środa, 27 grudnia 2017

28. Tak bardzo boli...

Policja przyjechała na miejsce jeszcze zanim pojawił się Vin. Próbowałem zająć całą ich uwagę, żeby ani jeden mężczyzna, ani drugi nie zbliżyli się do Roly. Widziałem z jaką nieufnością na nich patrzyła i nie wiedziałem w jaki sposób mogę ją wesprzeć. Przecie nawet nie mogłem jej dotknąć. Policjanci chcieli wezwać karetkę. Nie zgodziłem się. Wolałem sam pojechać do szpitala, chociaż nie miałem pojęcia jak to zrobię z ranną nogą. Nie jestem na tyle szalony by pchać się za kółko w takim stanie. Co teraz Zayn? Pojęcia nie mam. Jeden z funkcjonariuszy chciał zamienić kilka słów z Roly. Stanąłem mu na drodze. Powiedziałem tylko, że jest zbyt przerażona, a płeć przeciwna sprawia, że dziewczyna jeszcze bardziej panikuje. Odpuścił dopiero, gdy poprosiłem by poczekał na Vina. Przy nim będzie się mniej bała. To cholernie bolało, ale nie mogłem zrobić nic innego.
Smith wpadł przez otwarte drzwi i natychmiast znalazł spojrzeniem Roly. Podbiegła do niego i mocno się przytuliła. Zakuło mnie coś w sercu. Z tego wszystkiego roztrzaskałem wazon, który stał na szafce. Warknąłem pod nosem. Byłem co raz bardziej zirytowany. Chyba powinienem się zmyć. Ale nagle wszyscy przypomnieli sobie o mojej obecności. Policjant nalegał, żeby wsadzić mnie do ambulansu, a ja się z nim kłóciłem. Vin próbował mnie przekonać. Drugi policjant stwierdził, że włączy się do rozmowy, a ja już kurwa nie wiedziałem co robić i myślałem, że szlag mnie trafi. Los jednak przyszykował dla mnie niespodziankę i pojawił się ktoś, kto wyrywa mnie ze szponów tych nachalnych kretynów.
- Może my go zawieziemy? - mruknęła cicho Roly, zerkając niepewnie na Vina.
Myślę, że Smith był tak samo zaskoczony jak ja. No nie spodziewałbym się tego po niej. Nie po tym wszystkim co się stało. Nie rozumiałem tego co się działo wokół mnie. Czułem się jak na haju, jakbym spał i zaraz miał się wybudzić, coś jak trans.
Vin już chciał przytknąć, ale musiałem się wtrącić. Jasne, że chciałem być bliżej niej, ale nie kosztem tego, że będzie się męczyć.
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł. - mruknąłem najspokojniej jak potrafiłem, ale zacisnąłem ręce w pięści - Poradzę sobie. Mogę wziąć taksówkę...
- Nalegam. - szepnęła nie patrząc na mnie.
Poddałem się. Skoro odezwała się drugi raz, miałem nadzieję, że wie co robi. 
Zostawiliśmy gliniarzy samych w mieszkaniu, kiedy pozwolili nam już iść. Zrobili to w miarę szybko, bo nie mogli mieć mnie na sumieniu, a traciłem jak by nie było bardzo ważną krew, prawda? Wpakowałem się na tylne siedzenie auta. Położyłem się tam i zamknąłem oczy. Potrzebowałem odpoczynku od tego wszystkiego. Może powinienem wrócić do domu, do Bradford? Tęskniłem za rodziną. Dawno się nie widzieliśmy. Święta były jak pstryknięcie palcami. Westchnąłem cicho.
- Opatrzyłaś go? - do moich uszu doszedł cichy szept z przodu.
- Nie mogłam go zostawić. - słaby głos.
Ścisnęła mnie w gardle. Jak mogłem do tego dopuścić.
- Wiesz, że on musi się o wszystkim dowiedzieć. - Kevin brzmiał naprawdę poważnie.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz zwrócił się do kogokolwiek z nas takim tonem. To oznaczało sprawę naprawdę sporej jak nie wielkiej wagi.
- Nie. - szepnęła twardo - Nie musi o niczym wiedzieć. Ma swoje życie, którego nie jestem częścią.
- Roly on co dzień przychodzi pod twoje mieszkanie. Zachowujesz się jakbyś go w ogóle nie widziała, choć widzę jak bardzo paraliżuje cię jego obecność i doskonale wiem dlaczego.
- Nie wiesz. - syknęła.
- Nie? - nie musiałem otwierać oczy, żeby wiedzieć, że Vin patrzy na nią z uniesioną brwią - Boisz się, bo chcesz mieć go blisko, ale nie wiesz czy twoja psychika sobie z tym poradzi. Wiem, że nadal go kochasz.
- Gówno wiesz Vin. - szepnęła cicho - Ja mu oddałam swoje serce...
- Więc jednak coś wiem Roly. - złagodniał - Jeśli mu o wszystkim powiesz macie szansę na nowy start. 
- Tak? - warknęła jednocześnie bliska płaczu i rozgoryczona - Znienawidzi mnie za to. Sama siebie za to nienawidzę. Nie umiem tak rozumiesz? - rozpłakała się.
Nie mogłem tego dłużej słuchać. Powoli się podniosłem. Zerknąłem w lusterko. Vin rzucił mi krótkie spojrzenie. Wiedział, że będę słuchać. Chciałem wiedzieć wszystko, ale nie miałem zamiaru naciskać. Nie teraz. Ona potrzebowała chwili oddechu. A przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Daleko jeszcze? - spytałem, na co Roly podskoczyła na przednim siedzeniu - Przepraszam. - mruknąłem cicho.
- Już jesteśmy. - odparł Vin i zaparkował auta jak najbliżej budynku.
- Dzięki za podwózkę. - rzuciłem wychodząc.
- Przecież cię nie zostawimy. - Smith wysiadł równocześnie ze mną.
Założył sobie moją rękę na ramiona i pozwolił mi się na sobie oprzeć.
- Dzięki stary. - mruknąłem ciężko oddychając - To chyba jednak trochę daje mi w kość.
- Widzę. - mruknął - Postaram się, żeby zatrzymali cię na noc na obserwację.
- Nie ma mowy. - warknąłem ostrożnie stawiając kroki - Nie mam zamiaru siedzieć tam sam bez dostępu do alkoholu i możliwości rozjebania wszystkiego dookoła.
- Nie martw się. - rzucił przyjaciel - Roly z tobą zostanie.
Myślałem, że padnę, gdy to usłyszałem. Nie mogłam zobaczyć reakcji kobiety kroczącej za mną. Miałem tylko nadzieję, że nie ucieknie. Nie rozumiałem po co Smith ją w to wpakował. Nalegał, żebym odpuścił, a teraz sam ją na mnie skazuje. Czy myśli, że nadszedł już czas, żebyśmy pogadali? Trochę mnie to wszystko przerastało. Starałem się być dla niej. Nie wiem tylko czy potrafiłem. Wszystko skomplikowało się tak nagle, a ja nie mogłem zrozumieć. Nie pojmowałem świata dookoła mnie. Chciałem się napić.
Vin pomógł mi usiąść na kozetce. Czekaliśmy na przyjście lekarza. W tym czasie pielęgniarka kazała mi się położyć i chciała wyprosić moich... przyjaciół. Zaprzeczyłem. Wolałem by zostali przy mnie. Chociaż Vin. Chociaż Roly... Wpatrywałem się w biały sufit i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że w dupie miałem to co mówił do mnie lekarz. Bolało jak cholera kiedy naciągał moją skórę i jeszcze pytał czy wszystko w porządku. Miałem ochotę ostro mu przypierdolić. Znów miałem problemy z agresją. Odkąd Roly przy mnie nie ma. Nie było najlepiej. Zresztą Vin pewnie o wszystkim wie. Jess musiała mu już o tym opowiedzieć - jak zdemolowałem mieszkanie. Musiałem się jakoś wyładować. Inaczej zamkną mnie w psychiatryku. Nie wyrobię.
Kiedy lekarz się odsunął dziękowałem bogu. Miałem już dość na dziś. Podniosłem się do siadu i spuściłem nogi na podłogę. Skrzywiłem się z bólu. Oparłem ciężar ciała na zdrowej nodze. Cholera. Musiałem to zamaskować. Inaczej te hieny rozniosą wszystko w prasie i będę sensacją brukowców. Nie miałem na to ochoty. Dopiero co dowiedzieli się o moim zerwaniu z Angelą. Ponownym. Już byłem na pierwszych stronach. Na razie tego miałem dość. Chcieli ode mnie komentarze i jedyne co dostali to, że nie chcę by wtrącali się w moje prywatne sprawy i życie rodzinne. Po tym zaczęli snuć przypuszczenia, że modelka jest w ciąży. Myślałem, że szlag mnie trafi. Ja z nią? Nigdy nie chciałbym, żeby ktoś taki jak ona miał ze mną dziecko. Ona nie byłoby co prawda niczemu winne. Ale ona... Nawet ciężko mi się o tym myśli.
Vin rozmawiał z lekarzem. Pewnie chciał, żeby mnie zatrzymali na obserwacji. Miałem nadzieję, że nic z tego nie wyjdzie. Nie miałem ochoty nocować w szpitalu. Wolałem własne łóżko i dlatego postanowiłem się wtrącić.
- Poradzę sobie. Jak tylko odtransportują mnie do domu to zalegnę w łóżku.
- Powinieneś zostać. - mruknęła Roly.
Uniosłem brew i spojrzałem na Vina. Kiwnął głową. Miałem zamiar zagrać jego taktyką.
- Skoro tak ci zależy to zostań u mnie na noc. Będziesz mnie miała na oku.

* * *

To cholerne szaleństwo, ale się zgodziła. Nie wiedziałem dlaczego. Widziałem tylko jak się boi tego, że jesteśmy sami w jednym pokoju. Nie miałam zamiaru jej katować.
- Możesz położyć się w mojej sypialni. - mruknąłem - I tak miałem zamiar spędzić noc przed telewizorem.
Ułożyłem się wygodnie na kanapie. Ona jednak patrzyła na mnie ze ściągniętymi brwiami i zmarszczonym czołem. Wywróciłem oczami.
- Jeśli ci to pomoże, to możemy zostawić telefony na czacie video i ustawimy je tak, że będziemy siebie widzieć. Nie będziesz musiała ze mną siedzieć.
- To nie tak... - zaczęła cicho.
- To jest tak Roly. - mruknąłem - Rani cię sama moja obecność i uwierz, że mnie twoja również.
W jej oczach zalśniły łzy. Musiałem jej to powiedzieć. Szepnęła tylko, że będzie na górze. Westchnąłem i ustawiłem telefon na stoliku. Totalnie go olewałem i skakałem po kanałach. Po jakichś 15 minutach Roly się podłączyła. Zostawiła komórkę na szafce nocnej. Kiedy układała się na moim łóżku, ostrzegłem, że ma na sobie moją koszulkę. Dlaczego? Położyła się tyłem "do mnie" i wtuliła w poduszkę. Widziałem jak drży jej ciało. Po chwili usłyszałem cichy szloch.
- Roly... - zacząłem cicho.
- Przejdzie mi. - mruknęła zachrypniętym głosem.
To oznaczało, że odkąd tylko zostawiła mnie samego płakała. Westchnąłem. Co miałem zrobić? Jeśli tylko do niej pójdę będzie jeszcze gorzej.
- Porozmawiaj ze mną. - poprosiłem - Dlaczego płaczesz?
- Ja nie chcę... - zdławiła się płaczę - Nie chcę cię ranić... - gwałtownie łapała oddechy - To nie tak... Ja się boję... Ja nie chcę...
- Hej. - mruknąłem - Spokojnie. Spójrz na mnie. Roly, odwróć się do mnie przodem. - zaprzeczyła ruchem głowy i nadal szlochała - Roly. Między mną i Angelą... To było na pokaz. Zrobiłem to, żeby cię chronić. Nie chciałem cię skrzywdzić i nie chciałem cię zostawić. Słyszysz? Ja... - przerwała mi.
- To nie ma znaczenia. Ty mnie... nienawidzisz.
Zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem. Dlaczego miałem ją nienawidzić?
- Co ty mówisz? - mruknąłem - Przecież ja cię... - przerwała mi.
- Straciłam je... rozumiesz?
Odwróciła się w końcu, a mi zaparło dech w piersiach. Była zapłakana. Wyglądała jak zjawa. Miała czerwone oczy i przestraszony wzrok. Jednocześnie widziałem jej rozpacz. I nie rozumiałem.
- Je? O czym ty mówisz? Roly...
Pokręciła głową i wplotła swoje dłonie we włosy. Była jak w transie. Zaczęła się bujać, mrucząc coś pod nosem i płacząc. Ni zwracałem uwagi na nic. Pokonałem schody z prędkością światła i wszedłem powoli do mojej sypialni. Ona nawet na mnie nie spojrzała.
- Roly... - szepnąłem.
Podszedłem bliżej. siadłem obok.
- Roly...
- Nie ma go, rozumiesz?! - zaczęła mnie okładać pięściami - Nie ma! To moja wina! Moja! To przeze mnie! A ty mnie nienawidzisz!
Mocno złapałem jej ręce i przyciągnąłem jej ciało do swojego. Chwilę to zajęło, ale w końcu odpuściła. Przestała się wyrywać. Tylko płakała. Mocno się do mnie przytuliła. Kurczowo trzymała się mojej koszulki, jakbym miał zaraz zniknąć. A ja nadal nie rozumiałem. Bałem się jakkolwiek przemieścić dłonie, które delikatnie ułożyłem na jej plecach.
- Jesteś przy mnie bezpieczna Roly. - szepnąłem - I nie masz racji. Nigdy, ale to nigdy nie będę cię nienawidził. Kocham cię Roly.
Nie spodziewałem się takiej reakcji. Była już spokojna, ale po tym co powiedziałem, zaczęła płakać. Jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Nic nie rozumiesz! - warknęła na mnie i spojrzała w moje spokojne oczy swoimi przestraszonymi i zrozpaczonymi oczami - Nie możesz mnie kochać! Nie możesz!
- Mogę. - odgarnąłem jej kosmyk włosów z zapłakanej twarzy. Spojrzała na mnie wstrzymując oddech - I to robię. Nie możesz mi tego zabronić.
- Przestaniesz. Przestaniesz jak się dowiesz!
Schowała twarz w moich ramionach. Cholera. Zacząłem się bać. Co zrobiła? Przecież... Nie zdradzała mnie. Nie... Roly by tego nie zrobiła. To się wydarzyło po naszym rozstaniu. Więc co?
- Powiedz mi. - pogłaskałem ją po policzku.
Odepchnęła moją rękę. Była przy tym naprawdę agresywna. Jakby się broniła przed moim dotykiem. Odsunęła się ode mnie i nieprzytomnie rozejrzała po pokoju. Spojrzała na mnie ze strachem i zacisnęła ręce na kołdrze.
- Obiecałeś, że mnie nie dotkniesz. - roztrzęsiona wycelowała we mnie palcem - Obiecałeś.
- Roly nie zrobiłem ci krzywdy.
- To bolało. - szepnęła spuszczając wzrok - Twój dotyk... To bolało! - rzuciła poduszką gdzieś w kąt.
- Roly przestań. - złapałem ją za rękę, a ona zaczęła krzyczeć.
Wyrywała się i szarpała. Podrapała mnie do krwi. Puściłem ją. Natychmiast się odsunęła i skuliła w rogu łóżka.
- Nie dotykaj. - szepnęła - To boli. Tak bardzo boli... - i znów zaczęła płakać.
Podniosłem się i odszedłem do drzwi. Mnie też bolało. Że nie mogłem nic zrobić. Mogłem tylko patrzeć na nią, kiedy się zadręcza, kiedy jej psychika powoli nie daje sobie rady. Szybko wybrałem numer.
- Co...? - usłyszałem senny głos po drugiej stronie.
- Przyjedź, bo kurwa nie wiem co się stało. Miała jakiś cholerny atak, a ja nawet nie mogę jej dotknąć. Mówi, że ją to boli. Co jest do cholery Vin?! - syknąłem.
- Miej ją na oku. Może sobie zrobić krzywdę. Za chwilę będę.
Rozłączył się, a ja zupełnie nie wiedziałem co robić. Patrzyłem jak moja miłość, moje serce powoli się wykańcza. I nic nie umiałem na to poradzić.





















_______________________________________________
Taki dramat na po świętach? Hm... tak akurat wyszło. Nie planowałam tego!
Naprawdę w planach miałam oddanie rozdziału dużo wcześniej, ale mój plan nie wypalił.
Muszę bardziej się starać. Ale myślę, że i tak nie jest źle. No dobra, po sprawdzeniu daty publikacji ostatniego rozdziału, stwierdzam, że jednak jest źle. Postaram się coś jeszcze stworzyć i dodać jak najszybciej. Nie mam nic na swoją obronę :(
Mam jednak nadzieję, że ktoś jeszcze tu zagląda :)

3 komentarze:

Proszę zostaw po sobie ślad ;)