Niestety muszę bloga zawiesić. Myślałam, że będę tu wpadać i co jakiś czas pojawi się rozdział. Jednak nie ciągnie mnie już do tego opowiadania. Może powinnam skończyć je wcześniej. Tymczasem może pojawi się jakiś blog, ale zupełnie inny od moich poprzednich. Dziękuję tym, którzy tu ze mną byli :)
Little Trouble
Be my inspiration
niedziela, 11 listopada 2018
niedziela, 27 maja 2018
30. Gdzie ona jest?
- Zayn.
Olałem to, że ktoś mnie woła. Albo nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Czułem się jak naćpany. Wszystko się wali, a ja nic nie mogę zrobić. Cały czas o niej myślałem. O tym, że mnie zostawia. Co miałem robić? Jak miałem ją chronić? Przecież ona mnie już kurwa nie chce. Ogarnij się człowieku. Powiedziała, że musi odpocząć. Ja kurwa też. Tylko chciałem odpoczywać z nią.
- Zayn.
- Pierdol się. - warknąłem.
Nie miałem siły z nikim rozmawiać. Jeździłem palcem po krawędzi szklanki. Upiłem kolejny łyk jebanego piwa. Jak wróciłem do domu mój barek był pusty. Ciekawe kto się nim zajął. Miałem na oku kilku podejrzanych. Nie chciało mi się tylko z nimi gadać.
Mocne szarpnięcie nieco mnie ocuciło. Rozejrzałem się. Ktoś mocno pchnął mnie z powrotem na kanapę. Wylądowałem na podłodze. Warknąłem pod nosem, czując, że zraniona noga daje o sobie znać. Co za kurwa jebaniec nie ma uczuć i rzuca mną jak szmacianą lalką?! Podniosłem wzrok. No tak. Vin.
- Wstawaj. - warknął - Idź wziąć prysznic, bo wali od ciebie na kilometr. Jak doprowadzisz się do porządku to pogadamy.
- Nie będę z tobą rozmawiał. - odwarknąłem.
- To się kurwa niczego nie dowiesz.
Wyszedł i zostawił mnie samego. Może gdybym nie pił, szybciej dotarłoby do mnie to co powiedział. Długo musiałem się zastanawiać o co mu chodzi. W końcu wpadłem na dobrą odpowiedź. Roly. Zerwałem się na równe nogi i poszedłem pod prysznic. Zajął mi mniej niż 5 minut. Strzeliłem sobie mocny policzek. Podziałało jak trzeba. Wciągnąłem na siebie czysty dres i zszedłem powoli na dół. Smith siedział w kuchni i pił kawę. Nawet na mnie nie spojrzał kiedy wszedłem. Wyciągnąłem kubek z szafki i wlałem sobie trochę ciepłego napoju. To powinno dać mi jako takiego kopa.
- Co ci powiedziała zanim zachowałeś się jak ostatni chuj?
Co kurwa?!
- A co ty byś kurwa zrobił na moim miejscu?! Było już kurwa dobrze i ona mi mówi, że wyjeżdża! Jak miałem zareagować?! Przytknąć?!
- Tak! - krzyknął - Powinieneś kurwa dziękować Bogu, że ona jeszcze żyje, pierdolony kretynie!
Co?
- Dokładnie to co słyszysz. - warknął na mnie Vin.
Widziałem, że jest wściekły. Wyglądał jakby miał mnie za chwilę rozszarpać. Mimowolnie usiadłem. Dobrze, że trafiłem na krzesło. Gdyby go tam nie było, wylądowałbym na podłodze. Mój zaćmiony jeszcze umysł próbował zrozumieć agresywną postawę Smitha i to co do mnie mówił. Starałem się. Ale cholernie opornie mi szło.
Smith przetarł twarz dłonią. Przeszedł się w tę i z powrotem.
- Słuchaj mnie uważnie, bo ode mnie usłyszysz to tylko raz. - ucichł na chwilę - Najlepiej mi kurwa nie przerywaj. - słyszałem jak jest mu ciężko i narastał we mnie co raz większy strach przed tym, czego nie wiedziałem - Byłem przy niej cały czas. Jak z nią zerwałeś to totalnie się załamała. Chciała się jakoś ogarnąć. Próbowała. I zachorowała. A przynajmniej tak myśleliśmy. Okazało się, że jest w ciąży. Znowu się załamała. Bała się jak sobie poradzi sama z dzieckiem, nie będzie mogła pracować... I nim dobrze zdążyła się nad wszystkim zastanowić w jej życiu pojawił się ten skurwiel. Wracała kurwa od lekarza. Było ciemno. Chciała być sama. Nie pozwoliła nikomu z nią iść, a wszyscy pytaliśmy. To była... kurwa... Martwiłem się o nią. Nie odbierała. Znalazłem ją w mieszkaniu. Siedziała w wannie i płakała. Wszędzie była krew. Zabrałem ją do szpitala. Ten jebany skurwiel skrzywdził ją w najgorszy sposób, rozumiesz? A jej lekarz powiedział, że poroniła. Nie mogła się z tego otrząsnąć. W ogóle. Dwa razy próbowała się zabić, rozumiesz? To był kurwa cud, że ona nadal oddychała. W jakiś sposób... po prostu po spotkaniu z tobą coś w niej pękło. Chce znowu żyć. Podejrzewam, że dla ciebie. Więc kurwa z łaski swojej, nie rób więcej nic tak głupiego!
Miałem w dupie to co powiedział na końcu. Od dłuższego czasu siedziałem tam i płakałem jak dziecko. Ktoś skrzywdził tak bardzo kobietę, którą kochałem, a ja nie mogłem przy niej być. Kurwa... Zostawiłem ją. Była sama z tym gównem. Poczułem dłoń Vina na ramieniu.
- Daj jej kilka dni. Potem do niej pojedź.
- Jak ja mam jej spojrzeć w oczy? - spytałem słabo.
Westchnął.
- Normalnie. Ona już nie liczyła na nic z twojej strony. Jest szczęśliwa, że ci zależy. Powiedziała mi to.
Co to kurwa zmienia? Nawaliłem. Nie było mnie przy niej kiedy powinienem być. A potem zachowywałem się jak jebany skurwiel. Co ona musi teraz myśleć? Co...?
- Zayn! - Vin sprowadził mnie na ziemię - Ona naprawdę cię potrzebuje. Stary pozbieraj się. Rozmawiałem z nią przed samym wyjazdem. Powiedziała, że boi się, że cię straci przez to, że wyjeżdża. Jess też z nią rozmawiała. Z resztą, myślę, że to ona powinna ci to powiedzieć.
W drzwiach pojawiła się dziewczyna. Posłałą mi smutny uśmiech. Dawno się z nią nie widziałem. Nie pamiętam kiedy z kimkolwiek z nich się widziałem. Byłem chujowym kumplem. Nie mogli trafić na gorszego. Miałem dobrych przyjaciół. Najlepszych.
- Cześć Malik. - mruknęła i usiadła na przeciwko mnie - Świetnie wyglądasz.
- Dzięki Jess. - mruknąłem cicho - Przepraszam... Ja... I ciebie Vin. Ja kurwa... - nie mogłem nic powiedzieć.
Dziewczyna mi przerwała.
- Tak Zayn. Ty kurwa, ja Jess. Na tym zostańmy. - przyznam, że uśmiechnąłem się na to co powiedziała. Nie pamiętałem kiedy ostatnio szczerze wykonałem ten gest - A wracając do naszej małej uciekinierki. Rozmawiała ze mną. Nie zakazała mi powiedzieć tego tobie, więc pomyślałam, że dobrze będzie jeśli się dowiesz. Po spotkaniu z tobą... Była roztrzęsiona. Chciała twojej obecności... fizycznej bliskości. Powiedziała, że każdy twój dotyk ją pali. Boi się. Zayn, oddychaj. - chyba musiała zobaczyć moją przerażoną minę. To prawda, zapomniałem o oddychaniu - Reaguje tak na każdego faceta. Nawet gorzej. Paul nie może z nią przebywać w tym samym pomieszczeniu. Toleruje tylko Vina i ciebie. Daj jej trochę czasu. Nich poukłada sobie wszystko w głowie. Ona cię kocha.
Cholera. Ja ją też. Mocno. Na życie. I potrzebuje jej. Jestem cholernie samolubny. Ale taka jest prawda. Bez niej moje życie jest niepełne. Mogliśmy mieć dziecko. Jeszcze możemy mieć dziecko. Chce mieć z nią dziecko. Muszę jej pokazać, że nie musi się mnie bać, że ją kocham i nigdy jej nie skrzywdzę. Tylko kurwa, jak? Zamknąłem na chwilę oczy. Pomyśl Malik. Co ty kurwa obiecałeś jej ojcu? Schrzaniłeś sprawę. Spierdoliłeś. A wszystko przez to, że się w niej zakochałeś. Chyba powinieneś powiedzieć jej prawdę. Ale nie teraz. Niech trochę dojdzie do siebie. Wtedy z nią porozmawiam. Szczerze. Bez żadnych tajemnic. Westchnąłem głęboko.
- Gdzie ona jest? - spytałem, na co Vin i Jess się uśmiechnęli.
- Dokładnie to co słyszysz. - warknął na mnie Vin.
Widziałem, że jest wściekły. Wyglądał jakby miał mnie za chwilę rozszarpać. Mimowolnie usiadłem. Dobrze, że trafiłem na krzesło. Gdyby go tam nie było, wylądowałbym na podłodze. Mój zaćmiony jeszcze umysł próbował zrozumieć agresywną postawę Smitha i to co do mnie mówił. Starałem się. Ale cholernie opornie mi szło.
Smith przetarł twarz dłonią. Przeszedł się w tę i z powrotem.
- Słuchaj mnie uważnie, bo ode mnie usłyszysz to tylko raz. - ucichł na chwilę - Najlepiej mi kurwa nie przerywaj. - słyszałem jak jest mu ciężko i narastał we mnie co raz większy strach przed tym, czego nie wiedziałem - Byłem przy niej cały czas. Jak z nią zerwałeś to totalnie się załamała. Chciała się jakoś ogarnąć. Próbowała. I zachorowała. A przynajmniej tak myśleliśmy. Okazało się, że jest w ciąży. Znowu się załamała. Bała się jak sobie poradzi sama z dzieckiem, nie będzie mogła pracować... I nim dobrze zdążyła się nad wszystkim zastanowić w jej życiu pojawił się ten skurwiel. Wracała kurwa od lekarza. Było ciemno. Chciała być sama. Nie pozwoliła nikomu z nią iść, a wszyscy pytaliśmy. To była... kurwa... Martwiłem się o nią. Nie odbierała. Znalazłem ją w mieszkaniu. Siedziała w wannie i płakała. Wszędzie była krew. Zabrałem ją do szpitala. Ten jebany skurwiel skrzywdził ją w najgorszy sposób, rozumiesz? A jej lekarz powiedział, że poroniła. Nie mogła się z tego otrząsnąć. W ogóle. Dwa razy próbowała się zabić, rozumiesz? To był kurwa cud, że ona nadal oddychała. W jakiś sposób... po prostu po spotkaniu z tobą coś w niej pękło. Chce znowu żyć. Podejrzewam, że dla ciebie. Więc kurwa z łaski swojej, nie rób więcej nic tak głupiego!
Miałem w dupie to co powiedział na końcu. Od dłuższego czasu siedziałem tam i płakałem jak dziecko. Ktoś skrzywdził tak bardzo kobietę, którą kochałem, a ja nie mogłem przy niej być. Kurwa... Zostawiłem ją. Była sama z tym gównem. Poczułem dłoń Vina na ramieniu.
- Daj jej kilka dni. Potem do niej pojedź.
- Jak ja mam jej spojrzeć w oczy? - spytałem słabo.
Westchnął.
- Normalnie. Ona już nie liczyła na nic z twojej strony. Jest szczęśliwa, że ci zależy. Powiedziała mi to.
Co to kurwa zmienia? Nawaliłem. Nie było mnie przy niej kiedy powinienem być. A potem zachowywałem się jak jebany skurwiel. Co ona musi teraz myśleć? Co...?
- Zayn! - Vin sprowadził mnie na ziemię - Ona naprawdę cię potrzebuje. Stary pozbieraj się. Rozmawiałem z nią przed samym wyjazdem. Powiedziała, że boi się, że cię straci przez to, że wyjeżdża. Jess też z nią rozmawiała. Z resztą, myślę, że to ona powinna ci to powiedzieć.
W drzwiach pojawiła się dziewczyna. Posłałą mi smutny uśmiech. Dawno się z nią nie widziałem. Nie pamiętam kiedy z kimkolwiek z nich się widziałem. Byłem chujowym kumplem. Nie mogli trafić na gorszego. Miałem dobrych przyjaciół. Najlepszych.
- Cześć Malik. - mruknęła i usiadła na przeciwko mnie - Świetnie wyglądasz.
- Dzięki Jess. - mruknąłem cicho - Przepraszam... Ja... I ciebie Vin. Ja kurwa... - nie mogłem nic powiedzieć.
Dziewczyna mi przerwała.
- Tak Zayn. Ty kurwa, ja Jess. Na tym zostańmy. - przyznam, że uśmiechnąłem się na to co powiedziała. Nie pamiętałem kiedy ostatnio szczerze wykonałem ten gest - A wracając do naszej małej uciekinierki. Rozmawiała ze mną. Nie zakazała mi powiedzieć tego tobie, więc pomyślałam, że dobrze będzie jeśli się dowiesz. Po spotkaniu z tobą... Była roztrzęsiona. Chciała twojej obecności... fizycznej bliskości. Powiedziała, że każdy twój dotyk ją pali. Boi się. Zayn, oddychaj. - chyba musiała zobaczyć moją przerażoną minę. To prawda, zapomniałem o oddychaniu - Reaguje tak na każdego faceta. Nawet gorzej. Paul nie może z nią przebywać w tym samym pomieszczeniu. Toleruje tylko Vina i ciebie. Daj jej trochę czasu. Nich poukłada sobie wszystko w głowie. Ona cię kocha.
Cholera. Ja ją też. Mocno. Na życie. I potrzebuje jej. Jestem cholernie samolubny. Ale taka jest prawda. Bez niej moje życie jest niepełne. Mogliśmy mieć dziecko. Jeszcze możemy mieć dziecko. Chce mieć z nią dziecko. Muszę jej pokazać, że nie musi się mnie bać, że ją kocham i nigdy jej nie skrzywdzę. Tylko kurwa, jak? Zamknąłem na chwilę oczy. Pomyśl Malik. Co ty kurwa obiecałeś jej ojcu? Schrzaniłeś sprawę. Spierdoliłeś. A wszystko przez to, że się w niej zakochałeś. Chyba powinieneś powiedzieć jej prawdę. Ale nie teraz. Niech trochę dojdzie do siebie. Wtedy z nią porozmawiam. Szczerze. Bez żadnych tajemnic. Westchnąłem głęboko.
- Gdzie ona jest? - spytałem, na co Vin i Jess się uśmiechnęli.
* * *
Próbowałem przygotować się na to wszystko psychicznie, przemyśleć jak to wszystko rozegram, co zrobię. Nie miałem zamiaru pojechać i powiedzieć: o to jestem. Co jej po tym, że kurwa jestem?! Wcześniej też byłem... Chciałem, żeby czuła moją obecność, ale żeby się nie bała. Jeśli przeraża ją kontakt fizyczny to powinienem to rozwiązać inaczej. W głowie tworzył mi się plan kiedy siedziałem w samolocie. Patrzyłem przez okno jak świat staje się mniejszy, aż wyrównaliśmy lot na 10 kilometrach powyżej ziemi. W ręku miałem długopis a na kolanach zeszyt. Wiedziałem, że to jedyny sposób, żeby poradzić sobie z emocjami. To jak mój publiczny pamiętnik. Piszę o swoich uczuciach i wszyscy się o tym dowiedzą, bo to będzie moja kolejna piosenka. Ale to jest mój sposób na życie.
_________________________________________________________________________
Cześć wszystkim, jeśli ktoś jeszcze tu jest :)
Wiem, że miałam bardzo długo przerwę, ale szkoła dała mi nieźle w kość. Ostatnio nie miałam nawet wolnej chwili, cały czas musiałam się na coś uczyć. Dzisiaj miałam pierwszy dzień od dawna, w którym mogłam nic nie robić i było wspaniale :D pomyślałam, że z tej okazji wrócę i to już na stałe. Więc rozdział przynajmniej raz w miesiącu powinien się pojawić :D mam nadzieję, że jako, że zbliża się koniec roku szkolnego, dam radę pisać częściej :)
To tyle ode mnie ;) do następnego!
czwartek, 8 lutego 2018
29. Nie mogę ci tego powiedzieć
Vin nie zabrał Roly do domu tak jak sugerowałem. Zaczął z nią rozmawiać u mnie, co więcej przy mnie. Siedziałem na fotelu oddalonym nieco od łóżka. Jak miałem się zachowywać? Co robić? Bałem się, że jakkolwiek nie drgnę, ona będzie przerażona i znów wpadnie w histerię.
- Roly, co się stało? - spytał Vin, bardzo spokojnie, trzymając ją za rękę.
- On powiedział, że mnie kocha. - mruknęła - Ja... On nie może. - zaczęła znów płakać - On chce mnie dotknąć. To boli. - zaczęła głośniej szlochać.
Kevin mocno ją do siebie przytulił. Znów coś mnie zakuło w piersi. Zacisnąłem dłonie w pięści. To cholerna zazdrość. Chciałem móc być przy niej. Ale pieprzony los mi na to nie pozwalał! Spojrzałem na Vina.
- Roly... Powiedzi mu. - zwrócił się do dziewczyny, zaczęła panicznie kręcić głową - On i tak się dowie, rozumiesz? Ja mu powiem. Myślę, że lepiej jeśli ty to zrobisz.
- Nie. - zaprzeczyła, na co Kevin odwrócił się w moją stronę. Roly mocno złapała go za rękę - Nie rób tego. Błagam. Nie musi wiedzieć.
- Musi Roly. - pogłaskał ją delikatnie po policzku - On cię kocha. On chce z tobą nowego startu. A ty chcesz?
Cisza. Boląca, głucha cisza. Jak miałem ją odebrać? Bo odebrałem jako przeczenie. Nie chciałem dłużej tego słuchać. Gwałtownie się podniosłem i wyszedłem. Zbiegłem po schodach i zacząłem się ubierać. Naciągnąłem buty na stopy i sięgnąłem po kurtkę.
- Zayn! Zayn! - słyszałem jej głos, ale nie miałem zamiaru niczego więcej wysłuchiwać ze zrozumieniem.
Złapałem za klamkę.
- Straciłam je. Nasze dziecko. - szepnęła cicho.
Odwróciłem się. Klęczała pod schodami ze spuszczoną głową. Płakała. Znów. A ja nie rozumiałem tego, co do mnie powiedziała. Była w ciąży? Ze mną? Nosiła w sobie nasze dziecko? I je straciła? Jak to? Przeze mnie? Przez to co zrobiłem i jak się zachowałem? Jeśli tak, to nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie podaruję sobie, jeśli to wszystko okaże się moją wina.
- Przeze mnie? - spytałem podchodząc.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Nadal płakała.
- To moja wina. - szepnęła i zaczęła szlochać.
To nie mogła być jej wina. Nie usunęła by dziecka, nie skrzywdziłaby go. Doskonale o tym wiedziałem. Powoli klęknąłem przed nią. Objęła mnie ramionami. Odetchnąłem cicho. Raz się żyje. Musiałem teraz zaryzykować. Wziąłem ją delikatnie na ręce.
- Co robisz? - spytała przestraszona.
- Położę cię do łóżka. Powinnaś odpocząć. Nie martw się. Zejdę na dół. Porozmawiamy jak wstaniesz.
Przyjęła to ciszą. Kiedy wszedłem, spojrzenie Kevina natychmiast wylądowało na nas. Był zdenerwowany, ale nic nie zrobił. Pozwolił mi działać. Ułożyłem dziewczynę na moim łóżku i przykryłem ją kołdrą. Starałam się jej nie dotknąć. Wolałem unikać kontaktu z jej ciałem. Choć było to cholernie trudne. Chciałem by było jak dawniej. Żebym mógł ją dotknąć i pocałować. Już miałem wychodzić, ale zatrzymał mnie jej głos.
- Możesz... Możesz zostać? - spytała słabo - Proszę. - jej głos drżał, a w jej oczach znów widziałem łzy.
Jak bardzo musiała cierpieć kiedy się dowiedziała. Najpierw ja ją zostawiłem, a potem jeszcze to... Strzeliłem sobie mentalny policzek. Musiałem jakoś się trzymać. Dla niej.
- Jasne. - odparłem spokojnie - Zajmę fotel.
- Nie... - spojrzałem na nią. Skuliła się bardziej - Łóżko jest duże... - wzdrygnęła się.
- Nie zmuszaj się Roly. - zganiłem ją lekko.
- Nie zmuszam. Ja tylko...
- Hej... - spojrzała na mnie - Nie zostawię cię, rozumiesz? Będę obok. Zawsze.
Oczy jej się zaświeciły jak małemu dziecku, które dostało wymarzoną zabawkę. Ten jeden mały sygnał sprawił, że urosła we mnie nadzieja. Byliśmy o krok do przodu. Powiedziała mi prawdę. Czułem, że nie całą, ale coś już wiedziałem. Miałem odpowiedź, dlaczego wylądowała w szpitalu. Tylko dlaczego straciła nasze dziecko? Nie teraz Malik! To temat na inny dzień.
Przesunąłem fotel trochę do przodu, ale nie zbyt blisko Roly. Wolałem pozostać nadal w bezpiecznej odległości. To i tak było bliżej niż gdy widziałem ją tylko jak wracała do mieszkania z Vinem. Właśnie. Kiedy już się usadowiłem i owinąłem kocem, spojrzałem na Kevina. Stał oniemiały i lustrował nas spojrzeniem. Po chwili potrząsnął głową, jakby wybudził się z transu.
- Zostawię was. - mruknął z lekkim uśmiechem - W razie czego dzwoń.
I wyszedł. Jego reakcja również dała mi do zrozumienia, że jestem co raz bliżej. Odetchnąłem. Próbowałem znaleźć jakąś wygodną pozycję, ale było to naprawdę trudne. W końcu przestałem się kręcić i oparłem głowę na ręce.
- Zayn?
Uchyliłem powieki. Roly wpatrywała się we mnie, leżąc skulona. Mieściła się prawie cała na mojej poduszce. Dłoń schowała pod policzek. Wyglądała jak ona. Trochę zmęczona, ale nadal ona. Uśmiechnąłem się lekko. Nie mogłem tego pohamować. Była obok.
- Hm...? - mruknąłem tylko.
- Opowiesz mi bajkę?
Zaskoczyła mnie. Chciała bajkę? Hm... Nie byłem w tym najlepszy. Młodsza siostra zawsze mówiła, że fatalnie opowiadam bajki. Poprawiłem się lekko w fotelu. Co by tu wybrać? Moja mama zawsze opowiadała świetne bajki. Miały to coś. Dzięki temu zawsze widziałem dokładnie to o czym opowiadała mama. Uśmiechnąłem się lekko. Więc może sam coś wymyślę?
- Więc dawno, dawno temu, za długim oceanem, żyła sobie rudowłosa piękność, - uśmiechnęła się delikatnie - która na świat patrzyła przez małe pudełko robiące zdjęcia. Żyło jej się dobrze, miała wielu przyjaciół, i pewnego dnia poznała nadętego ogra z niezłym głosem, który nie chciał jej dać spokoju. Przez to, jak bardzo się nienawidzili szybko tak samo mocno się pokochali. Okazało się, że ogr jest pięknym księciem, który tak naprawdę chciał chronić dziewczynę z pudełkiem. Jednak jest totalnym kretynem i skończył na samym dole łańcucha pokarmowego spożywając ścieki procentowe. Dziewczyna za to starała się żyć swoim życiem, ale ich drogi ciągle się krzyżowały. Okazało się, że mają wspólnego wroga, którym jest zły los i postanowili go pokonać. Przechytrzyli go, otaczając się ludźmi, którzy ich kochali. Sobie nawzajem podarowali zaufanie i swoje serca i nic nie było w stanie ich rozdzielić.
- A jak wyglądała ich przyszłość? - spytała mnie sennie.
- Zamieszkali razem we wspólnie wybranym miejscu, mieli dzieci i psa. I byli szczęśliwi.
Na jej twarzy pojawił się smutek. Spojrzała mi w oczy.
- A co jeśli ona już nie może mieć dzieci? - wyszeptała bardzo cicho.
- A powiedział jej to lekarz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Zupełnie nie martwiło mnie to co powiedziała. Jeśli nie będziemy mogli mieć dziecka, to możemy je adoptować. Będziemy kochać je tak samo, wiedziałem o tym. A moja miłość do niej nigdy nie zmaleje. Może myślała, że ją przez to porzucę, ale nie miałem zamiaru. Z żadną inną kobietą nie będę szczęśliwy.
- Nie w prost. - odparła - Nie jestem pewna. - dodała - Boję się tego.
To był odruch. Wstałem i okryłem ją jeszcze kocem. Uklęknąłem przed nią i odgarnąłem jej kosmyk włosów z twarzy. Zamknęła na chwilę oczy i skupiła się na równomiernym oddechu. Powoli zabrałem rękę. Takie drobne gesty sprawiały mi radość. Miałem nadzieję, że ona również starała się nimi cieszyć.
- To nie ważne. - szepnąłem - Będę przy tobie, bo bardzo mi na tobie zależy. A jeśli lekarz nie był pewny, to jeszcze nic nie jest przesądzone. Nie martw się tym teraz. Spróbuj odpocząć.
Kiwnęła głowa na zgodę. Przymknęła powieki, więc podniosłem się i wróciłem na mój fotel. Czułem, że długo nie zapomnę tej nocy. Jutro pewnie będzie bolało mnie całe ciało. Ale ona jest tego warta.
- Zayn? - zerknąłem na Roly. Wpatrywała się we mnie swoimi brązowymi oczami - Dziękuję.
Posłałem jej lekki uśmiech. Czułem ciepło w środku. Bo wiedziałem, że w jakiś sposób jej pomogłem. Może niewielki, ale niewiele to więcej niż nic.
- Roly, co się stało? - spytał Vin, bardzo spokojnie, trzymając ją za rękę.
- On powiedział, że mnie kocha. - mruknęła - Ja... On nie może. - zaczęła znów płakać - On chce mnie dotknąć. To boli. - zaczęła głośniej szlochać.
Kevin mocno ją do siebie przytulił. Znów coś mnie zakuło w piersi. Zacisnąłem dłonie w pięści. To cholerna zazdrość. Chciałem móc być przy niej. Ale pieprzony los mi na to nie pozwalał! Spojrzałem na Vina.
- Roly... Powiedzi mu. - zwrócił się do dziewczyny, zaczęła panicznie kręcić głową - On i tak się dowie, rozumiesz? Ja mu powiem. Myślę, że lepiej jeśli ty to zrobisz.
- Nie. - zaprzeczyła, na co Kevin odwrócił się w moją stronę. Roly mocno złapała go za rękę - Nie rób tego. Błagam. Nie musi wiedzieć.
- Musi Roly. - pogłaskał ją delikatnie po policzku - On cię kocha. On chce z tobą nowego startu. A ty chcesz?
Cisza. Boląca, głucha cisza. Jak miałem ją odebrać? Bo odebrałem jako przeczenie. Nie chciałem dłużej tego słuchać. Gwałtownie się podniosłem i wyszedłem. Zbiegłem po schodach i zacząłem się ubierać. Naciągnąłem buty na stopy i sięgnąłem po kurtkę.
- Zayn! Zayn! - słyszałem jej głos, ale nie miałem zamiaru niczego więcej wysłuchiwać ze zrozumieniem.
Złapałem za klamkę.
- Straciłam je. Nasze dziecko. - szepnęła cicho.
Odwróciłem się. Klęczała pod schodami ze spuszczoną głową. Płakała. Znów. A ja nie rozumiałem tego, co do mnie powiedziała. Była w ciąży? Ze mną? Nosiła w sobie nasze dziecko? I je straciła? Jak to? Przeze mnie? Przez to co zrobiłem i jak się zachowałem? Jeśli tak, to nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie podaruję sobie, jeśli to wszystko okaże się moją wina.
- Przeze mnie? - spytałem podchodząc.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Nadal płakała.
- To moja wina. - szepnęła i zaczęła szlochać.
To nie mogła być jej wina. Nie usunęła by dziecka, nie skrzywdziłaby go. Doskonale o tym wiedziałem. Powoli klęknąłem przed nią. Objęła mnie ramionami. Odetchnąłem cicho. Raz się żyje. Musiałem teraz zaryzykować. Wziąłem ją delikatnie na ręce.
- Co robisz? - spytała przestraszona.
- Położę cię do łóżka. Powinnaś odpocząć. Nie martw się. Zejdę na dół. Porozmawiamy jak wstaniesz.
Przyjęła to ciszą. Kiedy wszedłem, spojrzenie Kevina natychmiast wylądowało na nas. Był zdenerwowany, ale nic nie zrobił. Pozwolił mi działać. Ułożyłem dziewczynę na moim łóżku i przykryłem ją kołdrą. Starałam się jej nie dotknąć. Wolałem unikać kontaktu z jej ciałem. Choć było to cholernie trudne. Chciałem by było jak dawniej. Żebym mógł ją dotknąć i pocałować. Już miałem wychodzić, ale zatrzymał mnie jej głos.
- Możesz... Możesz zostać? - spytała słabo - Proszę. - jej głos drżał, a w jej oczach znów widziałem łzy.
Jak bardzo musiała cierpieć kiedy się dowiedziała. Najpierw ja ją zostawiłem, a potem jeszcze to... Strzeliłem sobie mentalny policzek. Musiałem jakoś się trzymać. Dla niej.
- Jasne. - odparłem spokojnie - Zajmę fotel.
- Nie... - spojrzałem na nią. Skuliła się bardziej - Łóżko jest duże... - wzdrygnęła się.
- Nie zmuszaj się Roly. - zganiłem ją lekko.
- Nie zmuszam. Ja tylko...
- Hej... - spojrzała na mnie - Nie zostawię cię, rozumiesz? Będę obok. Zawsze.
Oczy jej się zaświeciły jak małemu dziecku, które dostało wymarzoną zabawkę. Ten jeden mały sygnał sprawił, że urosła we mnie nadzieja. Byliśmy o krok do przodu. Powiedziała mi prawdę. Czułem, że nie całą, ale coś już wiedziałem. Miałem odpowiedź, dlaczego wylądowała w szpitalu. Tylko dlaczego straciła nasze dziecko? Nie teraz Malik! To temat na inny dzień.
Przesunąłem fotel trochę do przodu, ale nie zbyt blisko Roly. Wolałem pozostać nadal w bezpiecznej odległości. To i tak było bliżej niż gdy widziałem ją tylko jak wracała do mieszkania z Vinem. Właśnie. Kiedy już się usadowiłem i owinąłem kocem, spojrzałem na Kevina. Stał oniemiały i lustrował nas spojrzeniem. Po chwili potrząsnął głową, jakby wybudził się z transu.
- Zostawię was. - mruknął z lekkim uśmiechem - W razie czego dzwoń.
I wyszedł. Jego reakcja również dała mi do zrozumienia, że jestem co raz bliżej. Odetchnąłem. Próbowałem znaleźć jakąś wygodną pozycję, ale było to naprawdę trudne. W końcu przestałem się kręcić i oparłem głowę na ręce.
- Zayn?
Uchyliłem powieki. Roly wpatrywała się we mnie, leżąc skulona. Mieściła się prawie cała na mojej poduszce. Dłoń schowała pod policzek. Wyglądała jak ona. Trochę zmęczona, ale nadal ona. Uśmiechnąłem się lekko. Nie mogłem tego pohamować. Była obok.
- Hm...? - mruknąłem tylko.
- Opowiesz mi bajkę?
Zaskoczyła mnie. Chciała bajkę? Hm... Nie byłem w tym najlepszy. Młodsza siostra zawsze mówiła, że fatalnie opowiadam bajki. Poprawiłem się lekko w fotelu. Co by tu wybrać? Moja mama zawsze opowiadała świetne bajki. Miały to coś. Dzięki temu zawsze widziałem dokładnie to o czym opowiadała mama. Uśmiechnąłem się lekko. Więc może sam coś wymyślę?
- Więc dawno, dawno temu, za długim oceanem, żyła sobie rudowłosa piękność, - uśmiechnęła się delikatnie - która na świat patrzyła przez małe pudełko robiące zdjęcia. Żyło jej się dobrze, miała wielu przyjaciół, i pewnego dnia poznała nadętego ogra z niezłym głosem, który nie chciał jej dać spokoju. Przez to, jak bardzo się nienawidzili szybko tak samo mocno się pokochali. Okazało się, że ogr jest pięknym księciem, który tak naprawdę chciał chronić dziewczynę z pudełkiem. Jednak jest totalnym kretynem i skończył na samym dole łańcucha pokarmowego spożywając ścieki procentowe. Dziewczyna za to starała się żyć swoim życiem, ale ich drogi ciągle się krzyżowały. Okazało się, że mają wspólnego wroga, którym jest zły los i postanowili go pokonać. Przechytrzyli go, otaczając się ludźmi, którzy ich kochali. Sobie nawzajem podarowali zaufanie i swoje serca i nic nie było w stanie ich rozdzielić.
- A jak wyglądała ich przyszłość? - spytała mnie sennie.
- Zamieszkali razem we wspólnie wybranym miejscu, mieli dzieci i psa. I byli szczęśliwi.
Na jej twarzy pojawił się smutek. Spojrzała mi w oczy.
- A co jeśli ona już nie może mieć dzieci? - wyszeptała bardzo cicho.
- A powiedział jej to lekarz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Zupełnie nie martwiło mnie to co powiedziała. Jeśli nie będziemy mogli mieć dziecka, to możemy je adoptować. Będziemy kochać je tak samo, wiedziałem o tym. A moja miłość do niej nigdy nie zmaleje. Może myślała, że ją przez to porzucę, ale nie miałem zamiaru. Z żadną inną kobietą nie będę szczęśliwy.
- Nie w prost. - odparła - Nie jestem pewna. - dodała - Boję się tego.
To był odruch. Wstałem i okryłem ją jeszcze kocem. Uklęknąłem przed nią i odgarnąłem jej kosmyk włosów z twarzy. Zamknęła na chwilę oczy i skupiła się na równomiernym oddechu. Powoli zabrałem rękę. Takie drobne gesty sprawiały mi radość. Miałem nadzieję, że ona również starała się nimi cieszyć.
- To nie ważne. - szepnąłem - Będę przy tobie, bo bardzo mi na tobie zależy. A jeśli lekarz nie był pewny, to jeszcze nic nie jest przesądzone. Nie martw się tym teraz. Spróbuj odpocząć.
Kiwnęła głowa na zgodę. Przymknęła powieki, więc podniosłem się i wróciłem na mój fotel. Czułem, że długo nie zapomnę tej nocy. Jutro pewnie będzie bolało mnie całe ciało. Ale ona jest tego warta.
- Zayn? - zerknąłem na Roly. Wpatrywała się we mnie swoimi brązowymi oczami - Dziękuję.
Posłałem jej lekki uśmiech. Czułem ciepło w środku. Bo wiedziałem, że w jakiś sposób jej pomogłem. Może niewielki, ale niewiele to więcej niż nic.
* * *
Wpadłem w panikę. Kiedy tylko otworzyłem oczy czułem, że coś jest nie tak. Roly nie było w łóżku. Czułem, że stało się coś złego. Miałem nadzieję, że się mylę. Nawet się nie przebrałem. Tak jak się obudziłem zbiegłem na dół po schodach, omal z nich nie spadając, przez bolącą nogę. Do moich nozdrzy dotarł smakowity zapach co trochę zbiło mnie z tropu. Powoli wszedłem do kuchni. Roly lekko podrygiwała do muzyki. W ręku trzymała drewnianą łopatkę. Co dziwne na sobie miała moją koszulkę. TYLKO KOSZULKĘ. Pewnie nie zdawała sobie sprawy jakie będę cierpiał przez to katusze.
- Cześć. - mruknąłem opierając się ramieniem o framugę drzwi.
Wolałem dać jej znać o mojej obecności, żeby się nie wystraszyła. Odwróciła się do mnie z lekki uśmiechem.
- Hej. Zrobiłam śniadanie. Za chwilę będzie gotowe. Zdążysz wziąć szybki prysznic. Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że wzięłam twoją koszulkę. - przegryzła wargę.
Kurwa. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Chciałem podejść i ją pocałować. Mocno przytulić i posadzić sobie na kolanach. Wstrzymaj się Malik, bo jeszcze to zrobisz. Westchnąłem cicho.
- Nie, nie gniewam się. - mruknąłem i przysiadłem na krześle.
- Wszy... wszystko w porządku? - zbliżyła się dwa kroki.
Zdawałem sobie sprawę jak to musi żałośnie wyglądać. Nie miałem już ochoty udawać. Nie miałem też na to siły. Mogłem jej chyba powiedzieć o tym co czułem. Nie chciałem dodawać jej kolejnych zmartwień. Po prostu... Czułem się jak śmieć.
- Brakuje mi ciebie. - rzuciłem cicho i spojrzałem na nią.
Zamurowało ją. Albo miałem takie wrażenie. Stała tam i patrzyła na mnie szklistymi oczami. Proszę, tylko nie płacz. Odłożyła łopatkę i cicho westchnęła. Podeszła do mnie na trzęsących się nogach. Bardzo powoli uniosła dłoń i pogłaskała mój zarośnięty policzek. Zamknąłem oczy. Tego potrzebowałem. Jej ciepła. Obecności. Dotyku.
- Mi ciebie też. - szepnęła - Ale nie potrafię Zayn. Przepraszam. - głos jej się załamał.
Zatrzymałem jej dłoń, na swojej twarzy, kładąc na nią swoją. Delikatnie ją przesunąłem i ucałowałem jej wnętrze. Zatrzęsła się. Złapałem lekko jej rękę i potarłem knykcie. Zerknąłem na nią. Oddychała z lekkim trudem.
- Nie przepraszaj. - szepnąłem - Po prostu postarajmy się popracować na tym. Powoli, bez pośpiechu.
Kiwnęła głową na tak, ale nie odezwała się. Posłała mi za to lekki uśmiech i to wynagrodziło mi wszystko. Puściłem jej dłoń. Nie odetchnęła z ulgą. Przeciwnie. Zawahała się. Czułem, że to jest dobry znak. Znak, że jej mnie brakuje i chce coś zmienić.
Powoli podniosłem się i zakomunikowałem, że idę wziąć prysznic. Potem wróciłem do kuchni. Roly siedziała wpatrzona w okno. Nałożyła nam już posiłek na talerze. Zerknęła w moją stronę.
- Chyba powinnam wrócić do domu. - mruknęła grzebiąc widelcem w talerzu.
- Możesz u mnie zostać. - odparłem od razu.
Znów rzuciła mi krótkie spojrzenie.
- To nie jest powoli i bez pośpiechu. - mruknęła, a mnie zamurowało.
Za chwilę wybuchnę. Uspokój się. Musisz być przy niej opanowany.
- Nie jest. - zgodziłem się - Ale uważam, że bez sensu jest to, żeby Vin codziennie cię sprawdzał w twoim mieszkaniu i żebyś była tam sama. Mój dom jest duży, nie musimy dzielić jednej sypialni. W ogóle możemy ograniczyć nasz kontakt w dzień...
- Nie o to mi chodzi... - przerwała mi. Więc o co? Jestem tylko facetem...
Westchnęła, a ja opadłem na krzesło. Czekałem aż się odezwie. Chyba na darmo.
- Nie wiesz wszystkiego. - zaczęła cicho - Nie mogę ci tego powiedzieć. - po jej policzku zleciała łza - Nie umiem. - pociągnęła nosem i spojrzała mi w oczy - Wyjeżdżam. A Vin... - nie dałem jej dokończyć.
Zerwałem się na proste nogi. To był impuls. Gotowało się we mnie. I już nie umiałem wytrzymać.
- Znowu uciekasz? - uniosłem się - Znowu próbujesz tak poradzić sobie z problemami?
- Zayn, ja... - znów jej przerwałem.
- Zostawiasz mnie. Nie potrafię żyć bez ciebie, rozumiesz?!
Zwiesiła głowę. Powoli się podniosła. Miałem ochotę nią potrząsnąć i wybić jej ten głupi pomysł z głowy.
- Czy ci się to podoba czy nie... Wyjeżdżam. Harry odstąpił mi swój domek letniskowy. Odpocznę. Poukładam sobie w głowię to co powinnam. A resztę dowiesz się od Vina. Powie ci wszystko.
- Nie chcę rozmawiać z Vinem! - podszedłem do niej gwałtownie, na co chciała się cofnąć, ale nie miała gdzie - Chcę ciebie.
Jej ciało przeszedł mocny wstrząs.
- Odsuń się. - poprosiła słabo - Zayn... proszę...
Warknąłem pod nosem i wyszedłem. Napisałem Vinowi, że zostawiłem ją samą. Nie miałem na to siły. Było wcześnie. Ale teraz potrzebowałem alkoholu. I to dużo.
_______________________________________________________________
Dawno mnie nie było, więc na powrót taki króciutki rozdział :) Doszłam do wniosku, że jeśli rozdział pojawi się raz na miesiąc to będzie dobrze, niestety częściej nie jestem w stanie nic stworzyć.
Co myślicie o zachowaniu i Roly i Zayna?
Sama nie wiem co myśleć, to wszystko wyszło tak spontanicznie...
Do następnego! :)
środa, 27 grudnia 2017
28. Tak bardzo boli...
Policja przyjechała na miejsce jeszcze zanim pojawił się Vin. Próbowałem zająć całą ich uwagę, żeby ani jeden mężczyzna, ani drugi nie zbliżyli się do Roly. Widziałem z jaką nieufnością na nich patrzyła i nie wiedziałem w jaki sposób mogę ją wesprzeć. Przecie nawet nie mogłem jej dotknąć. Policjanci chcieli wezwać karetkę. Nie zgodziłem się. Wolałem sam pojechać do szpitala, chociaż nie miałem pojęcia jak to zrobię z ranną nogą. Nie jestem na tyle szalony by pchać się za kółko w takim stanie. Co teraz Zayn? Pojęcia nie mam. Jeden z funkcjonariuszy chciał zamienić kilka słów z Roly. Stanąłem mu na drodze. Powiedziałem tylko, że jest zbyt przerażona, a płeć przeciwna sprawia, że dziewczyna jeszcze bardziej panikuje. Odpuścił dopiero, gdy poprosiłem by poczekał na Vina. Przy nim będzie się mniej bała. To cholernie bolało, ale nie mogłem zrobić nic innego.
Smith wpadł przez otwarte drzwi i natychmiast znalazł spojrzeniem Roly. Podbiegła do niego i mocno się przytuliła. Zakuło mnie coś w sercu. Z tego wszystkiego roztrzaskałem wazon, który stał na szafce. Warknąłem pod nosem. Byłem co raz bardziej zirytowany. Chyba powinienem się zmyć. Ale nagle wszyscy przypomnieli sobie o mojej obecności. Policjant nalegał, żeby wsadzić mnie do ambulansu, a ja się z nim kłóciłem. Vin próbował mnie przekonać. Drugi policjant stwierdził, że włączy się do rozmowy, a ja już kurwa nie wiedziałem co robić i myślałem, że szlag mnie trafi. Los jednak przyszykował dla mnie niespodziankę i pojawił się ktoś, kto wyrywa mnie ze szponów tych nachalnych kretynów.
- Może my go zawieziemy? - mruknęła cicho Roly, zerkając niepewnie na Vina.
Myślę, że Smith był tak samo zaskoczony jak ja. No nie spodziewałbym się tego po niej. Nie po tym wszystkim co się stało. Nie rozumiałem tego co się działo wokół mnie. Czułem się jak na haju, jakbym spał i zaraz miał się wybudzić, coś jak trans.
Vin już chciał przytknąć, ale musiałem się wtrącić. Jasne, że chciałem być bliżej niej, ale nie kosztem tego, że będzie się męczyć.
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł. - mruknąłem najspokojniej jak potrafiłem, ale zacisnąłem ręce w pięści - Poradzę sobie. Mogę wziąć taksówkę...
- Nalegam. - szepnęła nie patrząc na mnie.
Poddałem się. Skoro odezwała się drugi raz, miałem nadzieję, że wie co robi.
Zostawiliśmy gliniarzy samych w mieszkaniu, kiedy pozwolili nam już iść. Zrobili to w miarę szybko, bo nie mogli mieć mnie na sumieniu, a traciłem jak by nie było bardzo ważną krew, prawda? Wpakowałem się na tylne siedzenie auta. Położyłem się tam i zamknąłem oczy. Potrzebowałem odpoczynku od tego wszystkiego. Może powinienem wrócić do domu, do Bradford? Tęskniłem za rodziną. Dawno się nie widzieliśmy. Święta były jak pstryknięcie palcami. Westchnąłem cicho.
- Opatrzyłaś go? - do moich uszu doszedł cichy szept z przodu.
- Nie mogłam go zostawić. - słaby głos.
Ścisnęła mnie w gardle. Jak mogłem do tego dopuścić.
- Wiesz, że on musi się o wszystkim dowiedzieć. - Kevin brzmiał naprawdę poważnie.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz zwrócił się do kogokolwiek z nas takim tonem. To oznaczało sprawę naprawdę sporej jak nie wielkiej wagi.
- Nie. - szepnęła twardo - Nie musi o niczym wiedzieć. Ma swoje życie, którego nie jestem częścią.
- Roly on co dzień przychodzi pod twoje mieszkanie. Zachowujesz się jakbyś go w ogóle nie widziała, choć widzę jak bardzo paraliżuje cię jego obecność i doskonale wiem dlaczego.
- Nie wiesz. - syknęła.
- Nie? - nie musiałem otwierać oczy, żeby wiedzieć, że Vin patrzy na nią z uniesioną brwią - Boisz się, bo chcesz mieć go blisko, ale nie wiesz czy twoja psychika sobie z tym poradzi. Wiem, że nadal go kochasz.
- Gówno wiesz Vin. - szepnęła cicho - Ja mu oddałam swoje serce...
- Więc jednak coś wiem Roly. - złagodniał - Jeśli mu o wszystkim powiesz macie szansę na nowy start.
- Tak? - warknęła jednocześnie bliska płaczu i rozgoryczona - Znienawidzi mnie za to. Sama siebie za to nienawidzę. Nie umiem tak rozumiesz? - rozpłakała się.
Nie mogłem tego dłużej słuchać. Powoli się podniosłem. Zerknąłem w lusterko. Vin rzucił mi krótkie spojrzenie. Wiedział, że będę słuchać. Chciałem wiedzieć wszystko, ale nie miałem zamiaru naciskać. Nie teraz. Ona potrzebowała chwili oddechu. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Daleko jeszcze? - spytałem, na co Roly podskoczyła na przednim siedzeniu - Przepraszam. - mruknąłem cicho.
- Już jesteśmy. - odparł Vin i zaparkował auta jak najbliżej budynku.
- Dzięki za podwózkę. - rzuciłem wychodząc.
- Przecież cię nie zostawimy. - Smith wysiadł równocześnie ze mną.
Założył sobie moją rękę na ramiona i pozwolił mi się na sobie oprzeć.
- Dzięki stary. - mruknąłem ciężko oddychając - To chyba jednak trochę daje mi w kość.
- Widzę. - mruknął - Postaram się, żeby zatrzymali cię na noc na obserwację.
- Nie ma mowy. - warknąłem ostrożnie stawiając kroki - Nie mam zamiaru siedzieć tam sam bez dostępu do alkoholu i możliwości rozjebania wszystkiego dookoła.
- Nie martw się. - rzucił przyjaciel - Roly z tobą zostanie.
Myślałem, że padnę, gdy to usłyszałem. Nie mogłam zobaczyć reakcji kobiety kroczącej za mną. Miałem tylko nadzieję, że nie ucieknie. Nie rozumiałem po co Smith ją w to wpakował. Nalegał, żebym odpuścił, a teraz sam ją na mnie skazuje. Czy myśli, że nadszedł już czas, żebyśmy pogadali? Trochę mnie to wszystko przerastało. Starałem się być dla niej. Nie wiem tylko czy potrafiłem. Wszystko skomplikowało się tak nagle, a ja nie mogłem zrozumieć. Nie pojmowałem świata dookoła mnie. Chciałem się napić.
Vin pomógł mi usiąść na kozetce. Czekaliśmy na przyjście lekarza. W tym czasie pielęgniarka kazała mi się położyć i chciała wyprosić moich... przyjaciół. Zaprzeczyłem. Wolałem by zostali przy mnie. Chociaż Vin. Chociaż Roly... Wpatrywałem się w biały sufit i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że w dupie miałem to co mówił do mnie lekarz. Bolało jak cholera kiedy naciągał moją skórę i jeszcze pytał czy wszystko w porządku. Miałem ochotę ostro mu przypierdolić. Znów miałem problemy z agresją. Odkąd Roly przy mnie nie ma. Nie było najlepiej. Zresztą Vin pewnie o wszystkim wie. Jess musiała mu już o tym opowiedzieć - jak zdemolowałem mieszkanie. Musiałem się jakoś wyładować. Inaczej zamkną mnie w psychiatryku. Nie wyrobię.
Kiedy lekarz się odsunął dziękowałem bogu. Miałem już dość na dziś. Podniosłem się do siadu i spuściłem nogi na podłogę. Skrzywiłem się z bólu. Oparłem ciężar ciała na zdrowej nodze. Cholera. Musiałem to zamaskować. Inaczej te hieny rozniosą wszystko w prasie i będę sensacją brukowców. Nie miałem na to ochoty. Dopiero co dowiedzieli się o moim zerwaniu z Angelą. Ponownym. Już byłem na pierwszych stronach. Na razie tego miałem dość. Chcieli ode mnie komentarze i jedyne co dostali to, że nie chcę by wtrącali się w moje prywatne sprawy i życie rodzinne. Po tym zaczęli snuć przypuszczenia, że modelka jest w ciąży. Myślałem, że szlag mnie trafi. Ja z nią? Nigdy nie chciałbym, żeby ktoś taki jak ona miał ze mną dziecko. Ona nie byłoby co prawda niczemu winne. Ale ona... Nawet ciężko mi się o tym myśli.
Vin rozmawiał z lekarzem. Pewnie chciał, żeby mnie zatrzymali na obserwacji. Miałem nadzieję, że nic z tego nie wyjdzie. Nie miałem ochoty nocować w szpitalu. Wolałem własne łóżko i dlatego postanowiłem się wtrącić.
- Poradzę sobie. Jak tylko odtransportują mnie do domu to zalegnę w łóżku.
- Powinieneś zostać. - mruknęła Roly.
Uniosłem brew i spojrzałem na Vina. Kiwnął głową. Miałem zamiar zagrać jego taktyką.
- Skoro tak ci zależy to zostań u mnie na noc. Będziesz mnie miała na oku.
- Nie martw się. - rzucił przyjaciel - Roly z tobą zostanie.
Myślałem, że padnę, gdy to usłyszałem. Nie mogłam zobaczyć reakcji kobiety kroczącej za mną. Miałem tylko nadzieję, że nie ucieknie. Nie rozumiałem po co Smith ją w to wpakował. Nalegał, żebym odpuścił, a teraz sam ją na mnie skazuje. Czy myśli, że nadszedł już czas, żebyśmy pogadali? Trochę mnie to wszystko przerastało. Starałem się być dla niej. Nie wiem tylko czy potrafiłem. Wszystko skomplikowało się tak nagle, a ja nie mogłem zrozumieć. Nie pojmowałem świata dookoła mnie. Chciałem się napić.
Vin pomógł mi usiąść na kozetce. Czekaliśmy na przyjście lekarza. W tym czasie pielęgniarka kazała mi się położyć i chciała wyprosić moich... przyjaciół. Zaprzeczyłem. Wolałem by zostali przy mnie. Chociaż Vin. Chociaż Roly... Wpatrywałem się w biały sufit i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że w dupie miałem to co mówił do mnie lekarz. Bolało jak cholera kiedy naciągał moją skórę i jeszcze pytał czy wszystko w porządku. Miałem ochotę ostro mu przypierdolić. Znów miałem problemy z agresją. Odkąd Roly przy mnie nie ma. Nie było najlepiej. Zresztą Vin pewnie o wszystkim wie. Jess musiała mu już o tym opowiedzieć - jak zdemolowałem mieszkanie. Musiałem się jakoś wyładować. Inaczej zamkną mnie w psychiatryku. Nie wyrobię.
Kiedy lekarz się odsunął dziękowałem bogu. Miałem już dość na dziś. Podniosłem się do siadu i spuściłem nogi na podłogę. Skrzywiłem się z bólu. Oparłem ciężar ciała na zdrowej nodze. Cholera. Musiałem to zamaskować. Inaczej te hieny rozniosą wszystko w prasie i będę sensacją brukowców. Nie miałem na to ochoty. Dopiero co dowiedzieli się o moim zerwaniu z Angelą. Ponownym. Już byłem na pierwszych stronach. Na razie tego miałem dość. Chcieli ode mnie komentarze i jedyne co dostali to, że nie chcę by wtrącali się w moje prywatne sprawy i życie rodzinne. Po tym zaczęli snuć przypuszczenia, że modelka jest w ciąży. Myślałem, że szlag mnie trafi. Ja z nią? Nigdy nie chciałbym, żeby ktoś taki jak ona miał ze mną dziecko. Ona nie byłoby co prawda niczemu winne. Ale ona... Nawet ciężko mi się o tym myśli.
Vin rozmawiał z lekarzem. Pewnie chciał, żeby mnie zatrzymali na obserwacji. Miałem nadzieję, że nic z tego nie wyjdzie. Nie miałem ochoty nocować w szpitalu. Wolałem własne łóżko i dlatego postanowiłem się wtrącić.
- Poradzę sobie. Jak tylko odtransportują mnie do domu to zalegnę w łóżku.
- Powinieneś zostać. - mruknęła Roly.
Uniosłem brew i spojrzałem na Vina. Kiwnął głową. Miałem zamiar zagrać jego taktyką.
- Skoro tak ci zależy to zostań u mnie na noc. Będziesz mnie miała na oku.
* * *
To cholerne szaleństwo, ale się zgodziła. Nie wiedziałem dlaczego. Widziałem tylko jak się boi tego, że jesteśmy sami w jednym pokoju. Nie miałam zamiaru jej katować.
- Możesz położyć się w mojej sypialni. - mruknąłem - I tak miałem zamiar spędzić noc przed telewizorem.
Ułożyłem się wygodnie na kanapie. Ona jednak patrzyła na mnie ze ściągniętymi brwiami i zmarszczonym czołem. Wywróciłem oczami.
- Jeśli ci to pomoże, to możemy zostawić telefony na czacie video i ustawimy je tak, że będziemy siebie widzieć. Nie będziesz musiała ze mną siedzieć.
- To nie tak... - zaczęła cicho.
- To jest tak Roly. - mruknąłem - Rani cię sama moja obecność i uwierz, że mnie twoja również.
W jej oczach zalśniły łzy. Musiałem jej to powiedzieć. Szepnęła tylko, że będzie na górze. Westchnąłem i ustawiłem telefon na stoliku. Totalnie go olewałem i skakałem po kanałach. Po jakichś 15 minutach Roly się podłączyła. Zostawiła komórkę na szafce nocnej. Kiedy układała się na moim łóżku, ostrzegłem, że ma na sobie moją koszulkę. Dlaczego? Położyła się tyłem "do mnie" i wtuliła w poduszkę. Widziałem jak drży jej ciało. Po chwili usłyszałem cichy szloch.
- Roly... - zacząłem cicho.
- Przejdzie mi. - mruknęła zachrypniętym głosem.
To oznaczało, że odkąd tylko zostawiła mnie samego płakała. Westchnąłem. Co miałem zrobić? Jeśli tylko do niej pójdę będzie jeszcze gorzej.
- Porozmawiaj ze mną. - poprosiłem - Dlaczego płaczesz?
- Ja nie chcę... - zdławiła się płaczę - Nie chcę cię ranić... - gwałtownie łapała oddechy - To nie tak... Ja się boję... Ja nie chcę...
- Hej. - mruknąłem - Spokojnie. Spójrz na mnie. Roly, odwróć się do mnie przodem. - zaprzeczyła ruchem głowy i nadal szlochała - Roly. Między mną i Angelą... To było na pokaz. Zrobiłem to, żeby cię chronić. Nie chciałem cię skrzywdzić i nie chciałem cię zostawić. Słyszysz? Ja... - przerwała mi.
- To nie ma znaczenia. Ty mnie... nienawidzisz.
Zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem. Dlaczego miałem ją nienawidzić?
- Co ty mówisz? - mruknąłem - Przecież ja cię... - przerwała mi.
- Straciłam je... rozumiesz?
Odwróciła się w końcu, a mi zaparło dech w piersiach. Była zapłakana. Wyglądała jak zjawa. Miała czerwone oczy i przestraszony wzrok. Jednocześnie widziałem jej rozpacz. I nie rozumiałem.
- Je? O czym ty mówisz? Roly...
Pokręciła głową i wplotła swoje dłonie we włosy. Była jak w transie. Zaczęła się bujać, mrucząc coś pod nosem i płacząc. Ni zwracałem uwagi na nic. Pokonałem schody z prędkością światła i wszedłem powoli do mojej sypialni. Ona nawet na mnie nie spojrzała.
- Roly... - szepnąłem.
Podszedłem bliżej. siadłem obok.
- Roly...
- Nie ma go, rozumiesz?! - zaczęła mnie okładać pięściami - Nie ma! To moja wina! Moja! To przeze mnie! A ty mnie nienawidzisz!
Mocno złapałem jej ręce i przyciągnąłem jej ciało do swojego. Chwilę to zajęło, ale w końcu odpuściła. Przestała się wyrywać. Tylko płakała. Mocno się do mnie przytuliła. Kurczowo trzymała się mojej koszulki, jakbym miał zaraz zniknąć. A ja nadal nie rozumiałem. Bałem się jakkolwiek przemieścić dłonie, które delikatnie ułożyłem na jej plecach.
- Jesteś przy mnie bezpieczna Roly. - szepnąłem - I nie masz racji. Nigdy, ale to nigdy nie będę cię nienawidził. Kocham cię Roly.
Nie spodziewałem się takiej reakcji. Była już spokojna, ale po tym co powiedziałem, zaczęła płakać. Jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Nic nie rozumiesz! - warknęła na mnie i spojrzała w moje spokojne oczy swoimi przestraszonymi i zrozpaczonymi oczami - Nie możesz mnie kochać! Nie możesz!
- Mogę. - odgarnąłem jej kosmyk włosów z zapłakanej twarzy. Spojrzała na mnie wstrzymując oddech - I to robię. Nie możesz mi tego zabronić.
- Przestaniesz. Przestaniesz jak się dowiesz!
Schowała twarz w moich ramionach. Cholera. Zacząłem się bać. Co zrobiła? Przecież... Nie zdradzała mnie. Nie... Roly by tego nie zrobiła. To się wydarzyło po naszym rozstaniu. Więc co?
- Powiedz mi. - pogłaskałem ją po policzku.
Odepchnęła moją rękę. Była przy tym naprawdę agresywna. Jakby się broniła przed moim dotykiem. Odsunęła się ode mnie i nieprzytomnie rozejrzała po pokoju. Spojrzała na mnie ze strachem i zacisnęła ręce na kołdrze.
- Obiecałeś, że mnie nie dotkniesz. - roztrzęsiona wycelowała we mnie palcem - Obiecałeś.
- Roly nie zrobiłem ci krzywdy.
- To bolało. - szepnęła spuszczając wzrok - Twój dotyk... To bolało! - rzuciła poduszką gdzieś w kąt.
- Roly przestań. - złapałem ją za rękę, a ona zaczęła krzyczeć.
Wyrywała się i szarpała. Podrapała mnie do krwi. Puściłem ją. Natychmiast się odsunęła i skuliła w rogu łóżka.
- Nie dotykaj. - szepnęła - To boli. Tak bardzo boli... - i znów zaczęła płakać.
Podniosłem się i odszedłem do drzwi. Mnie też bolało. Że nie mogłem nic zrobić. Mogłem tylko patrzeć na nią, kiedy się zadręcza, kiedy jej psychika powoli nie daje sobie rady. Szybko wybrałem numer.
- Co...? - usłyszałem senny głos po drugiej stronie.
- Przyjedź, bo kurwa nie wiem co się stało. Miała jakiś cholerny atak, a ja nawet nie mogę jej dotknąć. Mówi, że ją to boli. Co jest do cholery Vin?! - syknąłem.
- Miej ją na oku. Może sobie zrobić krzywdę. Za chwilę będę.
Rozłączył się, a ja zupełnie nie wiedziałem co robić. Patrzyłem jak moja miłość, moje serce powoli się wykańcza. I nic nie umiałem na to poradzić.
Zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem. Dlaczego miałem ją nienawidzić?
- Co ty mówisz? - mruknąłem - Przecież ja cię... - przerwała mi.
- Straciłam je... rozumiesz?
Odwróciła się w końcu, a mi zaparło dech w piersiach. Była zapłakana. Wyglądała jak zjawa. Miała czerwone oczy i przestraszony wzrok. Jednocześnie widziałem jej rozpacz. I nie rozumiałem.
- Je? O czym ty mówisz? Roly...
Pokręciła głową i wplotła swoje dłonie we włosy. Była jak w transie. Zaczęła się bujać, mrucząc coś pod nosem i płacząc. Ni zwracałem uwagi na nic. Pokonałem schody z prędkością światła i wszedłem powoli do mojej sypialni. Ona nawet na mnie nie spojrzała.
- Roly... - szepnąłem.
Podszedłem bliżej. siadłem obok.
- Roly...
- Nie ma go, rozumiesz?! - zaczęła mnie okładać pięściami - Nie ma! To moja wina! Moja! To przeze mnie! A ty mnie nienawidzisz!
Mocno złapałem jej ręce i przyciągnąłem jej ciało do swojego. Chwilę to zajęło, ale w końcu odpuściła. Przestała się wyrywać. Tylko płakała. Mocno się do mnie przytuliła. Kurczowo trzymała się mojej koszulki, jakbym miał zaraz zniknąć. A ja nadal nie rozumiałem. Bałem się jakkolwiek przemieścić dłonie, które delikatnie ułożyłem na jej plecach.
- Jesteś przy mnie bezpieczna Roly. - szepnąłem - I nie masz racji. Nigdy, ale to nigdy nie będę cię nienawidził. Kocham cię Roly.
Nie spodziewałem się takiej reakcji. Była już spokojna, ale po tym co powiedziałem, zaczęła płakać. Jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Nic nie rozumiesz! - warknęła na mnie i spojrzała w moje spokojne oczy swoimi przestraszonymi i zrozpaczonymi oczami - Nie możesz mnie kochać! Nie możesz!
- Mogę. - odgarnąłem jej kosmyk włosów z zapłakanej twarzy. Spojrzała na mnie wstrzymując oddech - I to robię. Nie możesz mi tego zabronić.
- Przestaniesz. Przestaniesz jak się dowiesz!
Schowała twarz w moich ramionach. Cholera. Zacząłem się bać. Co zrobiła? Przecież... Nie zdradzała mnie. Nie... Roly by tego nie zrobiła. To się wydarzyło po naszym rozstaniu. Więc co?
- Powiedz mi. - pogłaskałem ją po policzku.
Odepchnęła moją rękę. Była przy tym naprawdę agresywna. Jakby się broniła przed moim dotykiem. Odsunęła się ode mnie i nieprzytomnie rozejrzała po pokoju. Spojrzała na mnie ze strachem i zacisnęła ręce na kołdrze.
- Obiecałeś, że mnie nie dotkniesz. - roztrzęsiona wycelowała we mnie palcem - Obiecałeś.
- Roly nie zrobiłem ci krzywdy.
- To bolało. - szepnęła spuszczając wzrok - Twój dotyk... To bolało! - rzuciła poduszką gdzieś w kąt.
- Roly przestań. - złapałem ją za rękę, a ona zaczęła krzyczeć.
Wyrywała się i szarpała. Podrapała mnie do krwi. Puściłem ją. Natychmiast się odsunęła i skuliła w rogu łóżka.
- Nie dotykaj. - szepnęła - To boli. Tak bardzo boli... - i znów zaczęła płakać.
Podniosłem się i odszedłem do drzwi. Mnie też bolało. Że nie mogłem nic zrobić. Mogłem tylko patrzeć na nią, kiedy się zadręcza, kiedy jej psychika powoli nie daje sobie rady. Szybko wybrałem numer.
- Co...? - usłyszałem senny głos po drugiej stronie.
- Przyjedź, bo kurwa nie wiem co się stało. Miała jakiś cholerny atak, a ja nawet nie mogę jej dotknąć. Mówi, że ją to boli. Co jest do cholery Vin?! - syknąłem.
- Miej ją na oku. Może sobie zrobić krzywdę. Za chwilę będę.
Rozłączył się, a ja zupełnie nie wiedziałem co robić. Patrzyłem jak moja miłość, moje serce powoli się wykańcza. I nic nie umiałem na to poradzić.
_______________________________________________
Taki dramat na po świętach? Hm... tak akurat wyszło. Nie planowałam tego!
Naprawdę w planach miałam oddanie rozdziału dużo wcześniej, ale mój plan nie wypalił.
Muszę bardziej się starać. Ale myślę, że i tak nie jest źle. No dobra, po sprawdzeniu daty publikacji ostatniego rozdziału, stwierdzam, że jednak jest źle. Postaram się coś jeszcze stworzyć i dodać jak najszybciej. Nie mam nic na swoją obronę :(
Mam jednak nadzieję, że ktoś jeszcze tu zagląda :)
wtorek, 7 listopada 2017
27. I tak cię znajdę
Leżałem na łóżku i wpatrywałem się w biały sufit mojej sypialni. Wszystko szło nie tak jak trzeba. Chciałem zmienić moje życie i mój pieprzony los. Ze zwykłego chłopaka stałem się bożyszczem nastolatek, a teraz czuję się jak kryminalista. Mam wielką tajemnicę, którą dzielę się tylko ze swoim "gangiem". Jak kretyńsko to brzmi? Podniosłem się do siadu i powoli wstałem. Musiałem zrobić coś, żeby stan tego cholernego odrętwienia się u mnie skończy. Tylko co? Rozejrzałem się po pokoju mając nadzieję, że znajdę coś co mi pomoże. Że nagle spłynie na mnie mądrość całego świata. Z szafy, którą jeszcze niedawno dzieliłem z Angelą wystawał jakiś karton. Podszedłem tam. Otworzyłem go. Nic ciekawego. Same buty. Napisałem blondynce, żeby po niego przyjechała. Prawie natychmiast do mnie oddzwoniła.
- Otwierałeś ten karton? - spytała ale jakimś dziwnie spiętym głosem.
- Nie. - odparłem.
Coś mi tu nie pasowało.
- Świetnie. - rozluźniła się - Będę za 15 minut. Możesz znieść go na dół.
Zaraz po zakończeniu połączenia ponownie zdjąłem górę. Wyciągnąłem buty. Pod nimi była jakaś teczka. Nie widziałem jej wcześniej przez te szpilki i górę gazet, które dziewczyna tu wpakowała. Otworzyłem ją. Dokumentacja medyczna? Ściągnąłem brwi. Czegoś chyba nie rozumiałem. Przejrzałem papiery i momentalnie wbiło mnie w podłogę. Byliśmy razem tyle czasu, a ona nigdy mi tego nie powiedziała. Świetnie. W tym momencie sama wpakowała się w kłopoty.
Czekałem na nią na dole. Niecierpliwiłem się coraz bardziej. Miałem ochotę coś uderzyć. Nie wiem dlaczego. Czy bardziej przez to że nigdy mi nie powiedziała, czy dlatego ze grała taką idealną. Jak mogłem popełnić tak wielki błąd w życiu i być z kimś takim jak ona? Przestań Malik. Musisz myśleć racjonalnie. Inaczej zginiesz. Racja. Racjonalnie. Poszedłem do gabinetu. Szybko skserowałem dokumenty. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Czułem ze zaraz coś rozniesie mnie od środka. Chyba że ja coś prędzej rozniosę. Otworzyłem. Blondynka z szerokim uśmiechem weszła, nawet na mnie nie patrząc. Wytrzymaj jeszcze Zayn. Rozejrzała się i podeszła do kartonu. Podniosła go.
- Chyba o czymś zapomniałaś. - mruknąłem wyciągając teczkę zza pleców.
Mina jej zrzedła. Była zdziwiona, a potem zrozpaczona. I nawet nie było mi jej szkoda. Nie po tym co zrobiła mi i Roly. Nie po tym co zrobiła sobie. Jak można być takim potworem? Mogła zrobić wszystko tylko nie to. Jest tyle innych wyjść a ona wybrała najgorsze. Nie rozumiałem jak mogłem ją kochać. Jak bardzo pragnąłem mieć ja obok siebie kiedy ona... Nie umiałem nawet znaleźć słów. Byłem tak bardzo wściekły. Bo nie rozumiałem co zrobiła, co nią kierowało i dlaczego to się stało. Była głupia i młoda ale to jej nie tłumaczy.
- Zayn ja ci to... - przerwałem jej.
- Wyjaśnisz? - zakpiłem - Nie musisz. Nie jestem ślepy. Widzę doskonale. Czarno na białym, twoje imię i nazwisko a pod nim nazwa zabiegu.
- To nie tak... Ja... - zaczęła panikować, a we mnie jeszcze bardziej wybierał gniew, bo wiedziałem że nie żałowała.
Bala się tylko o swoją reputację. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
- Ty co? Nie wiedziałaś co robisz? - warknąłem na nią. - Miałaś 16 lat. Chyba byłaś świadoma tej decyzji.
- Zrozum, - spojrzała na mnie błagalnie - to był mój pierwszy chłopak. Kochałam go. A potem zniknął, zostałam sama, a rodzice chcieli wyrzucić mnie z domu. Nie miałam wyjścia.
- Miałaś! - krzyknąłem podchodząc do niej. Skuliła się - Mogłaś odejść.
- Bez pieniędzy? Nie dałabym sobie rady!
A więc o to chodziło. Tylko o pieniądze. O to, żeby mogła żyć komfortowo i w przepychu. Było mi niedobrze kiedy na nią patrzyłem. Była zepsuta. Tak jak cała jej rodzina.
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. - warknąłem jej w twarz - A spróbuj tylko pisnąć słówkiem o Roly, a wszyscy się dowiedzą, że Angela Monro jest niedoszłą matką, bo zabiła własne dziecko.
Blondynka wybiegła z płaczem, a ja usiadłem na podłodze. Sam już nie wiedziałem co robić.
Kochanie, Kochanie, czuję się szalony, przez całą noc, całą noc i każdego dnia
Dajesz mi coś, oh, ale nic nie mówisz
Co się ze mną dzieje?
- Ty co? Nie wiedziałaś co robisz? - warknąłem na nią. - Miałaś 16 lat. Chyba byłaś świadoma tej decyzji.
- Zrozum, - spojrzała na mnie błagalnie - to był mój pierwszy chłopak. Kochałam go. A potem zniknął, zostałam sama, a rodzice chcieli wyrzucić mnie z domu. Nie miałam wyjścia.
- Miałaś! - krzyknąłem podchodząc do niej. Skuliła się - Mogłaś odejść.
- Bez pieniędzy? Nie dałabym sobie rady!
A więc o to chodziło. Tylko o pieniądze. O to, żeby mogła żyć komfortowo i w przepychu. Było mi niedobrze kiedy na nią patrzyłem. Była zepsuta. Tak jak cała jej rodzina.
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. - warknąłem jej w twarz - A spróbuj tylko pisnąć słówkiem o Roly, a wszyscy się dowiedzą, że Angela Monro jest niedoszłą matką, bo zabiła własne dziecko.
Blondynka wybiegła z płaczem, a ja usiadłem na podłodze. Sam już nie wiedziałem co robić.
* * *
Siedziałem pod drzwiami jej mieszkania. Nikogo nie było w środku. A przynajmniej tak mi się wydawało. Czekałem. W końcu się w sobie zebrałem. Chciałem wszystko wyjaśnić. Wszystko. Cała tą chorą sytuację. Mimo że nie chciałem jej skrzywdzić, uważałem, że musi znać prawdę. Będę przy niej i nie pozwolę jej się smucić. Nie pozwolę by ludzie ją niszczyli. Będę jeśli tylko mi pozwoli. Padnę na kolana jeśli będę musiał. Byle mnie przyjęła. Przytuliła. Powiedziała, że mnie kocha. Tylko tego chciałem. A może aż tyle po tym co zrobiłem.
Cichy śmiech. Tak dobrze mi znany. Powoli się podniosłem. Chwilę później moim oczom ukazała się ona. Zatrzymała się na przedostatnim stopniu, kiedy mnie zobaczyła. Była wychodzona; była połową poprzedniej siebie. Już wtedy było jej niewiele, więc ile ważyła teraz? Spojrzała na mnie ze strachem, a z jej ust zniknął uśmiech. Bała się mnie? Dlaczego? Dlaczego... Obok niej jak z pod ziemi wyrósł Vin. Rzucił mi krótkie spojrzenie. Nie wiedziałem co miało znaczyć. Al nie podobało mi się to co się działo. Roly się mnie bała, a Vin miał już jakiś plan. Chciałem go poznać, choć domyślałem się, że mi się nie spodoba.
- Idź do mieszkania. - mruknął łagodnie brunet zwracając się do dziewczyny.
Roly rzuciła mi nie pewne spojrzenie i podeszła do drzwi. Chciałem coś powiedzieć, przytulić ją, spytać co się stało, ale czułem, że powinienem stać w miejscu jak Smith. Dlatego nawet nie drgnąłem. Dopiero kiedy Equest zniknęła w swoim mieszkaniu, Vin do mnie podszedł.
- Co ty wyprawiasz?! - warknął na mnie - Jesteś pijany?
- Nie. - zaprzeczyłem od razu - Wypiłem tylko kieliszek wódki żeby mieć odwagę tu przyjść. Vin, ja chcę jej wszytko wyjaśnić.
Na twarzy przyjaciela malowało się teraz zdziwienie. Zniknęła cała złość. Był na mnie wściekły, bo tu przyszedłem, a teraz mi współczuł. Dlaczego? Bo przyszedłem? Chciałem wiedzieć wszystko, wykasować ten feralny dzień, który zdarzył się dwa tygodnie temu. Dla mnie mógł nie istnieć. Wiem, że zawaliłem, ale chciałem to wszystko naprawić. Czułem, że jeszcze nie jest za późno, że jeszcze mogę. Bałem się, że im dłużej będę zwlekał tym bardziej się od siebie oddalimy. Zależało mi na Roly jak na żadnej innej kobiecie do tej pory. Chciałem ją przy moim boku i zachowywałem się jak cholerny egoista, ale to z troski o nią. Czy to nie paradoks?
- To nie jest najlepszy czas. - mruknął brunet, spuszczając głowę.
- Nie będzie lepszego. - mruknąłem - Pozwól mi z nią porozmawiać.
Vin pojrzał na mnie z determinacją w oczach. Nie chciał, żebym z nią rozmawiał? Dlaczego? Przecież to oni cały czas namawiali mnie do powiedzenia prawdy, a kiedy chcę to zrobić, odwodzą mnie od tego pomysłu. Co tu się do cholery dzieję?! Byłem co raz bardziej skołowany. Jakbym wypalił kilka jointów.
- Nie, Zayn. - stwierdził twardo - Ona potrzebuje czasu.
- Minęły dwa tygodnie... - przerwał mi.
- Nie od tego, Zayn. - jego głos stał się cholernie zimny, jakby nie było go tam ze mną, tylko stał gdzieś indziej, i widział co innego - Dwa dni po waszej kłótni miał miejsce pewien... - odchrząknął - incydent. Roly trafiła do szpitala.
Warknąłem.
- Jess powiedziała mi to samo. Chcę wiedzieć dlaczego. Powiedz mi. - błagałem.
Nie wiedziałem co innego mogę zrobić. Kobieta, którą kochałem cierpiała, a ja stałem z boku i mogłem tylko na to patrzeć. To było niesprawiedliwe. Całe cholerne życie jest niesprawiedliwe!
- Nie mogę. - odparł - Nawet gdybym chciał... - urwał. Znów odchrząknął - Powiem jej, że chciałeś pogadać, ale wątpię, żeby była gotowa na coś więcej, niż to co widziałeś przed chwilą.
Ramiona mi opadły. Więc od teraz mam czekać nad nią pod jej mieszkaniem, żeby choć ją zobaczyć? I nie mogę podejść, dotknąć jej? Dlaczego? Co jest do cholery nie tak? Czego nie widzę? Co znów mi umknęło.
- Poczekaj. - mruknąłem, kiedy łapał za klamkę.
Wyjąłem kartę i długopis z kieszeni. Cholera, przygotowałem się na taki rozwój spraw, choć miałem nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Umiem tylko pisać piosenki, nie denne listy. Więc to co kołatało mi się w głowie, przelałem na papier.
Siedzę z szeroko otwartymi oczami za tymi czterema ścianami, mając nadzieję, że zadzwonisz
To po prostu okrutna egzystencja, tak jakby nie było nadziei w tym wszystkim
Kochanie, Kochanie, czuję się szalony, przez całą noc, całą noc i każdego dnia
Dajesz mi coś, oh, ale nic nie mówisz
Co się ze mną dzieje?
Nie chcę żyć wiecznie, bo wiem, że będę żył na próżno
I nie chcę pasować gdziekolwiek
Chcę wzywać Twoje imię dopóki nie wrócisz do domu
Siedzę z szeroko otwartymi oczami i mam jedną rzecz tkwiącą w mojej głowie
Zastanawiam się czy uniknąłem pocisku, czy po prostu straciłem miłość swojego życia
Dajesz mi coś, oh, ale nic nie mówisz
Co się ze mną dzieje?
Nie chcę żyć wiecznie, bo wiem, że będę żył na próżno
I nie chcę pasować gdziekolwiek
Chcę wzywać Twoje imię dopóki nie wrócisz do domu
Chcę wzywać Twoje imię dopóki nie wrócisz do domu
Westchnąłem cicho. Zgiąłem kartkę na pół i podpisałem ją jej imieniem. Odwróciłem się do bruneta i podałem mu list.
- Przekaż jej to i powiedz, że musi ze mną porozmawiać. Inaczej naprawdę trafię do psychiatryka. - mruknąłem zrezygnowany.
Vin tylko kiwnął głową i zniknął w mieszkaniu.
* * *
Kolejne dni nie przyniosły żadnych skutków. Siedziałem w domu, albo w studiu. Zazwyczaj sam i pisałem. Każdego wieczora czekałem na nią pod domem. I zawsze zachowywała się tak samo. Przystawała przerażona, unikała mojego wzroku. Vin stał tuż koło niej i prosił by weszła do mieszkania. A potem i on znikał. Czasem zamienialiśmy kilka słów, ale najczęściej czułem się tam jak powietrze.
Co wieczór starałem się nie upić do nieprzytomności, bo moje serce powoli rozrywało się na kawałki. Jedyne co jeszcze sprawiało, że jako tako się trzymałem to nadzieja, że ja i ona... Że Roly kiedyś do mnie wróci. Że będziemy razem. I może zachowuję się jak psychopata, albo aktor grający w komedii romantycznej. Ale chciałem ją odzyskać, bo mi na niej zależało.
Siedziałem na mojej kanapie. Sam. Telewizor był wyłączony. Przypatrywałem się ciemności. Mój dom nie był taki sam jak kiedyś. Teraz wydawał mi się moim więzieniem, choć mogłem z niego wyjść w każdej chwili. Za to mieszkanie Roly było jak twierdza nie do zdobycia. Co zrobić by rozbić mury wokół niego? Co?
Odezwał się mój telefon. Nie miałem ochoty odbierać. Byłem przekonany, że znów dzwoni Jess by sprawdzić w jakiej kondycji jestem. Niechętnie zwlekłem się z łóżka. Zmierzałem w stronę kuchni. Komórka ucichła. I sekundę później znów się odezwała. Zmarszczyłem brwi. Coś było nie tak. Wziąłem telefon. Roly? Natychmiast odebrałem.
- Zayn? Boję się. - szepnęła roztrzęsionym głosem - On tu znowu jest.
- Kto? - spytałem nie rozumiejąc zupełnie nic.
Wpadłem na korytarz i szybko naciągnąłem na stopy pierwsze lepsze buty. Kluczyki. Gdzie je dałem do cholery? Wbiegłem do kuchni.
- Boję się. Tak bardzo się boję. - zaczęła szlochać.
- Spokojnie. - starałem się brzmieć normalnie.
W tym momencie dostrzegłem kluczyki. Szybko je złapałem i wybiegłem z mieszkania.
- Gdzie jesteś? - spytałem, odpalając auto.
- W łazience. Zamknęłam się. - szepnęła - On mnie szuka.
- Roly spokojnie. Za chwilę u ciebie będę, nie rozłączaj się. Słyszysz?
- Tak. - odparła tylko.
Złamałem wszystkie przepisy, gdy próbowałem nie zabić nikogo, kto poruszał się po nocy tą samą drogą co ja. Wyskoczyłem z auta i wbiegłem po schodach. Drzwi do jej mieszkania faktycznie były otwarte. Napisałem do Vina smsa, że ktoś włamał się do mieszkania Roly. Powoli wszedłem do środka. Było ciemno. Skrzypnięcie podłogi. Wydawało mi się, że dobiega z sypialni. Bardzo cicho szedłem w tamtą stronę.
- Skarbie pokaż się. I tak cię znajdę. - to był głos, którego nie znałem.
Jakiś mężczyzna. Jakim prawem zwracał się tak do Roly? Stał obok łóżka. Tyłem do mnie. On był niczego nie świadomy, a ja mocno uderzyłem go w tył głowy. Upadł na kolana. Zamachnął się ręką za siebie. Krzyknąłem. Dopiero teraz dojrzałem, że w dłoni trzyma nóż brudny od mojej krwi. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No proszę. Nie tylko ja szukam ten małej... - nie dałem mu dokończyć. Uderzyłem go mocno w twarz i wykręciłem rękę.
Upuścił broń i krzyknął z bólu. Jestem pewien, że złamałem mu rękę. Nie miałem dla niego litości. Biłem go póki nie stracił przytomności. Dopiero wtedy rozejrzałem się za czymś, czym mógłbym go związać. Nie znalazłem nic lepszego niż prześcieradło. Ogarnąłem wzrokiem resztę mieszkania. Wyglądało na to, że był sam. Lub jego wspólnik uciekł. Zamknąłem sypialnię na wszelki wypadek, jeśli tamten jednak by się zbudził. Poprosiłem Vina by zawiadomił policję.
Łazienka. Zapukałem lekko do drzwi.
- Roly? - starałem się brzmieć najłagodniej jak się dało - To ja. Otwórz.
Cisza.
- Roly? On cię już nie skrzywdzi. Za chwilę będzie tu policja.
Cichy szmer. Dwa, trzy kroki. Przekręcanie klucza w zamku. Dziewczyna uchyliła lekko drzwi, tak, że mogła na mnie spojrzeć przez niewielką szparę. Była przerażona. Trzęsła się. Nadal płakała.
- Otwórz. - poprosiłem na co zaprzeczyła ruchem głowy - Nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję. Nie dotknę cię, jeśli mi nie pozwolisz.
Spojrzała na mnie niepewnie swoimi dużymi oczami. Popchnęła drzwi i cofnęła się w głąb pomieszczenia zapalając światło. Powoli wszedłem do środka. Adrenalina powoli zeszła z mojego ciała. Poczułem ból w nodze. Przysiadłem na krawędzi wanny i spojrzałem na rozciętą łydkę. Nie wyglądało to najlepiej. Przeniosłem wzrok na Roly. Z przerażeniem lustrowała moją ranę.
- To nic. - mruknąłem.
- Ja... - zaczęła nie pewnie - Ja ci pomogę. Tylko się nie ruszaj. Proszę. - szepnęła słabo.
Kiwnąłem głową. Szatynka niepewnym krokiem podeszła do szafki i wyciągnęła z niej bandaże i nożyczki. Później powoli do mnie podeszła. Ostrożnie rozcięła moje spodnie i zaczęła bandażować ranę. Syknąłem na co odskoczyła. Zacisnąłem mocniej dłonie na wannie i starałem się w żaden sposób jej nie przestraszyć. Zacisnąłem powieki, modląc się by skończyła. Ból narastał. Ale wszystko było warte tego jednego momentu kiedy jej drobna dłoń otarła moje czoło z potu. Potarła moje zarośnięte policzki. Ale kiedy otworzyłem oczy znów stała z dala ode mnie. Jakby to co zrobiła przed chwilą, było błędem.
____________________________________________________________
Witam, jeśli jeszcze ktoś tu zagląda.
Wiem, że bardzo długo nic nie dodawałam, ale to przez szkołę (i to nie wymówka)
Jestem zła na siebie, że nie znalazłam czasu na dokończenie rozdziału szybciej.
Postaram się teraz pisać z telefonu, powinnam wtedy szybciej kończyć rozdziały.
Jeśli nadal tu jesteś zostaw coś po sobie ;)
Do następnego!
wtorek, 12 września 2017
26. Ona mnie skrzywdziła
Kurwa. Nadal nie wiedziałem jak to wszystko się stało. Jak mogłem do tego dopuścić. Życie jest jednak cholernie niesprawiedliwe. Nie chciałem ranić Roly. Nie chciałem tego powiedzieć. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Ale czasu nie cofnę. Muszę ją chronić. To był jedyny sposób. Jedyne co mogłem zrobić, by była bezpieczna to ta cholerna kłótnia. Ona nie mogła wiedzieć. Może kiedyś się dowie, być może ode mnie, ale nie pozwolę by ktoś zrobił z niej sensację. To chore. Wiedziałem, że media, że życie, które by ją dopadło po tym wszystkim, zniszczyło by ją, nie ważne czy byłbym obok. To nie jest to, czego dla niej chcę. I tak byłaby na językach będąc ze mną. Jeśli do tego doszłaby ta informacja... Świat, ludzie by ją zniszczyli. Nie chciałem dla niej tego. Dlatego pokazuję się publicznie z tą pojebaną kretynką. Zostawiłem ją. Bolało mnie to, kiedy mnie rzuciła, ale już wtedy czułem coś do Roly. A kiedy na dobre pożegnałem Angele, chciałem już tylko mojej Roly. Dlaczego nie mogę jej mieć?! Cholera... Kiedy myślę o naszych początkach, o tym jak nie mogliśmy się dogadać... A kiedy widziałem ją u Vina tylko w jego koszulce... Nie mogłem oderwać wzroku. Była taka piękna. I pociągała mnie zupełnie o tym nie wiedząc. To jak marszczyła nos kiedy składałem na nim pocałunek, a nasza wspólna noc... Wtedy już nie było odwrotu. Od tamtej pory nie widziałem poza nią świata. Było tylko ona. Piękna, mądra i wspaniała. Ale tak bardzo brakowało jej poczucia pewności i własnej wartości. Wiedziałem, że jeszcze pogorszyłem sprawę naszą kłótnią. Zachowałem się jak ostatni kretyn, ale musiałem. Dla jej dobra.
Do moich uszu dobiegł trzask drzwi. Wywróciłem oczami. Kolejna osoba, która przyszła zbełtać mnie z błotem. W wejściu do salonu stanęła Jess. Wyglądała jak wściekła osa, a z jej nozdrzy dosłownie leciała para. Cholera, ta kobieta mnie zabije. Co prawda jesteśmy przyjaciółmi od zawsze. Znaczy, wywinąłem i jej kilka niemiłych rzeczy, ale staram się poprawiać. Z Roly było mi łatwiej. Był obok ktoś, kto mnie rozumiał.
- Co ty kurwa zrobiłeś idioto? - warknęła na mnie, podchodząc powoli, jak łowca do ofiary.
Podniosłem się z kanapy. Nie chciałem umrzeć nie broniąc się.
- To co musiałem. - mruknąłem cicho.
Miałem cholerne wyrzuty sumienia.
- To co musiałeś? - jej głos był wyższy niż zawsze, pewnie ze zdenerwowania - Zostawiłeś ją, w tak okropny sposób i jeszcze prowadzasz się z tą szmatą, jakby była dla ciebie ważna! Nie oszukuj mnie! Wiem, że nie jest! Wiesz, że ona teraz nie może się pozbierać?! Wylądowała w szpitalu i to przez ciebie! I w... - przerwałem jej.
- Co? - musiałem usiąść - W szpitalu? Dlaczego? Co się stało? Jess! - podniosłem się.
Musiałem wiedzieć. Jeśli coś jej jest... Przeze mnie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Przyjaciółka spojrzała na mnie łagodniej i podeszła. Położyła mi dłoń na ramieniu.
- Powinieneś powiedzieć jej prawdę. Prędzej czy później i tak się dowie, a...
- Nie! - warknąłem i cofnąłem się na tyle, by nie mogła mnie dotknąć - Obiecałem mu, że dotrzymam tajemnicy tak długo jak to możliwe.
- Ale nie za wszelką cenę. - oburzyła się, próbując postawić na swoim.
- Za wszelką cenę, Jess. - powiedziałem z determinacją.
- Jesteś kretynem. Ona by ci wybaczyła. Mógłbyś teraz przy niej być. - pokręciła głową - Byłam u niej i wiesz co ci powiem? - spojrzała mi w oczy - Nie widzieliście się od trzech tygodni. Schudła. Waży może 45 kilo. Wyobraź sobie jak teraz wygląda. Nie chce jeść. Na początku jeszcze próbowała pracować, a teraz już nie jest w stanie. Prawdopodobnie ma depresję i nie chce chodzić do psychologa. To wszystko jej zafundowałeś swoim odejściem.
Zaparło mi dech w piersiach. Czułem jak coś rozrywa nie od środka. Kiedy widziałem jej wyniszczony obraz w mojej głowie. Och, moja kochana Roly.
- I wiesz co mi powiedziała gdy wychodziłam? - Jess uparcie utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy - On też jest moją inspiracją.
Wtedy już nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło. Z moich oczu uleciały łzy. Przyjaciółka patrzyła na mnie w szoku. Ale ominąłem ją tylko i zostawiłem samą w moim mieszkaniu. Nie dbałem o to, że zmoknę wychodząc bez kurtki. Po prostu wyszedłem na deszcz. I biegłem. Biegłem do niej. Waliłem w drzwi od dobrej godziny. Pewnie nie było jej w domu, ale nie potrafiłem przestać. Usłyszałem głosy na klatce schodowej. Schowałem się w cieniu. Najpierw pojawił się cień. Dopiero później zobaczyłem Vina, a za nim... O mój Boże. Jeśli to była Roly. To była Roly. Ale nie wyglądała jak ona. Miała na sobie sweterek. Ten, który jeszcze nie dawno podkreślał jej wspaniałe kształty. Dzisiaj wisiał na niej, jakby był o dwa rozmiary za duży. Ledwo co przełknąłem ślinę kiedy zobaczyłem jej twarz. Kości policzkowe były tak widoczne, że przez chwilę miałem wrażenie, że przebiją skórę. Miała wory pod oczami i opuchnięte powieki. Nie widziałem jej dotąd w takim stanie. Ledwie stała na nogach. Chwiała się. Oparła się o ścianę i otworzyła drzwi. Posłała Vinowi słaby uśmiech.
- Zjedz coś. - poprosił ciemnowłosy.
Słyszałem troskę w jego głosie. Zajmij się nią Kevin. Ona teraz potrzebuje kogoś bliskiego.
- Nie jestem głodna. - szepnęła naciągając rękawy mocniej na dłonie.
- Roly... - zaczął łagodnie, ale mu przerwała.
- Boję się. - w jej oczach stanęły łzy - Vin jeśli znów nad tym nie zapanuję? Co jeśli tym razem skończy się to gorzej? - zaczęła płakać.
- Nie bój się. - mruknął i mocno ją przytulił - Będzie dobrze. Obiecuję.
Schowała się w jego ramionach kręcąc głową. Jakby chciała powiedzieć, że nic już nie będzie dobrze. Bolało mnie to. Byłem tak blisko niej, a nie mogłem jej pomóc. Mogłem tylko patrzeć jak bardzo ją skrzywdziłem. I musiałem robić to dalej. Nie mogłem się nawet do niej zbliżyć.
- A jeśli on znowu... - zaczęła histerycznie.
- Nie pozwolę mu się zbliżyć, ok? - spojrzał jej w oczy - Roly jesteś przy mnie bezpieczna. Policja już zajęła się tą sprawą.
Co?! Jaka kurwa policja?! Miałem ochotę wziąć ją w ramiona i spytać o co chodzi. Nie rozumiałem dlaczego i co się dzieje. Kurwa! musiałem wiedzieć. Czułem, że było gorzej niż myślałem i że Jess nie powiedziała mi wszystkiego. Tylko dlaczego? Moja mała Roly.
- Ja tylko... jesteś jedyną osobą, która może mnie przytulić. Boję się samej siebie Vin. - szeptała.
Coś ty z nią zrobił Malik?
Do moich uszu dobiegł trzask drzwi. Wywróciłem oczami. Kolejna osoba, która przyszła zbełtać mnie z błotem. W wejściu do salonu stanęła Jess. Wyglądała jak wściekła osa, a z jej nozdrzy dosłownie leciała para. Cholera, ta kobieta mnie zabije. Co prawda jesteśmy przyjaciółmi od zawsze. Znaczy, wywinąłem i jej kilka niemiłych rzeczy, ale staram się poprawiać. Z Roly było mi łatwiej. Był obok ktoś, kto mnie rozumiał.
- Co ty kurwa zrobiłeś idioto? - warknęła na mnie, podchodząc powoli, jak łowca do ofiary.
Podniosłem się z kanapy. Nie chciałem umrzeć nie broniąc się.
- To co musiałem. - mruknąłem cicho.
Miałem cholerne wyrzuty sumienia.
- To co musiałeś? - jej głos był wyższy niż zawsze, pewnie ze zdenerwowania - Zostawiłeś ją, w tak okropny sposób i jeszcze prowadzasz się z tą szmatą, jakby była dla ciebie ważna! Nie oszukuj mnie! Wiem, że nie jest! Wiesz, że ona teraz nie może się pozbierać?! Wylądowała w szpitalu i to przez ciebie! I w... - przerwałem jej.
- Co? - musiałem usiąść - W szpitalu? Dlaczego? Co się stało? Jess! - podniosłem się.
Musiałem wiedzieć. Jeśli coś jej jest... Przeze mnie. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Przyjaciółka spojrzała na mnie łagodniej i podeszła. Położyła mi dłoń na ramieniu.
- Powinieneś powiedzieć jej prawdę. Prędzej czy później i tak się dowie, a...
- Nie! - warknąłem i cofnąłem się na tyle, by nie mogła mnie dotknąć - Obiecałem mu, że dotrzymam tajemnicy tak długo jak to możliwe.
- Ale nie za wszelką cenę. - oburzyła się, próbując postawić na swoim.
- Za wszelką cenę, Jess. - powiedziałem z determinacją.
- Jesteś kretynem. Ona by ci wybaczyła. Mógłbyś teraz przy niej być. - pokręciła głową - Byłam u niej i wiesz co ci powiem? - spojrzała mi w oczy - Nie widzieliście się od trzech tygodni. Schudła. Waży może 45 kilo. Wyobraź sobie jak teraz wygląda. Nie chce jeść. Na początku jeszcze próbowała pracować, a teraz już nie jest w stanie. Prawdopodobnie ma depresję i nie chce chodzić do psychologa. To wszystko jej zafundowałeś swoim odejściem.
Zaparło mi dech w piersiach. Czułem jak coś rozrywa nie od środka. Kiedy widziałem jej wyniszczony obraz w mojej głowie. Och, moja kochana Roly.
- I wiesz co mi powiedziała gdy wychodziłam? - Jess uparcie utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy - On też jest moją inspiracją.
Wtedy już nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło. Z moich oczu uleciały łzy. Przyjaciółka patrzyła na mnie w szoku. Ale ominąłem ją tylko i zostawiłem samą w moim mieszkaniu. Nie dbałem o to, że zmoknę wychodząc bez kurtki. Po prostu wyszedłem na deszcz. I biegłem. Biegłem do niej. Waliłem w drzwi od dobrej godziny. Pewnie nie było jej w domu, ale nie potrafiłem przestać. Usłyszałem głosy na klatce schodowej. Schowałem się w cieniu. Najpierw pojawił się cień. Dopiero później zobaczyłem Vina, a za nim... O mój Boże. Jeśli to była Roly. To była Roly. Ale nie wyglądała jak ona. Miała na sobie sweterek. Ten, który jeszcze nie dawno podkreślał jej wspaniałe kształty. Dzisiaj wisiał na niej, jakby był o dwa rozmiary za duży. Ledwo co przełknąłem ślinę kiedy zobaczyłem jej twarz. Kości policzkowe były tak widoczne, że przez chwilę miałem wrażenie, że przebiją skórę. Miała wory pod oczami i opuchnięte powieki. Nie widziałem jej dotąd w takim stanie. Ledwie stała na nogach. Chwiała się. Oparła się o ścianę i otworzyła drzwi. Posłała Vinowi słaby uśmiech.
- Zjedz coś. - poprosił ciemnowłosy.
Słyszałem troskę w jego głosie. Zajmij się nią Kevin. Ona teraz potrzebuje kogoś bliskiego.
- Nie jestem głodna. - szepnęła naciągając rękawy mocniej na dłonie.
- Roly... - zaczął łagodnie, ale mu przerwała.
- Boję się. - w jej oczach stanęły łzy - Vin jeśli znów nad tym nie zapanuję? Co jeśli tym razem skończy się to gorzej? - zaczęła płakać.
- Nie bój się. - mruknął i mocno ją przytulił - Będzie dobrze. Obiecuję.
Schowała się w jego ramionach kręcąc głową. Jakby chciała powiedzieć, że nic już nie będzie dobrze. Bolało mnie to. Byłem tak blisko niej, a nie mogłem jej pomóc. Mogłem tylko patrzeć jak bardzo ją skrzywdziłem. I musiałem robić to dalej. Nie mogłem się nawet do niej zbliżyć.
- A jeśli on znowu... - zaczęła histerycznie.
- Nie pozwolę mu się zbliżyć, ok? - spojrzał jej w oczy - Roly jesteś przy mnie bezpieczna. Policja już zajęła się tą sprawą.
Co?! Jaka kurwa policja?! Miałem ochotę wziąć ją w ramiona i spytać o co chodzi. Nie rozumiałem dlaczego i co się dzieje. Kurwa! musiałem wiedzieć. Czułem, że było gorzej niż myślałem i że Jess nie powiedziała mi wszystkiego. Tylko dlaczego? Moja mała Roly.
- Ja tylko... jesteś jedyną osobą, która może mnie przytulić. Boję się samej siebie Vin. - szeptała.
Coś ty z nią zrobił Malik?
* * *
Ledwo doszedłem do drzwi własnego domu. Zatoczyłem się. Wszystko było jakieś dziwnie nie wyraźne. Zacząłem szukać klucza, uprzednio opierając się o drzwi z hukiem. Nie mogłem ich znaleźć. A może miałem je w kieszeni tylko pod ręką wyczuwałem inny kształt. Starałem się zapalić latarkę w telefonie. Zamiast skierować ją w dół, poświeciłem sobie w oczy. Upuściłem telefon. Cholera. Uklęknąłem i zacząłem go szukać. Złapałem go i podświetliłem przedmiot z kieszeni. To tylko pusta paczka po papierosach. Drzwi otworzyły się z impetem. Odskoczyłem. A przynajmniej przeturlałem się po ziemi. Nade mną pojawiła się Jess. Ale co ona robiła w moim domu?
- Kretyn! - warknęła.
- Wyprrrrraszam s-obie. - mruknąłem z plączącym się językiem w ustach - Jesssstem tylko mądrry inaszej.
Westchnęła. Złapała mnie mocno za rękę i pociągnęła do góry. Z trudem się uniosłem. Chwile później grzałem ciepłe miejsce na kanapie. Przekręciłem się bokiem, przodem do oparcia. Usłyszałem fragment rozmowy Jess i natychmiast otrzeźwiałem.
- Vin?... Jest u mnie Zayn. Kompletnie pijany. - za pewne teraz dziewczyna przegryzała wargę - Widział się z Roly?... Nie?... Może byłam dla niego za ostra... Wygląda gorzej niż zwykle. A co u Roly?... Cholera niech ja tylko dorwę tego... - przerwała z westchnięciem - Boję się o nią. Nic sobie nie zrobi?... Tak. Jutro mogę u niej zostać, ale ty musisz być u mnie, gdyby Zayn znów się nawalił... Dzięki, pa Vin.
Nic nie rozumiałem. Nic...
Obudziłem się z bólem głowy i totalnym zaćmieniem myślowym. Nie pamiętałem praktycznie nic z poprzedniego wieczora. No może nic prócz wejścia do baru. Zaczepiało mnie wiele dziewczyn, ale miałem je gdzieś. Myślałem tylko o jednej, przez którą trafiłem do tego cholernego baru. Usiadłem powoli na kanapie. Kręciło mi się w głowie. Alkohol przynajmniej na chwilę pozwolił mi przestać się obwiniać. Nie mogę jej powiedzieć. Nie mogę rzucić Angeli, bo to ona wszystko wyśpiewa Roly. Nadal nie wiedziałem, skąd dowiedziała się o przeszłości mojej miłości. Być może od Chrisa. Myślałem, że dostatecznie dobrze go uciszyłem. Widocznie nie do końca. Musiałem znaleźć jakiś sposób na tą całą sytuację. Inaczej kopnę w kalendarz szybciej niż to konieczne. Chciałbym jeszcze pocieszyć się życiem i założyć rodzinę. Mieć syna, psa i dom. Kochającą żonę. Ją. Tylko ją chcę za żonę. Za dwa lat moglibyśmy wziąć ślub, po tym jak dowiedzielibyśmy się o tym, że będziemy mieć dziecko. Nie fantazjuj Zayn. I tak do tego nie dojdzie. Zawaliłeś. Dlaczego ten stary idiota powiedział to akurat mi. Gdyby przekazał to Paulowi, ja mógłbym nadal z nią być. Nie obciążony żadnymi obowiązkami względem niej, prócz miłością. Ale jaki to obowiązek? To była przyjemność mieć ją obok o każdej porze dnia i nocy.
Powoli podniosłem się do pionu. Podparłem się o stolik, strącając z niego wazon z kwiatami. Chciałem posprzątać bałagan, który narobiłem, więc uklęknąłem. Usłyszałem kroki. Z resztkami naczynia w dłoni, próbowałem się podnieść. Przywaliłem głową w stolik. Zakląłem. Powoli uniosłem się na równe nogi. Nie było to łatwe. Jess uważnie przyglądała mi się ze skrzyżowanymi rękami pod biustem. Nie miałem ochoty na rozmowę wychowawczą i uświadamianie mi jaki to jestem nieodpowiedzialny. Wiedziałem to doskonale.
- Jak się czujesz, Zayn?! - krzyknęła na co, zmrużyłem oczy i zacisnąłem dłonie.
Poczułem okropny ból w lewej ręce. Wypuściłem kawałki wazonu na podłogę. Powoli przecisnąłem się obok Jess i skierowałem do łazienki. Przemyłem dłoń, a potem chlupnąłem sobie zimną wodą w twarz. Musiałem się rozbudzić. Musiałem jakoś uporządkować swoje sprawy. Tylko jak? Nie wiedziałem od której strony zabrać się za swoje życie. Na razie stałem na pewno od dupy strony. Cholera. Co teraz? Nie użalaj się nad sobą tylko zacznij robić. Łatwo mówić, trudno zrobić. A kto da rade jak nie ty Malik? Wszyscy, tylko nie ja. Uspokój się. Weź się w garść wieśniaku. Przywaliłem sobie w twarz. Zabolało, ale to był jakiś impuls do działania. Musiałem zrobić coś, cokolwiek.
Szybko wyszedłem z pomieszczenia i wciągnąłem buty na stopy.
- Co ty robisz? - spytała Jess.
- Nie wiem. - mruknąłem tylko.
- Nie idź do niej. Ona... to nie najlepszy pomysł. - zaczęła.
- Niby czemu? - uniosłem brew, chciałem ją sprowokować.
Trudno było mi takiego grać z tym cholernym bólem głowy!
- Bo... - zawahała się. Złapałem za klamkę - Nie! - złapała mnie mocno za ramię - Ona nie jest w stanie się teraz z tobą widzieć, nie po tym co stało się tydzień temu.
- Co się stało? - warknąłem.
- Ktoś... Nie powinnam ci mówić! - wybuchnęła nagle - Zabronili mi i tym razem mnie nie podejdziesz. Zjebałeś. Czego nie rozumiesz?
- Że próbujecie chronić ją przede mną jak przed ogniem, a ja jestem ostatnią osobą, która może ją skrzywdzić! - ryknąłem.
- Ty już pokazałeś jak to jej nie krzywdzisz. - zabolało - A teraz nawet się do niej nie zbliżaj! Będzie jeszcze gorzej.
- Co? - ramiona mi opadły.
- Po prostu... - zwiesiła głowę i westchnęła. Znów na mnie spojrzała - Póki nie będziesz chciał jej odzyskać, nie próbuj się z nią kontaktować w żaden sposób.
Pokiwałem tylko twierdząco głową i wyszedłem. Było nieznośnie gorąco. Brakowało mi trochę deszczu. Tego który towarzyszył mi na każdym kroku w Londynie. Opuściłem głowę. Musiałem... Chciałem zrobić coś, żeby móc się chociaż do niej odezwać. Nie wiedziałem co się dzieje. Nic już nie wiedziałem. Czułem się jak ostatni kretyn.
W domu czekała na mnie niemiła niespodzianka. Angela siedziała na kanapie w moim salonie. Nie przypominałem sobie bym dawał jej z powrotem klucze. Spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Jak ty wyglądasz Malik? - podeszłą do mnie - Śmierdzisz wódką. Jak mam się z tobą pokazać na rodzinnym obiedzie w moim domu?
Cholera. To dziś? Nie miałem ochoty grać świetnego narzeczonego. Szczególnie nie przy niej. Zdobyła mnie tylko jednym sposobem. Szantażem. Nie mogłem pozwolić jej na zniszczenie Roly. Nie wiedziałem jak tego uniknąć inaczej. Dlatego zgodziłem się na ten chory układ.
- Nie pokazuj się. Proste. - mruknąłem i opadłem na kanapę - Dziś nie będę wyglądał lepiej.
- Ostrzegam cię, że jak nie będziesz robi co mówię, to media dostaną wszystkie dane na temat naszej kochanej Roly. Tego byś nie chciał, co?
Warknąłem pod nosem. Zaśmiała się i pogłaskała mnie po policzku. Natychmiast odepchnąłem jej rękę. Podniosłem się i skierowałem do łazienki. Zimny, półgodzinny prysznic był tym, czego potrzebowałem. Oczyściłem nieco myśli, chociaż o poukładaniu ich nie było mowy. Ubrałem się na luzie. Nie miałem zamiaru cisnąć się w garniturze. Nie dla niej i dla jej rodziny. Czekałem na nią w samochodzie. Miała na sobie wieczorową sukienkę.
- Jak ty wyglądasz? - jęknęła, komentując tym samym moje jeansowe spodnie, białą koszulkę i skórzaną kurtkę.
- Jak ja. - wzruszyłem ramionami.
Roly nie przeszkadzałby mój strój. Przeciwnie. Pewnie zmierzwiłaby moje włosy i powiedziała, że wyglądam świetnie, że podobam jej się takim jakim jestem. Odpaliłem samochód i wrzuciłem pierwszy bieg. Jako, że rodzina Angeli mieszkała daleko, mieliśmy tam zostać na noc. Miałem zamiar się stamtąd zmyć pod byle jakim pretekstem.
Na miejscu wysiadłem z auta z lekkim ociąganiem. Nie chciałem tam być. Miałem zupełnie co innego na głowie niż rodzinne spotkanka. Tym bardziej, że nie należałem do rodziny i nigdy nie zamierzałem należeć.
- Angela! - krzyknęła jej mama i mocno ją ścisnęła - Zayn! - mimowolnie cofnąłem się krok.
Nie chciałem, żeby mnie ściskała. Robiła to przed naszym zerwaniem i wtedy mi to nie przeszkadzało. Teraz miałem to wszystko w dupie. Blondynka obok mnie chrząknęła.
- Miło panią widzieć. - mruknąłem - Myślę, że trochę się zmieniło od mojej ostatniej wizyty.
Pokiwała tylko głową z uśmiechem.
- Rozumiem. Nie będę naciskać.
Zaprowadziła nas do jadalni. Ich dom był ogromny, a przepych wylewał się oknami. Nigdy do tego nie przywyknę. Poza tym Angela, jej dwie starsze siostry i dwóch starszych braci nadal mieszkają w tym domu. Cholera, kto w moim wieku mieszka jeszcze z rodzicami? Ok, jeśli są zmuszeni warunkami finansowymi, czy losową sytuacją, ale ci tutaj mają forsę. Nigdy tego nie pojmę. Usiadłem na drewnianym krześle, uprzednio witając się z wszystkimi, szczególnie z panem domu.
- Pomódlmy się. - zaproponował pan domu.
Ah, zapomniałem wspomnieć. To bardzo wierząca rodzina. Wstałem i po krótkiej modlitwie znów opadłem na krzesło.
- Zayn? - spojrzałem na mamę Angeli - Nie wyglądasz najlepiej.
- Miałem ciężką noc. - odparłem tylko, na co siostry blondynki zachichotały.
Jeśli pomyślały, że ja i ona coś razem... Nie ma opcji! Musiałbym być idiotą.
- A cóż takiego robiłeś? - rzuciła mi przelotne spojrzenie.
Co za wścibska baba.
- Piłem. - mruknąłem nie wzruszony, a wrzawa przy stole ustała.
Czułem na sobie spojrzenia, każdej osoby siedzącej przy stole.
- Co robiłeś? - spytała ponownie.
- Upiłem się. - spojrzałem jej w oczy - Mówiłem, trudna noc.
- Można wiedzieć dlaczego? - kurwa, jeszcze jedno pytanie i wybuchnę.
- Z powodu pani córki. Ale myślę, że to są już nasze prywatne sprawy.
- To nie są wasze prywatne sprawy, bo chodzi o moją córkę! - ryknął ojciec Angeli - Zrobiłeś jej coś?! Pytam, skrzywdziłeś ją?!
Uniosłem tylko lekko brwi i spojrzałem na niego znudzony.
- Ona mnie skrzywdziła.
Wstałem i wyszedłem nie dziękując za zaproszenie na najgorszy obiad, na jakim byłem.
Szybko wyszedłem z pomieszczenia i wciągnąłem buty na stopy.
- Co ty robisz? - spytała Jess.
- Nie wiem. - mruknąłem tylko.
- Nie idź do niej. Ona... to nie najlepszy pomysł. - zaczęła.
- Niby czemu? - uniosłem brew, chciałem ją sprowokować.
Trudno było mi takiego grać z tym cholernym bólem głowy!
- Bo... - zawahała się. Złapałem za klamkę - Nie! - złapała mnie mocno za ramię - Ona nie jest w stanie się teraz z tobą widzieć, nie po tym co stało się tydzień temu.
- Co się stało? - warknąłem.
- Ktoś... Nie powinnam ci mówić! - wybuchnęła nagle - Zabronili mi i tym razem mnie nie podejdziesz. Zjebałeś. Czego nie rozumiesz?
- Że próbujecie chronić ją przede mną jak przed ogniem, a ja jestem ostatnią osobą, która może ją skrzywdzić! - ryknąłem.
- Ty już pokazałeś jak to jej nie krzywdzisz. - zabolało - A teraz nawet się do niej nie zbliżaj! Będzie jeszcze gorzej.
- Co? - ramiona mi opadły.
- Po prostu... - zwiesiła głowę i westchnęła. Znów na mnie spojrzała - Póki nie będziesz chciał jej odzyskać, nie próbuj się z nią kontaktować w żaden sposób.
Pokiwałem tylko twierdząco głową i wyszedłem. Było nieznośnie gorąco. Brakowało mi trochę deszczu. Tego który towarzyszył mi na każdym kroku w Londynie. Opuściłem głowę. Musiałem... Chciałem zrobić coś, żeby móc się chociaż do niej odezwać. Nie wiedziałem co się dzieje. Nic już nie wiedziałem. Czułem się jak ostatni kretyn.
W domu czekała na mnie niemiła niespodzianka. Angela siedziała na kanapie w moim salonie. Nie przypominałem sobie bym dawał jej z powrotem klucze. Spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Jak ty wyglądasz Malik? - podeszłą do mnie - Śmierdzisz wódką. Jak mam się z tobą pokazać na rodzinnym obiedzie w moim domu?
Cholera. To dziś? Nie miałem ochoty grać świetnego narzeczonego. Szczególnie nie przy niej. Zdobyła mnie tylko jednym sposobem. Szantażem. Nie mogłem pozwolić jej na zniszczenie Roly. Nie wiedziałem jak tego uniknąć inaczej. Dlatego zgodziłem się na ten chory układ.
- Nie pokazuj się. Proste. - mruknąłem i opadłem na kanapę - Dziś nie będę wyglądał lepiej.
- Ostrzegam cię, że jak nie będziesz robi co mówię, to media dostaną wszystkie dane na temat naszej kochanej Roly. Tego byś nie chciał, co?
Warknąłem pod nosem. Zaśmiała się i pogłaskała mnie po policzku. Natychmiast odepchnąłem jej rękę. Podniosłem się i skierowałem do łazienki. Zimny, półgodzinny prysznic był tym, czego potrzebowałem. Oczyściłem nieco myśli, chociaż o poukładaniu ich nie było mowy. Ubrałem się na luzie. Nie miałem zamiaru cisnąć się w garniturze. Nie dla niej i dla jej rodziny. Czekałem na nią w samochodzie. Miała na sobie wieczorową sukienkę.
- Jak ty wyglądasz? - jęknęła, komentując tym samym moje jeansowe spodnie, białą koszulkę i skórzaną kurtkę.
- Jak ja. - wzruszyłem ramionami.
Roly nie przeszkadzałby mój strój. Przeciwnie. Pewnie zmierzwiłaby moje włosy i powiedziała, że wyglądam świetnie, że podobam jej się takim jakim jestem. Odpaliłem samochód i wrzuciłem pierwszy bieg. Jako, że rodzina Angeli mieszkała daleko, mieliśmy tam zostać na noc. Miałem zamiar się stamtąd zmyć pod byle jakim pretekstem.
Na miejscu wysiadłem z auta z lekkim ociąganiem. Nie chciałem tam być. Miałem zupełnie co innego na głowie niż rodzinne spotkanka. Tym bardziej, że nie należałem do rodziny i nigdy nie zamierzałem należeć.
- Angela! - krzyknęła jej mama i mocno ją ścisnęła - Zayn! - mimowolnie cofnąłem się krok.
Nie chciałem, żeby mnie ściskała. Robiła to przed naszym zerwaniem i wtedy mi to nie przeszkadzało. Teraz miałem to wszystko w dupie. Blondynka obok mnie chrząknęła.
- Miło panią widzieć. - mruknąłem - Myślę, że trochę się zmieniło od mojej ostatniej wizyty.
Pokiwała tylko głową z uśmiechem.
- Rozumiem. Nie będę naciskać.
Zaprowadziła nas do jadalni. Ich dom był ogromny, a przepych wylewał się oknami. Nigdy do tego nie przywyknę. Poza tym Angela, jej dwie starsze siostry i dwóch starszych braci nadal mieszkają w tym domu. Cholera, kto w moim wieku mieszka jeszcze z rodzicami? Ok, jeśli są zmuszeni warunkami finansowymi, czy losową sytuacją, ale ci tutaj mają forsę. Nigdy tego nie pojmę. Usiadłem na drewnianym krześle, uprzednio witając się z wszystkimi, szczególnie z panem domu.
- Pomódlmy się. - zaproponował pan domu.
Ah, zapomniałem wspomnieć. To bardzo wierząca rodzina. Wstałem i po krótkiej modlitwie znów opadłem na krzesło.
- Zayn? - spojrzałem na mamę Angeli - Nie wyglądasz najlepiej.
- Miałem ciężką noc. - odparłem tylko, na co siostry blondynki zachichotały.
Jeśli pomyślały, że ja i ona coś razem... Nie ma opcji! Musiałbym być idiotą.
- A cóż takiego robiłeś? - rzuciła mi przelotne spojrzenie.
Co za wścibska baba.
- Piłem. - mruknąłem nie wzruszony, a wrzawa przy stole ustała.
Czułem na sobie spojrzenia, każdej osoby siedzącej przy stole.
- Co robiłeś? - spytała ponownie.
- Upiłem się. - spojrzałem jej w oczy - Mówiłem, trudna noc.
- Można wiedzieć dlaczego? - kurwa, jeszcze jedno pytanie i wybuchnę.
- Z powodu pani córki. Ale myślę, że to są już nasze prywatne sprawy.
- To nie są wasze prywatne sprawy, bo chodzi o moją córkę! - ryknął ojciec Angeli - Zrobiłeś jej coś?! Pytam, skrzywdziłeś ją?!
Uniosłem tylko lekko brwi i spojrzałem na niego znudzony.
- Ona mnie skrzywdziła.
Wstałem i wyszedłem nie dziękując za zaproszenie na najgorszy obiad, na jakim byłem.
_______________________________________________________________________
Witam!
Stosunkowo szybko pojawia się rozdział i jak sądzę jest też dość krótki -.-
Muszę przyznać, że ciekawie piszę się inną perspektywę :)
Mam co do tego pytanie: wrócić do Roly czy zostać przy Zaynie?
Sama nie wiem jak poprowadzić tą drugą część, ale przynajmniej trochę się wyjaśniło...
A konkretnie to dlaczego Malik się tak zachował.
Jakieś sugestie?
Do następnego! ;)
środa, 6 września 2017
25. Pozytywny
Padało. Niezwykle rzadko, ale akurat dziś padało. Nie miałam tego za złe pogodzie, że się zepsuła, choć pokrzyżowała mi plany. Miałam dziś po pracy iść z Zaynem na piknik. Niestety, nie wypali. Trudno. Musimy to przełożyć. Tymczasem wróciłam myślami do pracy. Czekałam na modelki. Przez tą chwilę, kiedy one się przebierały, konsumowałam moje drugie śniadanie, zrobione przez najlepszego szefa kuchni, czyli mnie. No Malik się do tego dołożył. Wrzucił mi najlepsze na świecie ciasto. Nigdy nie jadłam czegoś tak dobrego. Jeśli on to przyrządził to od dziś nie będzie miał spokoju w domu. Nadal mieszkaliśmy osobno, ale jakby razem. Albo ja spałam u niego, albo on u mnie. Częściej powtarzała się ta druga opcja, bo Kevin zmusił mnie do stałych godzin pracy. Zayn mógł sobie pozwolić na elastyczność. Trochę mu tego zazdrościłam. Miałam wrażenie jakby Vin chciał nas trochę od siebie odseparować. Zrobił się trochę dziwny. Jakiś spięty i zupełnie oderwany od swojej rzeczywistości. To nie było do niego podobne. Zupełnie jakby coś się stało. Ale kiedy pytałam zbywał mnie. Nie chciałam cisnąć. Choć bolało mnie gdy go takiego widziałam. Nie było mu łatwo. A ja nie potrafiłam mu pomóc. Trochę się tym zadręczałam.
Na sale wróciły Angela, Sylvia i Sandra. Ta ostatnia szeroko się do mnie uśmiechnęła. Odwzajemniłam jej gest. Zrobiłam im chyba milion zdjęć. Naprawdę. Dostaliśmy nową kolekcję ciuchów i trzeba było to wszystko ogarnąć. Byłam padnięta, jak nigdy, gdy skończyłyśmy. Czekałam na Zayna. Obiecał, że po mnie przyjedzie. Z przebieralni w samej bieliźnie wyszła Angela. Właśnie w tej chwili pojawił się też Mulat. Dziewczyna podeszła do niego kręcąc biodrami. Malik spojrzał na mnie i minął blondynkę. Ciasno objął mnie ramionami w talii i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęłam się delikatnie. Tak za każdym razem może mi pokazywać, że w dupie ma inne dziewczyny. Złapałam go za rękę.
- Idziemy do domu? - spytałam zakładając na ramię torbę z aparatem.
Zabrał ją ode mnie i cmoknął mój polik.
- Tak. I mam nadzieję, że dziś Vin nie pokrzyżuje nam planów. - rzucił.
Westchnęłam cicho. Kevin naprawdę potrafił się zatroszczyć o to, żebyśmy nie mieli dla siebie czasu. Dzwonił kiedy tylko wróciłam z pracy, że mnie potrzebuje. Mówił, że zajmie to dużo czasu. Nie zawsze się to sprawdzało, ale Zayn nie chciał się nudzić sam w moim mieszkaniu, więc umawiał się do studia. Kiedy ja wracałam po 30 minutach Mulat niestety nie mógł się urwać. Miał zarezerwowany czas na dwie, trzy godziny. Widywaliśmy się w takie dni dopiero wieczorami i byliśmy zbyt zmęczeni na aktywne spędzenie wspólnego czasu. Na jakiegokolwiek spędzenie wspólnego czasu. W sumie szliśmy od razu spać.
- Roly... - o nie.
Odwróciłam się słysząc za sobą Kevina. Spojrzał na splecione dłonie moje i Zayna. Westchnął. Przeniósł swój wzrok na mnie.
- Roly mu... - przerwałam mu.
- Błagam nie dzisiaj. - odezwałam się cicho - Vin powiedz mi co się dzieje. Mam dość tego, że odciągasz mnie od Zayna.
Malik zaciągnął się powietrzem. Zmarszczyłam brwi. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie przez ramię. Był zdenerwowany. To mało powiedziane. Był cholernie wkurzony.
- To tak kurwa?! - podszedł do Kevina, a ja natychmiast spróbowałam wbić się pomiędzy nich - Dlatego trzymasz ją tyle w pracy, tak?
- Nie mam innego wyjścia! - odwarknął mój przyjaciel - Nie będzie przynajmniej cierpiała. - Malikowi opadły ramiona - Lubię cię Zayn, traktuję cię jak brata. Ale to jest moja młodsza siostra. - wskazał na mnie - Nie chcę, żeby po tym co przeszła, musiała znów się w to wpieprzać.
Vin posłał mi przepraszające spojrzenie i odszedł. Nic z tego nie rozumiałam. Spojrzałam na Zayna. Chciałam, żeby mi wszystko wytłumaczył, żeby powiedział mi o co chodzi. Nie chciałam martwić się o nasz związek. Chciałam wiedzieć, że zawsze będziemy dla siebie. Tymczasem nie byłam już tego taka pewna. Malik zerknął na mnie i spuścił wzrok.
- Powiedz mi. - poprosiłam.
- Nie mogę. - westchnął cicho.
- Zayn! - uniosłam ton głosu.
- Nie! - warknął na mnie, a w jego oczach zapłonął gniew - Nie wiesz o co chodzi, więc się nie wtrącaj!
Nie wiedziałam dlaczego się na mnie uniósł. Walczyłam tylko o prawdę. Zbyt wiele kłamstw przewinęło się przez moje życie. Nie chciałam kolejnych. Ale jego słowa bardzo mnie zabolały.
- W takim razie nie będę się wtrącać! - krzyknęłam do niego - Nie musisz dzisiaj do mnie przychodzić. - dodałam ciszej.
- Świetnie. - syknął. Rzucił moją torbą z aparatem o podłogę - Baw się dobrze sama.
I wyszedł. A ja upadłam na kolana. Z moich oczu sączyły się łzy. Rozpięłam torbę. Urządzenie było roztrzaskane. Zabolało mnie serce. Oszczędzałam kilka dobrych lat na ten aparat. Wyjęłam kartę pamięci. Na szczęście była nie uszkodzona.
- Roly... - Vin pojawił się znikąd.
Otarłam poliki i dałam mu torbę.
- Spróbuj go naprawić. - poprosiłam tylko cicho i odeszłam.
Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Źle się czułam. Nie chciałam kłócić się z Zaynem. Ufałam mu, ale nie w tej sytuacji. To robiło się co raz dziwniejsze. Vin zbyt wiele wiedział na ten temat. I wiedziałam, że nic mi nie powie. Bo dlaczego miałby? W końcu Malik też jest jego przyjacielem. Nie chciałam godzić się z porażką. Nie chciałam pozwolić sobie myśleć, że straciłam Zayna. Ale coś w środku nie pozwalało mi inaczej. Czułam... Czułam, że odszedł na zawsze. I, głupia, próbowałam się do niego dodzwonić, ale oczywiście nie odebrał. Czego się spodziewałaś? Że od razu po tym jak zmieszał cię z błotem, wróci i przeprosi? Nie. Oczekiwałam tylko spokojnej i szczerej rozmowy. Niczego poza tym. Myślałam, że to nie było wiele. Myliłam się.
Zamknęłam drzwi od mieszkania. Klucze odrzuciłam gdzieś w kąt, a buty ściągnęłam w drodze do salonu. Nie dbałam o to gdzie będą później ani o to, że będę ich szukać. Usiadłam na kanapie i znów płakałam. Bo mogłam spędzić ten czas z tym kretynem, którego tak mocno pokochałam. Tymczasem rozeszliśmy się w gniewie. Nie tak powinno to wszystko wyglądać. Byłam na siebie zła, że na to pozwoliłam. Powinnam go zatrzymać, spróbować nakłonić do zwierzeń. Tylko jak? To przecież Zayn. Dostałam sms. Odblokowałam komórkę. Po chwili obraz mi się zamazał od łez. Szybko zamrugałam. To musiał być sen. Wiadomość była od Malika. A w niej zdjęcie jego całującego się z Angelą. A więc tak to wyglądało. Pokłóciliśmy się i poszedł do niej. Czego oczekiwałaś? Że ktoś cię w końcu naprawdę pokocha? Po tym co mi mówił... tak. Wierzyłam, że mnie kocha. Szczerze i mocno. Chciałam w to wierzyć.
Na sale wróciły Angela, Sylvia i Sandra. Ta ostatnia szeroko się do mnie uśmiechnęła. Odwzajemniłam jej gest. Zrobiłam im chyba milion zdjęć. Naprawdę. Dostaliśmy nową kolekcję ciuchów i trzeba było to wszystko ogarnąć. Byłam padnięta, jak nigdy, gdy skończyłyśmy. Czekałam na Zayna. Obiecał, że po mnie przyjedzie. Z przebieralni w samej bieliźnie wyszła Angela. Właśnie w tej chwili pojawił się też Mulat. Dziewczyna podeszła do niego kręcąc biodrami. Malik spojrzał na mnie i minął blondynkę. Ciasno objął mnie ramionami w talii i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęłam się delikatnie. Tak za każdym razem może mi pokazywać, że w dupie ma inne dziewczyny. Złapałam go za rękę.
- Idziemy do domu? - spytałam zakładając na ramię torbę z aparatem.
Zabrał ją ode mnie i cmoknął mój polik.
- Tak. I mam nadzieję, że dziś Vin nie pokrzyżuje nam planów. - rzucił.
Westchnęłam cicho. Kevin naprawdę potrafił się zatroszczyć o to, żebyśmy nie mieli dla siebie czasu. Dzwonił kiedy tylko wróciłam z pracy, że mnie potrzebuje. Mówił, że zajmie to dużo czasu. Nie zawsze się to sprawdzało, ale Zayn nie chciał się nudzić sam w moim mieszkaniu, więc umawiał się do studia. Kiedy ja wracałam po 30 minutach Mulat niestety nie mógł się urwać. Miał zarezerwowany czas na dwie, trzy godziny. Widywaliśmy się w takie dni dopiero wieczorami i byliśmy zbyt zmęczeni na aktywne spędzenie wspólnego czasu. Na jakiegokolwiek spędzenie wspólnego czasu. W sumie szliśmy od razu spać.
- Roly... - o nie.
Odwróciłam się słysząc za sobą Kevina. Spojrzał na splecione dłonie moje i Zayna. Westchnął. Przeniósł swój wzrok na mnie.
- Roly mu... - przerwałam mu.
- Błagam nie dzisiaj. - odezwałam się cicho - Vin powiedz mi co się dzieje. Mam dość tego, że odciągasz mnie od Zayna.
Malik zaciągnął się powietrzem. Zmarszczyłam brwi. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie przez ramię. Był zdenerwowany. To mało powiedziane. Był cholernie wkurzony.
- To tak kurwa?! - podszedł do Kevina, a ja natychmiast spróbowałam wbić się pomiędzy nich - Dlatego trzymasz ją tyle w pracy, tak?
- Nie mam innego wyjścia! - odwarknął mój przyjaciel - Nie będzie przynajmniej cierpiała. - Malikowi opadły ramiona - Lubię cię Zayn, traktuję cię jak brata. Ale to jest moja młodsza siostra. - wskazał na mnie - Nie chcę, żeby po tym co przeszła, musiała znów się w to wpieprzać.
Vin posłał mi przepraszające spojrzenie i odszedł. Nic z tego nie rozumiałam. Spojrzałam na Zayna. Chciałam, żeby mi wszystko wytłumaczył, żeby powiedział mi o co chodzi. Nie chciałam martwić się o nasz związek. Chciałam wiedzieć, że zawsze będziemy dla siebie. Tymczasem nie byłam już tego taka pewna. Malik zerknął na mnie i spuścił wzrok.
- Powiedz mi. - poprosiłam.
- Nie mogę. - westchnął cicho.
- Zayn! - uniosłam ton głosu.
- Nie! - warknął na mnie, a w jego oczach zapłonął gniew - Nie wiesz o co chodzi, więc się nie wtrącaj!
Nie wiedziałam dlaczego się na mnie uniósł. Walczyłam tylko o prawdę. Zbyt wiele kłamstw przewinęło się przez moje życie. Nie chciałam kolejnych. Ale jego słowa bardzo mnie zabolały.
- W takim razie nie będę się wtrącać! - krzyknęłam do niego - Nie musisz dzisiaj do mnie przychodzić. - dodałam ciszej.
- Świetnie. - syknął. Rzucił moją torbą z aparatem o podłogę - Baw się dobrze sama.
I wyszedł. A ja upadłam na kolana. Z moich oczu sączyły się łzy. Rozpięłam torbę. Urządzenie było roztrzaskane. Zabolało mnie serce. Oszczędzałam kilka dobrych lat na ten aparat. Wyjęłam kartę pamięci. Na szczęście była nie uszkodzona.
- Roly... - Vin pojawił się znikąd.
Otarłam poliki i dałam mu torbę.
- Spróbuj go naprawić. - poprosiłam tylko cicho i odeszłam.
Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Źle się czułam. Nie chciałam kłócić się z Zaynem. Ufałam mu, ale nie w tej sytuacji. To robiło się co raz dziwniejsze. Vin zbyt wiele wiedział na ten temat. I wiedziałam, że nic mi nie powie. Bo dlaczego miałby? W końcu Malik też jest jego przyjacielem. Nie chciałam godzić się z porażką. Nie chciałam pozwolić sobie myśleć, że straciłam Zayna. Ale coś w środku nie pozwalało mi inaczej. Czułam... Czułam, że odszedł na zawsze. I, głupia, próbowałam się do niego dodzwonić, ale oczywiście nie odebrał. Czego się spodziewałaś? Że od razu po tym jak zmieszał cię z błotem, wróci i przeprosi? Nie. Oczekiwałam tylko spokojnej i szczerej rozmowy. Niczego poza tym. Myślałam, że to nie było wiele. Myliłam się.
Zamknęłam drzwi od mieszkania. Klucze odrzuciłam gdzieś w kąt, a buty ściągnęłam w drodze do salonu. Nie dbałam o to gdzie będą później ani o to, że będę ich szukać. Usiadłam na kanapie i znów płakałam. Bo mogłam spędzić ten czas z tym kretynem, którego tak mocno pokochałam. Tymczasem rozeszliśmy się w gniewie. Nie tak powinno to wszystko wyglądać. Byłam na siebie zła, że na to pozwoliłam. Powinnam go zatrzymać, spróbować nakłonić do zwierzeń. Tylko jak? To przecież Zayn. Dostałam sms. Odblokowałam komórkę. Po chwili obraz mi się zamazał od łez. Szybko zamrugałam. To musiał być sen. Wiadomość była od Malika. A w niej zdjęcie jego całującego się z Angelą. A więc tak to wyglądało. Pokłóciliśmy się i poszedł do niej. Czego oczekiwałaś? Że ktoś cię w końcu naprawdę pokocha? Po tym co mi mówił... tak. Wierzyłam, że mnie kocha. Szczerze i mocno. Chciałam w to wierzyć.
* * *
Oficjalnie Zayn ze mną nie zerwał. Ale nie liczyłam już na nic z jego strony. Publicznie pokazywał się z tą jebaną modelką. Nienawidziłam jej. Bo odebrała mi mężczyznę mojego życia. Vin był przy mnie kiedy tylko mógł. Pozwolił mi nawet wziąć urlop, ale nie chciałam. Musiałam się czymś zająć, żeby o tym wszystkim nie myśleć. Źle się czułam. Fizycznie i psychicznie. Przechodziłam chyba kolejną depresję. Kevin nie wiedział już co robić. Siedział ze mną, przytulał, wspierał. Ale on nie był Malikiem, którego potrzebowałam. Po co się zakochiwałam? Po co mi to było? Ja... chciałam mieć go obok. A teraz? Widzę go tylko na ekranie. To tak cholernie boli.
Kolejny dzień z z rzędu czułam się fatalnie. I wtedy do głowy przyszła mi najgorsza myśl na świecie. Jestem w ciąży. Nie mogłam być. Miałam zaledwie dwadzieścia jeden lat i byłam sama. Nie chciałam zostać samotną matką w tak młodym wieku. Miałam jeszcze czas na dzieci. I nie był to ten czas. Jak najszybciej pobiegłam do apteki po test. Bałam się wyniku. Bałam się, że będzie pozytywny. Bałam się na tyle, że poprosiłam o odczytanie Vina. Siedział przy mnie i próbował sprawić, żebym poczuła się lepiej. Nic nie pomagała. Zwymiotowałam dwa razy ze stresu. Czułam się słaba.
- Przykro mi Roly. - mruknął Vin - Pozytywny.
___________________________________________________________
Hej!
Tak, wiem że strasznie krótki, ale potraktujcie to jako epilog części pierwszej. Tak, kończymy część pierwszą.
Mam dla was element zaskoczenia w części drugiej. Nie będę jej jakoś specjalnie oddzielać, po prostu będzie sobie częścią drugą pisaną na tym samym blogu i porządkowaną kolejnymi liczbami (26 i tak dalej)
Jako że zaczął się rok szkolny, to mogę mieć małe (tak, małe hah) opóźnienia. Proszę o zrozumienie. To nowa szkoła i muszę to jeszcze ogarnąć.
Tak więc piszcie co myślicie o zachowaniu Malika i co to za dziwna sprawa, hm?
Do następnego! :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)