jej rodzina.
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. - warknąłem jej w twarz - A spróbuj tylko pisnąć słówkiem o Roly, a wszyscy się dowiedzą, że Angela Monro jest niedoszłą matką, bo zabiła własne dziecko.
Blondynka wybiegła z płaczem, a ja usiadłem na podłodze. Sam już nie wiedziałem co robić.

* * *

Siedziałem pod drzwiami jej mieszkania. Nikogo nie było w środku. A przynajmniej tak mi się wydawało. Czekałem. W końcu się w sobie zebrałem. Chciałem wszystko wyjaśnić. Wszystko. Cała tą chorą sytuację. Mimo że nie chciałem jej skrzywdzić, uważałem, że musi znać prawdę. Będę przy niej i nie pozwolę jej się smucić. Nie pozwolę by ludzie ją niszczyli. Będę jeśli tylko mi pozwoli. Padnę na kolana jeśli będę musiał. Byle mnie przyjęła. Przytuliła. Powiedziała, że mnie kocha. Tylko tego chciałem. A może aż tyle po tym co zrobiłem.
Cichy śmiech. Tak dobrze mi znany. Powoli się podniosłem. Chwilę później moim oczom ukazała się ona. Zatrzymała się na przedostatnim stopniu, kiedy mnie zobaczyła. Była wychodzona; była połową poprzedniej siebie. Już wtedy było jej niewiele, więc ile ważyła teraz? Spojrzała na mnie ze strachem, a z jej ust zniknął uśmiech. Bała się mnie? Dlaczego? Dlaczego... Obok niej jak z pod ziemi wyrósł Vin. Rzucił mi krótkie spojrzenie. Nie wiedziałem co miało znaczyć. Al nie podobało mi się to co się działo. Roly się mnie bała, a Vin miał już jakiś plan. Chciałem go poznać, choć domyślałem się, że mi się nie spodoba.
- Idź do mieszkania. - mruknął łagodnie brunet zwracając się do dziewczyny.
Roly rzuciła mi nie pewne spojrzenie i podeszła do drzwi. Chciałem coś powiedzieć, przytulić ją, spytać co się stało, ale czułem, że powinienem stać w miejscu jak Smith. Dlatego nawet nie drgnąłem. Dopiero kiedy Equest zniknęła w swoim mieszkaniu, Vin do mnie podszedł.
- Co ty wyprawiasz?! - warknął na mnie - Jesteś pijany?
- Nie. - zaprzeczyłem od razu - Wypiłem tylko kieliszek wódki żeby mieć odwagę tu przyjść. Vin, ja chcę jej wszytko wyjaśnić.
Na twarzy przyjaciela malowało się teraz zdziwienie. Zniknęła cała złość. Był na mnie wściekły, bo tu przyszedłem, a teraz mi współczuł. Dlaczego? Bo przyszedłem? Chciałem wiedzieć wszystko, wykasować ten feralny dzień, który zdarzył się dwa tygodnie temu. Dla mnie mógł nie istnieć. Wiem, że zawaliłem, ale chciałem to wszystko naprawić. Czułem, że jeszcze nie jest za późno, że jeszcze mogę. Bałem się, że im dłużej będę zwlekał tym bardziej się od siebie oddalimy. Zależało mi na Roly jak na żadnej innej kobiecie do tej pory. Chciałem ją przy moim boku i zachowywałem się jak cholerny egoista, ale to z troski o nią. Czy to nie paradoks?
- To nie jest najlepszy czas. - mruknął brunet, spuszczając głowę.
- Nie będzie lepszego. - mruknąłem - Pozwól mi z nią porozmawiać.
Vin pojrzał na mnie z determinacją w oczach. Nie chciał, żebym z nią rozmawiał? Dlaczego? Przecież to oni cały czas namawiali mnie do powiedzenia prawdy, a kiedy chcę to zrobić, odwodzą mnie od tego pomysłu. Co tu się do cholery dzieję?! Byłem co raz bardziej skołowany. Jakbym wypalił kilka jointów.
- Nie, Zayn. - stwierdził twardo - Ona potrzebuje czasu. 
- Minęły dwa tygodnie... - przerwał mi.
- Nie od tego, Zayn. - jego głos stał się cholernie zimny, jakby nie było go tam ze mną, tylko stał gdzieś indziej, i widział co innego - Dwa dni po waszej kłótni miał miejsce pewien... - odchrząknął - incydent. Roly trafiła do szpitala.
Warknąłem.
- Jess powiedziała mi to samo. Chcę wiedzieć dlaczego. Powiedz mi. - błagałem.
Nie wiedziałem co innego mogę zrobić. Kobieta, którą kochałem cierpiała, a ja stałem z boku i mogłem tylko na to patrzeć. To było niesprawiedliwe. Całe cholerne życie jest niesprawiedliwe!
- Nie mogę. - odparł - Nawet gdybym chciał... - urwał. Znów odchrząknął - Powiem jej, że chciałeś pogadać, ale wątpię, żeby była gotowa na coś więcej, niż to co widziałeś przed chwilą.
Ramiona mi opadły. Więc od teraz mam czekać nad nią pod jej mieszkaniem, żeby choć ją zobaczyć? I nie mogę podejść, dotknąć jej? Dlaczego? Co jest do cholery nie tak? Czego nie widzę? Co znów mi umknęło.
- Poczekaj. - mruknąłem, kiedy łapał za klamkę.
Wyjąłem kartę i długopis z kieszeni. Cholera, przygotowałem się na taki rozwój spraw, choć miałem nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Umiem tylko pisać piosenki, nie denne listy. Więc to co kołatało mi się w głowie, przelałem na papier.

Siedzę z szeroko otwartymi oczami za tymi czterema ścianami, mając nadzieję, że zadzwonisz
To po prostu okrutna egzystencja, tak jakby nie było nadziei w tym wszystkim

Kochanie, Kochanie, czuję się szalony, przez całą noc, całą noc i każdego dnia
Dajesz mi coś, oh, ale nic nie mówisz
Co się ze mną dzieje?

Nie chcę żyć wiecznie, bo wiem, że będę żył na próżno
I nie chcę pasować gdziekolwiek
Chcę wzywać Twoje imię dopóki nie wrócisz do domu

Siedzę z szeroko otwartymi oczami i mam jedną rzecz tkwiącą w mojej głowie
Zastanawiam się czy uniknąłem pocisku, czy po prostu straciłem miłość swojego życia

Kochanie, Kochanie, czuję się szalony, przez całą noc, całą noc i każdego dnia
Dajesz mi coś, oh, ale nic nie mówisz
Co się ze mną dzieje?

Nie chcę żyć wiecznie, bo wiem, że będę żył na próżno
I nie chcę pasować gdziekolwiek
Chcę wzywać Twoje imię dopóki nie wrócisz do domu

Chcę wzywać Twoje imię dopóki nie wrócisz do domu

Westchnąłem cicho. Zgiąłem kartkę na pół i podpisałem ją jej imieniem. Odwróciłem się do bruneta i podałem mu list.
- Przekaż jej to i powiedz, że musi ze mną porozmawiać. Inaczej naprawdę trafię do psychiatryka. - mruknąłem zrezygnowany.
Vin tylko kiwnął głową i zniknął w mieszkaniu.

* * *

Kolejne dni nie przyniosły żadnych skutków. Siedziałem w domu, albo w studiu. Zazwyczaj sam i pisałem. Każdego wieczora czekałem na nią pod domem. I zawsze zachowywała się tak samo. Przystawała przerażona, unikała mojego wzroku. Vin stał tuż koło niej i prosił by weszła do mieszkania. A potem i on znikał. Czasem zamienialiśmy kilka słów, ale najczęściej czułem się tam jak powietrze. 
Co wieczór starałem się nie upić do nieprzytomności, bo moje serce powoli rozrywało się na kawałki. Jedyne co jeszcze sprawiało, że jako tako się trzymałem to nadzieja, że ja i ona... Że Roly kiedyś do mnie wróci. Że będziemy razem. I może zachowuję się jak psychopata, albo aktor grający w komedii romantycznej. Ale chciałem ją odzyskać, bo mi na niej zależało.
Siedziałem na mojej kanapie. Sam. Telewizor był wyłączony. Przypatrywałem się ciemności. Mój dom nie był taki sam jak kiedyś. Teraz wydawał mi się moim więzieniem, choć mogłem z niego wyjść w każdej chwili. Za to mieszkanie Roly było jak twierdza nie do zdobycia. Co zrobić by rozbić mury wokół niego? Co?
Odezwał się mój telefon. Nie miałem ochoty odbierać. Byłem przekonany, że znów dzwoni Jess by sprawdzić w jakiej kondycji jestem. Niechętnie zwlekłem się z łóżka. Zmierzałem w stronę kuchni. Komórka ucichła. I sekundę później znów się odezwała. Zmarszczyłem brwi. Coś było nie tak. Wziąłem telefon. Roly? Natychmiast odebrałem.
- Zayn? Boję się. - szepnęła roztrzęsionym głosem - On tu znowu jest.
- Kto? - spytałem nie rozumiejąc zupełnie nic.
Wpadłem na korytarz i szybko naciągnąłem na stopy pierwsze lepsze buty. Kluczyki. Gdzie je dałem do cholery? Wbiegłem do kuchni.
- Boję się. Tak bardzo się boję. - zaczęła szlochać.
- Spokojnie. - starałem się brzmieć normalnie.
W tym momencie dostrzegłem kluczyki. Szybko je złapałem i wybiegłem z mieszkania.
- Gdzie jesteś? - spytałem, odpalając auto.
- W łazience. Zamknęłam się. - szepnęła - On mnie szuka.
- Roly spokojnie. Za chwilę u ciebie będę, nie rozłączaj się. Słyszysz?
- Tak. - odparła tylko.
Złamałem wszystkie przepisy, gdy próbowałem nie zabić nikogo, kto poruszał się po nocy tą samą drogą co ja. Wyskoczyłem z auta i wbiegłem po schodach. Drzwi do jej mieszkania faktycznie były otwarte. Napisałem do Vina smsa, że ktoś włamał się do mieszkania Roly. Powoli wszedłem do środka. Było ciemno. Skrzypnięcie podłogi. Wydawało mi się, że dobiega z sypialni. Bardzo cicho szedłem w tamtą stronę.
- Skarbie pokaż się. I tak cię znajdę. - to był głos, którego nie znałem.
Jakiś mężczyzna. Jakim prawem zwracał się tak do Roly? Stał obok łóżka. Tyłem do mnie. On był niczego nie świadomy, a ja mocno uderzyłem go w tył głowy. Upadł na kolana. Zamachnął się ręką za siebie. Krzyknąłem. Dopiero teraz dojrzałem, że w dłoni trzyma nóż brudny od mojej krwi. Spojrzał na mnie z uśmiechem. 
- No proszę. Nie tylko ja szukam ten małej... - nie dałem mu dokończyć. Uderzyłem go mocno w twarz i wykręciłem rękę.
Upuścił broń i krzyknął z bólu. Jestem pewien, że złamałem mu rękę. Nie miałem dla niego litości. Biłem go póki nie stracił przytomności. Dopiero wtedy rozejrzałem się za czymś, czym mógłbym go związać. Nie znalazłem nic lepszego niż prześcieradło. Ogarnąłem wzrokiem resztę mieszkania. Wyglądało na to, że był sam. Lub jego wspólnik uciekł. Zamknąłem sypialnię na wszelki wypadek, jeśli tamten jednak by się zbudził. Poprosiłem Vina by zawiadomił policję. 
Łazienka. Zapukałem lekko do drzwi.
- Roly? - starałem się brzmieć najłagodniej jak się dało - To ja. Otwórz. 
Cisza.
- Roly? On cię już nie skrzywdzi. Za chwilę będzie tu policja.
Cichy szmer. Dwa, trzy kroki. Przekręcanie klucza w zamku. Dziewczyna uchyliła lekko drzwi, tak, że mogła na mnie spojrzeć przez niewielką szparę. Była przerażona. Trzęsła się. Nadal płakała.
- Otwórz. - poprosiłem na co zaprzeczyła ruchem głowy - Nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję. Nie dotknę cię, jeśli mi nie pozwolisz.
Spojrzała na mnie niepewnie swoimi dużymi oczami. Popchnęła drzwi i cofnęła się w głąb pomieszczenia zapalając światło. Powoli wszedłem do środka. Adrenalina powoli zeszła z mojego ciała. Poczułem ból w nodze. Przysiadłem na krawędzi wanny i spojrzałem na rozciętą łydkę. Nie wyglądało to najlepiej. Przeniosłem wzrok na Roly. Z przerażeniem lustrowała moją ranę.
- To nic. - mruknąłem.
- Ja... - zaczęła nie pewnie - Ja ci pomogę. Tylko się nie ruszaj. Proszę. - szepnęła słabo.
Kiwnąłem głową. Szatynka niepewnym krokiem podeszła do szafki i wyciągnęła z niej bandaże i nożyczki. Później powoli do mnie podeszła. Ostrożnie rozcięła moje spodnie i zaczęła bandażować ranę. Syknąłem na co odskoczyła. Zacisnąłem mocniej dłonie na wannie i starałem się w żaden sposób jej nie przestraszyć. Zacisnąłem powieki, modląc się by skończyła. Ból narastał. Ale wszystko było warte tego jednego momentu kiedy jej drobna dłoń otarła moje czoło z potu. Potarła moje zarośnięte policzki. Ale kiedy otworzyłem oczy znów stała z dala ode mnie. Jakby to co zrobiła przed chwilą, było błędem.






















____________________________________________________________
Witam, jeśli jeszcze ktoś tu zagląda.
Wiem, że bardzo długo nic nie dodawałam, ale to przez szkołę (i to nie wymówka)
Jestem zła na siebie, że nie znalazłam czasu na dokończenie rozdziału szybciej.
Postaram się teraz pisać z telefonu, powinnam wtedy szybciej kończyć rozdziały.
Jeśli nadal tu jesteś zostaw coś po sobie ;)
Do następnego!

4 komentarze:

  1. Co sie dzieje w tym rozdziale! Szok! Rozdział mega. Nie moge sie doczekać następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy next?? ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się wyrobić do jutra ;)

      Usuń
    2. Cudownie nie moge sie doczekać ❤️

      Usuń

Proszę zostaw po sobie ślad ;)